Referendum skończyłoby się porażką KOD
Rozmowa z prof. Rafałem Chwedorukiem, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego o skutkach ewentualnego referendum.
- W chwili gdy rozmawiamy, pod wnioskiem o referendum w sprawie skrócenia kadencji Sejmu podpisało się 28 tys. Polaków. Prawo i Sprawiedliwość ma powody do obaw?
- Oczywiście nie, bo nikt do tego referendum nie dopuści. Ale jeśli chodzi o stan świadomości społecznej, również nic nowego w podziałach zaistniałych w polskim społeczeństwie nie zaszło. Kolejne wydarzenia pokazują jedynie skalę tych podziałów. Referendum jest też nieopłacalne politycznie dla organizatorów, bo zakończyłoby się ich klęską.
- Sądząc po wynikach sondaży, część wyborców PiS odwróciła się od tej partii po wydarzeniach związanych z Trybunałem Konstytucyjnym.
- Gdybyśmy z całkowitą powagą podchodzili do sondaży, prezydentem Polski byłby Ryszard Kalisz, premierem - Radosław Sikorski, a Jarosław Kaczyński musiałby starać się o azyl w Gabonie. Sondaże są ważnym elementem dyskursu publicznego, ale pod pewnymi warunkami. Pierwszym jest wpisanie ich w szerszy kontekst. To tylko fotografia jednej chwili w życiu społecznym. Bieżący sondaż powinniśmy skorelować z badaniami szerszych zjawisk, sytuacją ekonomiczną i zmianami demograficznymi. Pamiętajmy, że Polacy oczekują od polityków przede wszystkim zajęcia się polityką społeczną i gospodarką. Inne kwestie traktują drugorzędnie. Najlepiej do obecnej sytuacji odnosi się referendum z września, popierane zarówno przez PO, jak i przez Pawła Kukiza, a więc siły odległe od siebie. Skończyło się wielką farsa frekwencyjną. Społeczeństwo dało sygnał, że tego typu sprawy politycy powinni załatwiać w swoim gronie. Zagrożenie dla rządu Beaty Szydło jednak istnieje.
- W czym?
- W niewielkiej większości parlamentarnej, którą rząd dysponuje. Nie zapominajmy, że Prawo i Sprawiedliwość rządzi w koalicji. Nie bez powodu pojawiają się głosy w PiS, żeby tworzyć jedną partię z Gowinem i Ziobrą. W sytuacji zaledwie kilku głosów przewagi mniejsze podmioty zyskują na znaczeniu. Różnice ideowe pomiędzy Jarosławem Gowinem a głównym nurtem PiS są bardzo duże, zwłaszcza w sprawach gospodarczych. Tymczasem to właśnie sprawy gospodarcze będą przesądzać o losie rządu. Nie bez znaczenia są tez zaszłości personalne pomiędzy Zbigniewem Ziobrą a szefem PiS. Ciekawym wydarzeniem jest również postanie zespołu narodowo-demokratycznego w Sejmie, gdzie obok posłów z Ruchu Kukiza pojawili się również politycy PiS. To wskazuje jak chybotliwa może być ta większość. Ponadto nic nie wskazuje na to, żeby relacje pomiędzy PiS i PSL uległy w najbliższym czasie ociepleniu. Być może tak się stanie za jakiś czas, ale na razie Platforma Obywatelska i środowiska liberalne bardzo mocno zabiegają o względy ludowców (z czego wyborcy PSL nie są chyba zbyt szczęśliwi).
- KOD i manifestacje uliczne nie przyniosą skutku?
- Gdyby tak miało się stać, musiałaby to być zmasowana akcja, która zmobilizowałaby szersze kręgi w ciągu kilku tygodni. Na to jednak się nie zapowiada, również z tego powodu, że taki “Majdan” źle się kojarzy. Sytuację PiS utrudnić mógłby nie KOD, ale brak realizacji sztandarowych obietnic. Jest też jeden wątek międzynarodowy, który mógłby podzielić elektorat PiS od wewnątrz - chodzi o sprawę Ukrainy. Otwarcie linii kredytowej dla ukraińskich władz to bardzo niewygodny temat. O nowej jakości moglibyśmy mówić, gdyby przywództwo w PO przejął duet Schetyna-Neumann. Schetynie, który na scenie politycznej jest niewiele krócej niż Jarosław Kaczyński, bliska jest bardziej zniuansowana polityka. On może być znacznie trudniejszym przeciwnikiem dla PiS.