Razem z naszym biskupem
Komentarz redaktora Tomasza Malety
Czekam, aż ktoś się zjawi, by mnie zastąpić. A czekam już bardzo długo - mówił w noworocznym wydaniu „Porannego” ks. arcybiskup Edward Ozorowski. Bo faktycznie, od momentu kiedy metropolita złożył rezygnację z urzędu (po ukończeniu 75. roku życia) minęło osiem miesięcy. Wtedy. I musiał czekać kolejne 3,5, żeby papież wyznaczył jego następcę. Zmiana ta ma wręcz symboliczny wymiar.
Arcybiskup Edward Ozorowski to z krwi i kości syn białostockiej ziemi. Tu się urodził, tu ukończył szkoły, tu przyjął święcenia kapłańskie, tu był profesorem w seminarium, tu przyjął sakrę biskupa pomocniczego, by po 27 latach zostać pasterzem Kościoła białostockiego doprowadzając do beatyfikacji ks. Michała Sopoćki. Ta jego wieloletnia posługa oraz budowanie dobrych, ekumenicznych relacji ponad podziałami na Podlasiu znalazły odzwierciedlenie w przyznaniu metropolicie tytułu Honorowego Obywatela Białegostoku.
Teraz na jego miejsce przychodzi kapłan o życiorysie dosłownie i w przenośnie odmiennym. Nie hierarcha, ale szeregowy ksiądz. Na dodatek wezwany przez Ojca Świętego z Dalekiego Kraju. Bo choć urodzony na pograniczu Ziemi Radomskiej i Kieleckiej, to większość swojej duszpasterskiej posługi pełnił poza granicami Polski. Ma doświadczenie misyjne nie tylko w Europie, ale także w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej. I teraz po latach spędzonych także w strukturach papieskich kongregacji, z ziemi włoskiej trafia na Białostocczyznę.
Na swój sposób dla nowego pasterza będzie to kolejna, choć odmienna od poprzednich, „misja ewangalizacyjna”. Zresztą tuż po ogłoszeniu papieskiej nominacji sam przyznał, że po 33 latach poza Polską musi uczyć się tego Kościoła na nowo. I nie ukrywa też, że jego w wiedza o naszej diecezji jest na razie statystyczna (znacznie większa religijność niż średnia krajowa, wększa liczba powołań kapłańskich).
Z drugiej strony doświadczeniami ewangelizacyjnymi sam może jeszcze bardziej wzbogacić Kościół białostocki. Czy na miarę określenia „Franciszek białostocki”? To pokaże czas. Na razie jedno jest constans: słowa w formule wstawienniczej w czasie mszy „...razem z naszym biskupem Tadeuszem” będą miały tą samą wagę jak teraz, gdy pada „...razem z naszym biskupem Edwardem...”.