
To historia nadająca się idealnie na scenariusz filmowy. Pokazuje, że Polacy nie byli obojętni na losy ludności żydowskiej. Dąbrowianin, Konstanty Sielańczyk próbował ratować rodzinę Kleinów. Mało brakowało, by przypłacił to śmiercią.
Konstanty Sielańczyk trafił do Auschwitz, a potem do obozu w Buchenwaldzie. Na szczęście los go oszczędził. Dziś tamte czasy wspomina jego wnuk Krzysztof Sielańczyk, który zabiega o to, by te wydarzenia zostały upamiętnione i w przestrzeni publicznej pojawiła się np. tablica, która byłaby świadectwem odwagi jego dziadka. Taka tablica w 1988 roku pojawiła się już na budynku Dąbrowskich Zakładów Przemysłu Druciarskiego, ale okazuje się, że dziś trzeba byłoby wykonać nową. Dlaczego? Bo ta poprzednia jest miedziana i powinna być eksponowana w pomieszczeniach, inaczej pewnie znalazłaby się szybko w składnicy złomu.
Ukrywali się za szafą
Rodzina Kleinów należała do bardziej zamożnych w Dąbrowie. Jakub Klein i jego brat byli właścicielami fabryki drutu i łańcuchów. Ich zlecenia wykonywał Konstanty Sielańczyk, który miał firmę budowlaną, cegielnię.
- Dziadek budował Kleinowi hale na terenie zakładu - mówi Zbigniew Sielańczyk.
Wszystko zmieniło się, kiedy do miasta wkroczyli Niemcy. Podczas okupacji Jakub Klein z żoną, córką i synem, musiał się ukrywać.
- Ktoś zabrał ich gdzieś na Staszic. Potem dziadek zdecydował się wziąć ich do domu. To działo się w 1943 r. tu, gdzie siedzimy, przy Kondratowicza 31 - podkreśla Zbigniew Sielańczyk.
W czasie okupacji ul. Kondratowicza nosiła nazwę Bergfreiheitstrasse.
W dalszej części:
- Gdzie ukrywali się Kleinowie
- Co zabrali rodzinie Niemcy
- Czy dzieci Kleinów przeżyły wojnę
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień