Radny Gorzowa mieszka w Szwecji. Da się tak?
- Da się - zapewnia radny Michał Szmytkowski. Odpowiada na pytania, które gorzowianie zadają w internecie. Zarzucają mu, że jest radnym na pół gwizdka.
Jak wygląda Twoje życie? Jesteś w Gorzowie czy w Szwecji?
Czasem jestem w Gorzowie trzy miesiące z rzędu - wtedy nie robię nic innego, tylko zajmuję się lokalnymi sprawami. Bywa, że mogę przyjechać tylko na kilka dni, rezygnuję wtedy z pracy, kupuję bilety lotnicze. Można śmiało powiedzieć, że 180 dni w roku pracuję dla rodziny, a drugie 180 służę tylko miastu.
Jak wygląda Twój dzień?
Jak każdy, na co dzień pracuję, aby utrzymać rodzinę. W zależności od tego, jak pozwolą dzieci, wstaję między 5 a 7, niezależnie od tego, gdzie jestem, przed 8 mam już zrobioną prasówkę. Do kontaktu z mieszkańcami wykorzystuję Facebooka i Twittera, ale mam też kontakty z gorzowianami, którzy dysponują tylko stacjonarnym numerem telefonu i bardzo sobie takie kontakty cenię. Zawalam trochę życie rodzinne, ale liczyłem się z tym, startując w wyborach.
Na ilu sesjach byłeś?
Mogę się pomylić - mam 19 obecności i osiem opuszczonych. Jest mi z tym ciężko, ale w sezonie zimowym nie mogę sobie pozwolić na rezygnację z pracy. Pracuję na siebie i znam wartość pracy i pieniądza. Jestem zwykłym pracownikiem, trochę emigrantem, trochę przedsiębiorcą i takich prostych gorzowian reprezentuję. Poza tym rady nie można też traktować jak maszynki do głosowania – a tak niestety to wygląda. Nie potrafię zrozumieć takiego podejścia. A za największe świństwo uważam przychodzenie na sesję czy komisję, by się podpisać i dostać dietę, a wyjść przed zakończeniem bez solidnego wytłumaczenia.
Ile masz diety radnego?
Dostaję 1,4 tys. zł miesięcznie jak jestem obecny i 700 zł jak mnie nie ma. Najtańszy bilet w dwie strony z pracy to 2,5 tys. zł, a bywa, że płacę 5 tys. zł. Za nieobecność w pracy nikt mi nic nie zwraca - mam jednoosobową działalność. W Gorzowie jeżdżę MZK i rowerem, czasem - jak to pilne - to pożyczę fiata cinquecento od rodziców. Za dietę kupuję też „wypasiony” abonament telefoniczny za 150 zł, aby zawsze mieć kontakt z mieszkańcami. 50-100 zł idzie na każde spotkanie w większym gronie z mieszkańcami, około 400 zł oddaję na organizacje pozarządowe. Tak wydaję dietę. Jeżeli coś zostaje, to niemalże każdego miesiąca mamy w Gorzowie jakąś lokalną charytatywną akcję - tak wydaję pieniądze z diety i nie mówię tego, żeby się przechwalać czy podbić swoje ego - tylko dlatego, że pytasz. Mieszkańcy pytają, co robi ten Szmytkowski, więc odpowiadam.
A czym się w radzie zajmujesz?
Najważniejszym punktem mojej pracy było umieszczenie w strategii rozwiązywania problemów społecznych tzw. biednych pracujących. Nie ma tego chyba w żadnym innym mieście. Mamy poważny problem z tym, że zdrowi, pracowici gorzowianie i gorzowianki, bez nałogów, z zawodem żyją poniżej progu ubóstwa. Pracując ponad normę, nie są w stanie się utrzymać. Oczkiem w głowie jest też ul. Kazimierza Wielkiego i Kłodawka. Starałem się o ścieżkę rowerową i drogi dojazdowe do szkół na Piaskach - mam nadzieję, że niedługo kierowcy, piesi i rowerzyści odczują zmiany na plus. Staram się o kompleksowe rozwiązanie na skrzyżowaniu ul. Wyszyńskiego z Owocową. Przyziemne sprawy. Dla mnie ludzie mają żyć godnie i być szczęśliwi na co dzień – nie raz do roku czy raz na cztery lata, przed wyborami.
Co byś powiedział tym, co mówią: - Szmytkowski nie mieszka w Gorzowie, a zajmuje miejsce w radzie!
Mieszkam w Gorzowie i jestem gorzowianinem oddanym miastu po uszy. Tak, mieszkanki i mieszkańcy, zajmuję miejsce w radzie i Was reprezentuję. Będę to robił przez następne dwa lata i dam z siebie wszystko: jak do tej pory i jeszcze więcej, ale sam nic nie zdziałam. Potrzebuję Waszych uwag, interpelacji, wniosków, spotkań z Wami i Waszego zaangażowania w nasz Gorzów, na którym nam tak zależy. Piszcie: asp.szmytkowski@ gmail.com.