Rafał Trzaskowski: W edukacji liczę na Pierwszą Damę
O reformie oświaty, relacjach polsko-białoruskich, gabinecie cieni i współpracy z Nowoczesną - mówi Rafał Trzaskowski, poseł Platformy Obywatelskiej. W rządzie cieni dostał tekę ministra spraw zagranicznych.
Dlaczego Pan uważa, że prezydent Andrzej Duda zawetuje reformę oświaty, zakładającą m.in. likwidację gimnazjów?
Mam nadzieję, że pan prezydent po raz pierwszy uniesie się ponad doraźny spór polityczny i stanie w obronie polskich dzieci. Pamiętajmy, że Pierwsza Dama Agata Duda pracowała przez wiele lat w szkole, zna problemy edukacyjne, to środowisko. Liczę, że wpłynie na pana prezydenta, by ta bardzo kontrowersyjna ustawa została zatrzymana. Obawiam się, czy nie chodzi o to, żeby pod pretekstem likwidacji gimnazjów zmienić podstawę programową i uczyć naszych dzieci zupełnie nowej wersji historii Polski.
Ale Agata Duda nie lubi publicznie zabierać głosu w politycznych sprawach.
Publicznie pierwsza dama nie musi zabierać głosu. Nie zachęcam jej do tego, chociaż może dobrze by było, gdyby głos zabrała. Tu raczej chodzi mi o przekonanie prezydenta. Myślę, że Agata Duda zdaje sobie sprawę z tego chaosu. Sprawa nie jest polityczna. Zresztą PiS w coraz większej części też uważa, że ta reforma to strzał we własną stopę i może źle się skończyć dla naszych dzieci.
Czyli PiS może zmienić zdanie w sprawie reformy edukacji?
Na razie się na to nie zanosi. Chociaż, jeżeli protesty społeczne będą się nasilały to nawet PiS jest zdolny do zmiany zdania. Tak było np. przy kontrowersjach wokół ustawy antyaborcyjnej.
Tylko czy na pewno ludzie chcą bronić gimnazjów? Sondaż dzienników Polska Press pokazał, że te szkoły ciągle mają więcej przeciwników.
To się bierze z tego, że ludzie są przyzwyczajeni do swoich dobrych czasów, kiedy kończyli szkoły: podstawówki, licea. Natomiast większość rodziców jest przerażona chaosem, który może zapanować. Mam córkę w szóstej klasie szkoły podstawowej i nie wiem, ani nauczyciele nie są w stanie nam wytłumaczyć, co się będzie działo w ciągu następnych dwóch lat. Może ludzie są przyzwyczajeni do starego systemu, ale rodzice, których dzieci są w szkole, na pewno są przeciwko reformie obecnego rządu. Już mój syn cierpiał, bo poszedł rok temu do szkoły jako 6-latek, a zaraz potem zmieniono przepisy.
To Platforma obniżyła wiek szkolny, wbrew woli wielu rodziców. Pokazał to ubiegłoroczny nabór. Rodzice wybrali zerówki zamiast pierwszych klas.
I pojawia się pytanie dlaczego. Wszędzie na świecie sprawdza się model posyłania dzieci wcześniej do szkoły. Do pierwszej klasy idą nawet pięciolatki. Widać, że to potem procentuje. Natomiast u nas bardziej zdecydowało przywiązanie do tego co jest, co było, niż gruntowna analiza korzyści dla dzieci. Dla mnie to drugie kryterium jest ważniejsze. Wracając do gimnazjów, proszę zauważyć, że poszybowaliśmy w górę we wszystkich statystykach właśnie po reformie gimnazjalnej. I nie jest to reforma, którą wprowadziła PO. Więc nie można mówić, że jesteśmy przywiązani do tego co nasze, tylko do tego co rozsądne.
O edukacji z pewnością PO będzie debatować w ramach powołanego niedawno rządu cieni. Pan zajmuje się tam ministerstwem spraw zagranicznych. Jest Pan cieniem Witolda Waszczykowskiego. Jaką recenzję może Pan wystawić szefowi MSZ?
Nie zdziwię tutaj nikogo, mówiąc, że te recenzje nie są dobre. Z pozycji państwa, które miało wpływ na to, co się dzieje w UE, które było przewidywalnym i respektowanym partnerem, Polska straciła bardzo wiele. Zdążyła obrazić swoich partnerów, marginalizuje się w UE na własne życzenie, nie jest w stanie bronić polskiej racji stanu.
A sukcesy Witolda Waszczykowskiego?
Jest ich, niestety, niewiele. Do sukcesów można zaliczyć to, że do końca została doprowadzona sprawa szczytu NATO. Chociaż większość zapisów, które są dla Polski ważne, np. Wschodnia Flanka zostały przygotowane przez poprzedni rząd. Natomiast rzeczywiście rząd PiS zorganizował szczyt wzorowo i doprowadził sprawę do końca.
Witold Waszczykowski, podsumowując rok swojej pracy, wspomniał też o odtworzeniu relacji polsko-białoruskich. Mamy przełom?
Nie uważam, że mamy przełom. Myśmy próbowali wielu strategii w budowaniu konstruktywnych relacji z Mińskiem. Białoruś jest państwem, które w pewnym sensie samo się izoluje. Bardzo trudno jest wpływać na to, co tam się dzieje.
A Pan pojechałby z oficjalną wizytą na Białoruś? Taką złożył Witold Waszczykowski.
Ja bym się wahał, czy w sytuacji, gdy Aleksander Łukaszenka nie zmienia swojej postawy wobec opozycji, taka wizyta to byłby dobry pomysł. Łukaszenka w tej chwili bardzo instrumentalnie pogrywa sobie nie tylko w relacjach z Polską.
Ale uruchomiony został bezwizowy ruch turystyczny w strefie Kanału Augustowskiego, dzięki któremu można odwiedzić np. Grodno
I to jest oczywiście ważne. Proszę jednak zauważyć, że przez osiem lat naszych rządów, również mieliśmy różne fazy w relacjach z Białorusią. Było i takie relatywne otwarcie, było i zamknięcie. Wpływ na to miała sytuacja wewnętrzna w tym kraju. Dlatego nie mówię, że ruch ministra Waszczykowskiego w stosunku do Mińska był zły. Czas pokaże, czy będzie to trwałe.
Jako szef MSZ, gdzie udałby się Pan na pierwszą wizytę zagraniczną?
Jeśli chodzi o ministra spraw zagranicznych ważny jest wymiar symboliczny i roboczy. Roboczo jedzie się do Brukseli, załatwiać najważniejsze sprawy dla Polski. Jeżeli chodzi o symbol, to byłyby to Niemcy. Tym bardziej że relacje miedzy naszymi krajami psują się, mimo że minister Waszczykowski zaklina rzeczywistość, mimo że prezes Kaczyński uważa Angele Merkel za dobrego partnera. Relacja polsko-niemieckie są dla nas najistotniejsze.
A co jest najistotniejsze dla Polski Wschodniej? W środę wszyscy czołowi politycy PO byli w naszym województwie na spotkaniach programowych.
Zacznę od polityki zagranicznej. Myśmy przez osiem lat próbowali budować bliskie relacje z naszymi wschodnimi partnerami. Partnerstwo wschodnie było okrętem flagowym. Ważne były też relacje z Ukrainą, jak i próba nawiązania kontaktów z Białorusią. W tej chwili, mimo hucznych zapowiedzi, rząd PiS nic w tej sprawie nie robi. Nie słyszę o próbie budowania szerszej koalicji, poza tym ruchem dotyczącym Białorusi. Nie widzę też budowania spójnej koalicji w ramach UE.
A jeżeli chodzi o wewnętrzne sprawy Polski Wschodniej?
Proszę pamiętać, że to my wynegocjowaliśmy z UE specjalne pieniądze dla tego regionu. To PO zabiegała o decentralizację państwa i oddawanie pieniędzy w ręce samorządów. PiS proponuje w tej chwili coś dokładnie odwrotnego. To myśmy rozwijali infrastrukturę, a PiS teraz blokuje wiele inwestycji. Spowolnienie gospodarcze powoduje, że pieniędzy jest mniej.
Z drugiej strony wiele osób uważa, że to PO zapomniała o Polsce Wschodniej. Np. nie ruszyła budowa S19.
