Rady osiedli kontra miasto
Spór idzie o politykę przestrzenną. Radni z osiedla Zawady chcą, by projektowane tereny zielone można było zabudować. Z kolei ci z osiedla Bema żądają ochrony układu urbanistycznego. Magistrat uważa, że czas na zgłaszanie opinii już minął
- Chcemy być miastem, a nie terenem zielonym, jak widzieliby to urzędnicy! Musimy się rozwijać! – denerwuje się Krzysztof Wilman, przewodniczący rady osiedla Zawady w Białymstoku.
Tak, jak przewodniczący czterech innych rad, złożył wniosek do – stworzonego właśnie przez miejskich urbanistów – studium zagospodarowania przestrzennego Białegostoku. We wniosku czytamy, że zaproponowany przez miasto obszar systemu przyrodniczego jest na Zawadach zbyt rozległy. To oburza mieszkańców.
– Na przykład na końcu (patrząc od ul. Lodowej – przyp. red.) ul. Skrzetuskiego są łąki, które jeśli studium zostanie przyjęte, nie będą mogły być zagospodarowane. To odrolnione działki, na których powinny stanąć domy – podkreśla Wilman.
Nie podoba mu się też pomysł urbanistów, by ul. Zawady objąć ochroną konserwatorską. – Tam nie ma żadnych zabytków, tylko jakieś drewniane rozwalające się chaty. A wiadomo, że ochrona konserwatorska to problem dla mieszkańców. Ciężko będzie dostać pozwolenia na remonty czy rozbudowy – uważa Wilman.
Pytamy go, dlaczego dopiero teraz zgłosił uwagi. Czas na konsultacje społeczne już się skończył.
– A kto wiedział, że w ogóle jest coś takiego jak studium? I że można zgłaszać uwagi? Urząd miasta na Zawadach na pewno o tym nie informował. Nie było żadnych plakatów czy ulotek – zarzuca nasz rozmówca.
Tyle że m.in. przez jego pismo uchwalenie studium może się odwlec w czasie. Nawet o dwa lata. Tak przynajmniej twierdził wiceprezydent Adam Poliński podczas ostatniej komisji zagospodarowania przestrzennego. Władze rozpatrzyły już uwagi mieszkańców i albo je przyjęły, albo odrzuciły. Jeśli teraz radni czy prezydent przyjmą wnioski rad osiedli to procedura ruszy od nowa.
– PiS krzyczał do tej pory, by urbaniści jak najszybciej pokazali projekt studium. Kiedy to zrobili partia próbuje zablokować jego uchwalenie. Przewiduję, że w tej kadencji to nie nastąpi – twierdzi radny PO Zbigniew Nikitorowicz.
A radny PiS Piotr Jankowski odpiera, że nie sposób przyjąć studium, które ma tyle błędów. – Prezydent musi w końcu posłuchać mieszkańców. Do tej pory odrzucał ich uwagi. Cieszę się, że sprawą zajęły się rady osiedli – mówi.
Maciej Rowiński-Jabłokow z rady osiedla Dojlidy potwierdza, że poprzednie uwagi mieszkańców do projektu studium były odrzucane. Niezmiennie chodzi o sprzeciw wobec planów budowy przedłużenia ul. Nowowarszawskiej, czyli słynnej już „drogi na bagnach”. Na zapleczu Pałacu Hasbacha ma powstać szosa po dwa pasy w jednym kierunku. Jej zadanie – odciążyć ruch z ul. Dojlidy Fabryczne.
– Rady osiedli powstały w czerwcu zeszłego roku. Siłą rzeczy nie mogły wcześniej zgłosić swoich wniosków do studium. Mamy nadzieję, że prezydent, jak i radni będą się bardziej liczyli z opinią rad niż pojedynczych mieszkańców – mówi Rowiński-Jabłokow.
We wnioskach rad mowa jest przede wszystkim o konkretnych inwestycjach. Zdarzają się jednak, jak w przypadku Dojlid Górnych, dyskusje ideowe. Przewodniczący tamtejszej rady Wojciech Żukowski pisze, że nie zgadza się z prezentowaną przez urbanistów koncepcją „rozwoju miasta do wewnątrz”.
– W śródmieściu wycina się zieleń i burzy zabytki, by wcisnąć nową zabudowę. A my mamy być marginalizowani? Z projektu studium wynika, że na naszym osiedlu ma być albo system przyrodniczy miasta, albo zabudowa jednorodzinna. Na 800-hektarowe osiedle to nieco za mało. Chłonność Dojlid Górnych to 18-20 tys. mieszkańców – twierdzi.
