Ratujmy nasz miód akacjowy
Ignacy Żegleń o swoich pszczołach i ich miodach mógłby prawić godzinami. Cóż, na pasieki był właściwie skazany. Genetycznie
Ignacy Żegleń na pszczoły i pszczelarstwo był skazany i nic nie zmieniło, że po drodze były studia, praca na uczelni i w szkole. Pszczelarzami Żegleniowie byli od pokoleń i nawet podczas repatriacyjnej tułaczki z Kresów na ziemie odzyskane rodzinie w wagonie towarzyszyły dwa ule.
- Dziś są u brata, ale mam nadzieję, że trafią do mojej pasieki – nie do końca żartem mówi pan Ignacy. – Wielkie były, czterech chłopa miało co nieść. W okolicy Szprotawy ojciec był potentatem, miał 120 pszczelich rodzin.
Królowa z białą kropką
Na tarasie domu w Przylepie na próżno tłumaczymy, że chcemy porozmawiać o miodzie akacjowym, który na listę lubuskich tradycyjnych produktów regionalnych trafił właśnie za sprawą Żeglenia. Natychmiast musimy przejść się z gospodarzem do ula. Jednego, gdyż pozostałe wyjechały „do pracy”, czyli na pożytki w terenie. Mamy wykład o życiu pszczelej rodziny, musimy szukać królowej z białą kropką na plecach i odbyć przyspieszony kurs pszczelarstwa. Słuchamy o tym jak pyłki suszy się na słońcu, o rodzajach miodu, pierzgach, pyłkach.
- Pierzga to boski pokarm, pszczoły robią z niej mleczko, którym karmią królową, młode. Ten cud natury zawiera wszelkie mikroelementy i witaminy...
- Dobrze panie Ignacy, ale co z tą akacją?
- W okolicy Szprotawy akacji nie było, ba, wcześniej tego miodu w czystej postaci właściwie nie znaliśmy. Aż tato przywiózł ule tutaj – opowiada nasz gospodarz. – I przeżył szok, naciągnął osiem beczek miodu akacjowego, jak nigdy. Dał nam wówczas, mnie i bratu po beczce. To była wówczas mała fortuna, szczerze mówiąc dzięki temu zacząłem dom budować, a brat sobie zaporożca kupił.
Dziesiątki lat tradycji
Akacjowe miody z okolicy Zielonej Góry były sławne już przed wojną. I nic dziwnego to tutaj, przede wszystkim w okolicy Cigacic, znajdują się ogromne, największe w Europie, połacie porośnięte akacją, a raczej robinią akacjową. To prawdopodobnie pozostałości po dawnych plantacjach tych drzew hodowanych przed wojną na paliki wykorzystywane w licznych wówczas winnicach. Według niektórych źródeł gatunek ten obecny był już w połowie XVIII wieku. Według przekazów pruskich w nietkowskim parku miała zostać posadzona przez Fryderyka Wielkiego robinia, która przed wojną uznawana była za najstarszą przedstawicielkę gatunku na terenach ówczesnych wschodnich Niemiec.
- Nasze miody akacjowe są wyjątkowe i niepowtarzalne – tłumaczy pan Ignacy. – Przede wszystkim dlatego, że zawierają niewielką domieszkę innych kwiatów. Przecież pszczole nie powiesz, że ma zbierać tylko z akacji. Zresztą możesz sobie mówić, nie posłucha. Tak, czy inaczej, kiedyś mój miód dwukrotnie badano, aby sprawdzić zawartość rozmaitych mikroelementów.
- Czy pszczoły wyjątkowo lubią akację?
- Do jedzenia nie, ale do zbierania tak. Jest bardzo wydajna. Kiedyś zdarzyło mi się obserwować, jak owady zbierały, pracowały na akacji przy bardzo jasnym księżycu, a przecież nocą powinny odpoczywać. Wtedy był taki sezon, że musiałem dwukrotnie ciągnąć miód…
Pan Ignacy godzinami może prawić o walorach złocistego płynu.