Do Białegostoku jechaliśmy z Lublina właśnie dziewiętnastką. Widzimy, że droga jest miejscami remontowana. Ale ja bardziej zwracam uwagę na to, jak się Polska Wschodnia zmieniła. Wszędzie widać inwestycje unijne. To zupełnie inne miejsce, niż jeszcze kilka lat temu. Oczywiście Polska Wschodnia dalej odstaje od reszty kraju, ale różnice nie są już tak widoczne.
To jakie są priorytety dla naszego regionu, byśmy nie odstawali od reszty kraju?
Przywrócenie wymiaru wschodniego w polityce zagranicznej , co dynamizuje cały region. I to jest niesłychanie istotne. Na pewno trzeba kontynuować budowę infrastruktury drogowej w tej części kraju. Natomiast myśmy zawsze z dużym szacunkiem traktowali specyfikę tego regionu. Chodzi mi zarówno o kwestię mniejszości narodowych, religijnych jak i np. Puszczę Białowieską. Jako minister administracji i cyfryzacji odpowiadałem za kontakty z mniejszościami.
Teraz głośno jest o wypowiedzi posłanki PiS w sprawie deportacji prawosławnych, muzułmanów i ateistów.
Ta wypowiedź jest skandaliczna. To pokazuje brak zrozumienia takiego regionu jak Podlaskie, gdzie ludzie o różnych wyznaniach żyją obok siebie od setek lat. To szczególnie ubogaca nasz kraj. Tu na Podlasiu zachowała się historia I Rzeczpospolitej, różnorodnej pod względem wyznania i narodowości.
Wracając do wielkiej polityki, wyobraża Pan sobie zjednoczenie opozycji i np. wspólną listę do parlamentu?
Ścisła współpraca to konieczność. Tylko jako zjednoczona opozycja mamy możliwość wygrania z PiS-em. Żeby było jasne. Nie mówię o utworzeniu jednej partii, tylko o współpracy, choćby o tej wspólnej liście. Tym bardziej że możliwa jest zmiana ordynacji wyborczej. O tym oczywiście można rozmawiać. Natomiast nie jest wykluczone, że partia rządząca będzie chciała dostosować okręgi wyborcze pod PiS.
Kto bardziej nadaje się na lidera opozycji Grzegorz Schetyna czy Ryszard Petru?
Moje zdanie w tej sprawie, jako członka PO jest jasne - Grzegorz Schetyna. Obie partie mogą ze sobą pozytywnie współzawodniczyć, ale muszą też współpracować.
Złośliwi mówią, że PO stworzyła rząd cieni, choć jest cieniem samej siebie, patrząc chociażby na sondaże.
Ale ten ostatni daje PO ok. 20 proc. poparcia, Nowoczesnej - 9 proc. Ja bym się sondażami nie zajmował tak mocno. Raz to my mamy lepsze wyniki, raz Nowoczesna. Natomiast nie ulega wątpliwości, że jesteśmy największą siłą opozycyjną w Sejmie, że mamy największe doświadczenie. Tym, którzy ironicznie mówią o gabinecie cieni przypominam, że wszystkim powinno zależeć, żeby debata w Polsce była merytoryczna i efektywna. To jest z naszej strony sygnał, że chcemy wziąć w niej udział. Pokazujemy, że mamy wielu specjalistów, którzy są przygotowani do rządzenia krajem. Mnóstwo ludzi z fajną energią, fajnymi pomysłami jest także w Nowoczesnej. Tylko oni nie mają doświadczenia.
A w PiS są politycy, z którymi byłby Pan w stanie się porozumieć?
Niestety, jest ich niewielu. W PiS-ie jest coraz mniej osób zdolnych do samodzielnego myślenia. Nie będę tu wymieniać nazwisk, by nie robić nikomu niedźwiedziej przysługi.
Pewne jest za to, że to PiS ciągle jest pierwszą siła w kraju.
Myślę, że to się wkrótce zmieni. PiS przeszedł w tej chwili do atakowanie wszystkich: kobiet, rodziców, samorządowców, przedsiębiorców, rolników. Prędzej czy później spora część społeczeństwa uzna, że dokonała złego wyboru, stawiając na PiS.