Radny z Białogardu chwycił za pędzel i wymalował most
Cztery dni zajęło radnemu malowanie betonowych balustrad starego mostu. Piątego dnia do ratusza wpłynęła na niego skarga: przecież to wandalizm
- Dwóch typków chciało zarobić u mnie parę złotych - opowiada Jerzy Harłacz, radny miejski z Białogardu.
- Powiedziałem im, że robota jest. I jak ją wykonają, to pieniądze będą. Kupiłem im farby, chyba z 20 litrów, szczotki do zeskrobania starej warstwy, przywiozłem na most i powiedziałem, że mają to wszystko pomalować. Niestety, po godzinie byli już pijani. Przegoniłem ich i sam wziąłem się do roboty. Bo jak coś postanowię, to robię do końca.
Po czterech dniach pracy radny pochwalił się swoją robotą w internecie. Brudne, szarobure i zniszczone do tej pory balustrady, pokolorował na ceglany i złoty. Nie minęło jednak kilka godzin, gdy do białogardzkiego ratusza wpłynęła na niego skarga.
„Czy radny miał prawo wykonać te prace? Czy zrobił to na polecenie miasta? Czy można bezkarnie malować miejskie obiekty? Przecież to wandalizm” - napisał mieszkaniec.
- Ta skarga jest anonimowa, więc nie odpowiem na nią - komentuje burmistrz Krzysztof Bagiński.
- Choć o malowaniu mostu wiem. Harłacz to specyficzny radny. Rzeczywiście, mógł poinformować nas, że zamierza wymalować ten obiekt. Ale przyznam: to była pożyteczna robota. Most wygląda nie najgorzej. Wyjątkowo więc konsekwencji wyciągać nie będziemy.
Ale na przyszłość apeluję do mieszkańców, by jednak zgłaszali nam takie przedsięwzięcia. Choć wątpię, by oprócz Harłacza ktoś chciał jeszcze coś takiego zrobić...