Ratownicy pracowali w ekstremalnie trudnych warunkach. Przerzucali rumowisko rękami
Wczorajszy poranek dawał nadzieję, lecz sytuacja z godziny na godzinę się pogarszała. Ratownicy robili wszystko, co w ich mocy, by odnaleźć trzech górników z kopalni Zofiówka, którzy nadal byli uwięzieni pod ziemią. Ale warunki były bardzo trudne.
-Żona przytuliła mnie dzisiaj mocniej, gdy wychodziłem do pracy - powiedział nam jeden z górników, którego spotkaliśmy wczoraj przed kopalnią Zofiówka.
Gdy zamykaliśmy to wydanie gazety, nadal trwała akcja ratownicza po sobotnim, najsilniejszym w historii tej kopalni wstrząsie, który uwięził siedmiu górników 900 metrów pod ziemią.
Dwóm udało się wyjść na powierzchnię o własnych siłach, trafili do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Jastrzębiu-Zdroju, ale ich stan jest stabilny. Niestety, w niedzielę ratownicy znaleźli też ciała dwóch górników. Pod ziemią do wczorajszej nocy wciąż znajdowało się jeszcze trzech.
- Wierzymy, że żyją - mówiły nam ich rodziny i mieszkańcy miasta.
Choć wczoraj z rana poinformowano, że udało się wykonać plan z poprzedniego dnia, który miał usprawnić całą akcję ratowniczą, to jednak z godziny na godzinę sytuacja się pogarszała. Do tego stopnia, że prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, Daniel Ozon, powiedział po południu: „To najtrudniejsze warunki w akcji ratowniczej od czasu sobotniego wstrząsu”.
Około godz. 17.45 w akcji brało udział 21 zastępów ratowników, w ciągu całego dnia miały być 42, każdy po pięciu ratowników, czyli łącznie ponad 200 osób. Jedna ekipa może pracować non stop przez dwie godziny, później musi ją zmienić kolejna. Na szczęście poziom metanu powoli zaczął spadać, jednak ratownicy wciąż musieli przerzucać rumowisko gołymi rękami. Budowano lutniociągi i rurociągi, którymi doprowadzano powietrze do rejonów, w których mogą znajdować się uwięzieni górnicy. Tak, by dostarczyć im tlen.
- Badamy we wszystkich możliwych kierunkach miejsca potencjalnego znajdowania się uwięzionych górników - mówił prezes Daniel Ozon.
Gdy kończył się wczorajszy dzień, ratownicy próbowali dotrzeć ze wszystkich stron do zawalonego chodnika. W jednym kierunku mieli do pokonania około 150 metrów, w innej części około 125 metrów. To nadal dużo w kontekście trudnych warunków, w jakich przyszło im pracować. Ale nie poddawali się.
- Nie spoczną, póki nie odnajdą zaginionych - mówili przedstawiciele JSW.
Nadal nie było wiadomo, gdzie konkretnie znajdują się trzej uwięzieni pod ziemią górnicy. W ich zlokalizowaniu nie pomógł wczoraj ani specjalistyczny sprzęt, ani nawet informacje, jakie ratownicy dostali od rannych górników.