Radosny basket w naszej hali. Stelmet gromi Trefla
Stelmet BC odrobił cześć ligowych zaległości. Wczoraj w meczu z ekipą z końca tabeli - Treflem Sopot wygraliśmy wysoko i efektownie.
Stelmet BC Zielona Góra - 102
Trefl Sopot - 79
Kwarty: 22:15, 35:15, 20:25, 25:24.
Stelmet: Mat. Ponitka 15 (1), Zamojski 15 (2), Koszarek 11 (3), Hrycaniuk 11, Moldoveanu 4 oraz Szewczyk 21 (2), Marc. Ponitka 9 (1), Gruszecki i Djurisić po 4.
Trefl: Majok 18, Bilinovać 17 (2), Śmigielski 6 (1), Stefański 4, Krefft 13 (3) oraz: Kulka 11 (3), Dzierżak 4, Sikora 5, Motylewski 0.
Sędziowali: Tomasz Trawicki (Szczecin), Sławomir Moszakowski, Jan Piróg (obaj Wrocław)
Widzów: 2.500.
Jeszcze do niedawna byłoby to spotkanie czołowych drużyn. Dziś obie ekipy są niemal na przeciwległych biegunach. Stelmet lideruje, awansował do ćwierćfinału Pucharu Europy. Trefl, który jeszcze przed dwoma laty też reprezentował Polskę w tych rozgrywkach teraz myśli raczej o tym, aby nie skończyć ligi na ostatnim miejscu. Piętnasta lokata zespołu z Sopotu nie jest zaskoczeniem.
Wszyscy czekali więc na spokojne, wysokie zwycięstwo. I tak było. Zaczęliśmy bardzo pewnie. Długo posiadaliśmy piłkę, zbieraliśmy. Jednak ku zaskoczeniu nie mogliśmy się wstrzelić. Na pierwszych siedem rzutów z gry trafiliśmy tylko raz. Na szczęście gościom szło jeszcze gorzej. Pierwsze punkty dla Trefla zdobył Marcin Stefański w czwartej minucie. Wygrywaliśmy wówczas zaledwie 4:2. Potem piłka zaczęła nam wpadać i odskoczyliśmy. Rywale starali się dotrzymać kroku. Starali się, walczyli. Nasza przewaga była, ale tylko kilkupunktowa. Kapitalnie zakończył pierwszą i zaczął drugą kwartę Szymon Szewczyk. Niemal równo z syreną trafił, a zaraz na początku po jego trójce odskoczyliśmy na 10 punktów - 25:15.
Zielonogórski Stelmet BC i Trefl Sopot. Dziś oba kluby są na innych biegunach
Potem mieliśmy kapitalny czas. Wszystko nam wchodziło. Mocno broniliśmy, seryjnie trafialiśmy. Rywal był bezradny. Wynik pierwszych czterech minut drugiej kwarty był porażający - 16:0. Dopiero wówczas niemoc Trefla przerwał Chorwat Josip Bilinovac. Wściekał się trener rywali, jego rodak Zoran Martić. Po jednej z decyzji sędziów przyznającej nam piłkę tak długo komentował aż zobaczył "technika". Stelmet grał efektownie, pokazywał fajne akcje, jak choćby wówczas, kiedy Dee Bost kozłował piłkę niemal na całej długości parkietu, "wjechał" pod wysokich zawodników Trefla i zdobył efektowne punkty. Przewaga rosła w zastraszającym tempie. Trener Saso Filipovski mógł więc już desygnować na boisko 18-letniego Marcela Ponitkę, który spokojnie prowadził grę. W 18 min po pięknym wsadzie Karola Gruszeckiego Stelmet wygrywał już 53:23. To był pogrom. W końcówce rywale trochę zmniejszyli różnicę.
Trzecią kwartę zaczęliśmy od spokojnego trzymania przewagi. W 22 min po trafieniu Łukasza Koszarka wygrywaliśmy najwyżej, bo 64:33. Potem jednak stanęliśmy i pozwoliliśmy Treflowi zdobyć kolejno dziesięć punktów. Trener Filipovski się zdenerwował i wziął czas. Poprawiliśmy koncentrację, ale ekipa z Sopotu jakby widząc, że nieco spadła nam skuteczność wyraźnie się poprawiła. W 27 min wygrywaliśmy ale już tylko 68:50. Oczywiście nie znaczyło to, że rywalem mogli myśleć, że coś w tym meczu mogą jeszcze zmienić. W ostatniej kwarcie już smakowaliśmy zwycięstwo. Znów były efektowne akcje oklaskiwane przez publiczność. W naszym zespole na parkiet nie wyszedł Dejan Borovnjak, który podczas treningu doznał urazu palca.