Reforma oświaty. Potrzeba nauczycieli obwoźnych
Duże ruchy kadrowe w szkołach w województwie podlaskim. Pedagodzy szukają pracy, ale w większych miastach. Niewielu ma ochotę dojeżdżać na wieś. Powód? Małe placówki oferują im tylko po kilka godzin zajęć tygodniowo
Kuratorium Oświaty w Białymstoku, które gromadzi oferty pracy dla nauczycieli, ma ich dziesiątki. Ale na tłumy chętnych mogą liczyć jedynie szkoły w dużych miastach. W małych miejscowościach nikt nie chce pracować.
- Jeszcze nie ma takiego zawodu jak nauczyciel obwoźny - ironizuje Agnieszka Iłenda, dyrektorka Szkoły Podstawowej w Malewiczach Dolnych (pow. sokólski).
- Czekamy, na razie nie dostaliśmy żadnej oferty - mówi dyr Iłenda.
Podobna sytuacja jest w Szkole Podstawowej w Geniuszach (pow. sokólski). Placówka potrzebuje kilku nauczycieli - fizyki, chemii, muzyki, plastyki, geografii i języka rosyjskiego. Jednak tylko na pojedyncze godziny.
- Na razie wpłynęło jedno podanie, dotyczące języka rosyjskiego - ubolewa Katarzyna Szafran, dyrektorka placówki. - Z tego co wiem, podobne problemy mają dyrektorzy sąsiednich szkół. Najgorzej jest z fizyką. Ciężko znaleźć nauczycieli na pojedyncze godziny, kiedy dodatkowo trzeba dojeżdżać. Pracę w dwóch szkołach dałoby się jeszcze pogodzić. Ale w trzech czy czterech?
Niektórzy dyrektorzy obawiają się takiej formy pracy.
- Gdy ktoś pracuje w kilku szkołach, nie utożsamia się z żadną - uważa Katarzyna Kozłowska, dyrektorka Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Nowym Aleksandrowie (pow. białostocki). - Nie dlatego, że nie chce, a dlatego że nie ma czasu. Nie poświęci uczniom tyle uwagi, co trzeba.
Dlatego już drugi raz opublikowała ogłoszenie o poszukiwaniu nauczyciela języka rosyjskiego. Jeśli nie znajdzie odpowiedniego kandydata, skorzysta z wyjścia awaryjnego. Wśród zatrudnionych nauczycieli jest taki, który zna rosyjski, nie ma jednak uprawnień do nauczania tego przedmiotu. Będzie musiał je zdobyć. Ale nie wszyscy dyrektorzy mają takie wyjście.
Natomiast w miastach dyrektorzy z reguły mogą przebierać w kandydatach.
- Bez trudu znalazłam nauczycieli fizyki i chemii, choć to tylko po cztery godziny - mówi Alicja Sitko, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 15 w Białymstoku. - Myślę, że w mieście łatwiej jest godzić pracę w kilku szkołach.
Podobnie jest w Zespole Szkół nr 7 w Suwałkach.
- Mam bardzo dużo CV i osób po studiach, i nauczycieli, którym brakuje godzin - mówi Beata Życzkowska, dyrektor gimnazjum.
Stos podań dostał też dyrektor SP nr 5 w Białymstoku. Szkoła ma do zaoferowania cały etat dla matematyka.
- Prawo trochę nas ogranicza w wyborze kandydata - zauważa Bogdan Wróbel, dyrektor placówki. - Przepisy mówią, że pierwszeństwo mają nauczyciele zwolnieni. Zawsze jednak pojawia się pytanie: dlaczego akurat ta osoba straciła pracę? Najlepszych się nie zwalnia.
Według danych Związku Nauczycielstwa Polskiego, w całym woj. podlaskim pracę straci w tym roku kilkudziesięciu nauczycieli.
- Sytuacja chyba nie jest jeszcze dramatyczna - mówi dyr Katarzyna Szafran. - Ktoś, kto nie ma pracy, chwyci się każdego zajęcia - choćby po kilka godzin w szkołach wiejskich.