Dodaje, że na osiedlu jest tylko jedna szkoła i jedno przedszkole. Placówki są według niego przepełnione. – Nie ma nawet żłobka. Nie mówiąc już chociażby o domu kultury – podkreśla Wojciech Żukowski.
Wskazuje też ul. Skowronkową jako miejsce miastotwórcze – z usługami, terenem rekreacyjnym w sąsiedztwie itd.
– Władze powinny dążyć do zrównoważonego rozwoju wszystkich części miasta. Uchwalenie studium w tym kształcie wypromuje enklawę bogatego centrum miasta i stworzenie biednych przedmieść. Takich jak nasze osiedle, gdzie mieszkańcy nie będą mogli podnosić standardów życia – twierdzi Żukowski.
O ile wśród uwag np. rady osiedla Zawady przebija chęć, by miasto pozwoliło na rozwój i zbytnio w niego nie ingerowało poprzez ochronę zabytków czy przyrody, zupełnie inny charakter mają wnioski z dwóch pozostałych rad – z osiedli Białostoczek i Bema.
Przewodniczący rady tego ostatniego, Krzysztof Bocianiak żąda wręcz ochrony urbanistycznej w obrębie ulic: Bema, Kopernika, Wiejskiej i Pogodnej. W latach 70. ubiegłego wieku powstało tam osiedle z wielkiej płyty. – Jest jedynym białostockim przykładem tzw. jednostki szkolnej. W czasach PRL-u nazywano tak obszar, którego mieszkańcy mogą w 5-10 minut dojść do najbliższej szkoły, przedszkola, terenów sportowych czy obiektów handlu osiedlowego – opowiada Bocianiak.
Uważa, że ochrona urbanistyczna uchroniłaby osiedla przed takimi sytuacjami, jak ta z 2014 roku. Na podstawie warunków zabudowy deweloper uzyskał wtedy prawo do wybudowania dwóch 6-kondygnacyjnych bloków w miejscu dawnego żłobka przy ul. Pogodnej 4. Według naszego rozmówcy „zrujnowało to ład przestrzenny tej okolicy”.
– Tylko fragmenty osiedla posiadają plany miejscowe. A są one bardzo potrzebne. Szczególnie na terenie na zapleczu piekarni przy ul. Pogodnej. Chcemy, by miasto uchroniło to miejsce przed zakusami deweloperów. Widzielibyśmy tu teren rekreacyjny. Rozumiem, że miasto powinno się rozwijać, ale nie kosztem takich miejsc – przekonuje Krzysztof Bocianiak.
O terenie rekreacyjnym mówi też przewodniczący rady osiedla Białostoczek Zdzisław Małachwiejczyk. Widziałby takowy w okolicach skrzyżowania al. Tysiąclecia i ul. Sokólskiej. – Są plotki, że w pobliżu zlokalizowanej tam stacji paliw powstanie market. Myślę, że to nietrafiony pomysł na zagospodarowanie tego terenu – mówi.
Według niego powinien tu powstać skwer z placem zabaw, ciągami pieszymi i miejscem na organizowanie jarmarków czy kiermaszów.
– Tym bardziej, że niedaleko położone jest Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. W pobliżu ul. Sokólskiej mogłyby się odbywać imprezy o charakterze religijnym – podkreśla.
Wnioski rad trafiły do prezydenta. Mało prawdopodobne, że władze rozpatrzą je pozytywnie. Bo – jak wspominał to już podczas komisji wiceprezydent Adam Poliński – ingerencja w projekt oznacza wydłużenie procedury.
– Jeśli już uchwalamy studium powinniśmy się postarać, by było jak najlepsze. To dokument, który wyznacza przecież kierunki rozwoju na dziesiątki lat – uważa Piotr Jankowski.
W programie poniedziałkowej sesji rady miasta nie ma przedstawienia projektu studium. Gdyby nie wnioski rad, władze chciałby pewnie, by radni głosowali nad projektem już teraz. Ruch należy do prezydenta. Byle tylko nie trwało to przez kolejne lata.
Wnioski do projektu studium złożyły rady pięciu osiedli.
Są to: Berma, Białostoczek, Zawady, Dojlidy i Dojlidy Górne