Królowa pożytków
Jak twierdzą pszczelarze robinia to królowa pożytków pszczelich. Jej „wyniki” brzmią imponująco. Przybytki na wadze sięgają 8-9 kg w ciągu dziesięciu dni, nektar może zawierać nawet 80 proc. cukru, miód szybko dojrzewa, a wiele osób uważa, że to najlepszy miód na świecie idealny do leczenia wszelkich dolegliwości, który na dodatek nie uczula. Tymczasem nasz miód akacjowy jest zagrożony, tak jak zagrożone są robinie. Oto zgodnie z nowymi przepisami robinia jest obcym gatunkiem inwazyjnym i należy go zniszczyć. Leśnicy przystąpili do tego z takim zapałem, że nie dość, że karczują to jeszcze wypalają środkami chemicznymi.
Dla pszczelarzy i ich podopiecznych to katastrofa. Osłabione po zimie na rzepaku owady nabierają sił i właśnie w porze kwitnienia robinii są w stanie dostarczyć pierwszego miodu tzw. towarowego. Jaką mają alternatywę? Prawie żadnej. Rolnicy stawiający na dopłaty sieją rośliny, z których pszczoły i pszczelarze mają niewielki pożytek - łubin, kukurydzę, trawy... Na robinię zagięli parol także drogowcy, którzy oczyszczają z niej pas drogowy.
Dla leśników robinia to neofit, przybysz i to na dodatek bardzo agresywny. Lubuscy leśnicy szczycą się certyfikatem dobrej gospodarki leśnej i zgodnie z jego regułami nie mogą tolerować rozprzestrzeniania się tej rośliny. Znają oczywiście stanowisko pszczelarzy i - jak zapewniają - nie zamierzają przystępować do całkowitej likwidacji robinii. Jednak według właścicieli pasiek to wyrok tylko odłożony w czasie…
Ignacy Żegleń mówi, że wydeptał już wszystkie ścieżki. Wszyscy kiwają tylko głowami z zachwytem nad jego miodem, który zgarnia kolejne nagrody.
- Dziwię się, że nikt tej naszej akacji nie weźmie w obronę, tylko krzyczą, że chwast i trzeba wyciąć - dodaje pan Ignacy. - A wiecie, że czysty miód akacjowy, bez domieszek, jest w zasadzie tylko u nas. A wiecie, że zaraz po wojnie, jak lekarstw nie było, to po nasz miód ludzie z Warszawy przyjeżdżali? Gdybym ja wam wyliczył ilu ludzi ten mój miód uleczył...
Na zakończenie pan Ignacy prosi abyśmy koniecznie napisali, że miód skrystalizowany nie jest gorszy, wręcz przeciwnie, to miód prawdziwy. Bardzo szybko się krystalizują może właśnie z wyjątkiem akacjowego
Wszystko rozpoczyna się od pszczoły zwiadowcy. Gdy tylko odnajdzie ona i zlokalizuje pożytek, czyli rośliny miododajnie będące źródłem nektaru lub spadź, pędzi ile siły w skrzydłach do ula. Tutaj zaczyna wykonywać na plastrze taniec, którym informuje pozostałe pszczoły zbieraczki o kierunku, ilości i jakości pożytku.
Pierwszy etap tworzenia miodu zachodzi już w trakcie zbiórki i transportu surowca do ula. Pszczoła, gdy pobiera nektar lub spadź, miesza go z wydzieliną gruczołów ślinowych i kieruje do wola. Tam wzbogacany zostaje kolejnymi enzymami i kwasami organicznymi oraz rozpoczyna się wstępny proces przemiany.
Po powrocie do ula pszczoła zbieraczka przekazuje surowiec pszczołom ulowym, które wzbogacają świeży nakrop w
aminokwasy, kwasy organiczne, białka, a dalsze enzymy
rozkładają wielocukry na cukry proste. Następnie robotnice roznoszą nektar do wielu komórek plastra. W komórkach tych następuje proces dojrzewania miodu, który polega na odparowaniu wody i rozkładzie cukrów złożonych na cukry proste (dzięki wprowadzonym enzymom).
Po czterech, pięciu dniach, gdy miód po kilkukrotnym przenoszeniu z komórki do komórki osiągnie pożądaną zawartość wody, zostaje ostatecznie złożony w komórce i zasklepiony woskiem. Zabezpiecza to przed psuciem się i może być on wówczas wykorzystywany nawet po wielu miesiącach.
Miodobranie, czyli wydobywanie miodu z plastrów, przeprowadza się najczęściej przez odsklepianie, a następnie odwirowanie miodu w miodarkach. Miód wyciekający z wirówki przepuszcza się następnie przez sita w celu usunięcia zanieczyszczeń, chociażby drobnych części komórek woskowych.