Pandemia koronawirusa to bolesny cios dla przedsiębiorców. I tych małych, i tych dużych... Najwięksi w Ostrołęce i regionie jeszcze pracują w miarę normalnie. Nikt jednak nie ma wątpliwości - każdy dzień kryzysu to widmo upadku firm i likwidacji miejsc pracy.
Sytuacja jest zła. O ile jeszcze transport krajowy i eksport jakoś się trzyma, to przywozić do Polski już nie ma czego - mówi nam Andrzej Szabłowski, właściciel firmy transportowej i członek zarządu Zrzeszenia Przewoźników Drogowych w Ostrołęce.
Branża transportowa to „mocna gałąź” lokalnej gospodarki. Tylko w Ostrołęce i powiecie jest zarejestrowanych niemal 30 tysięcy aut ciężarowych. Mniejsze i większe firmy transportowe dają prace tysiącom osób.
- Paradoks polega na tym, że mamy obecnie bardzo tanie paliwo, ja płacę w hurcie bez VAT-u poniżej 3 zł, i mocne euro. Sytuacja dla nas idealna, tylko co z tego jak cały transport powoli staje - mówi Szabłowski. - Na Zachodzie, gdzie jeździ wielu transportowców z regionu, wszystko staje. Ja osobiście jeżdżę do Anglii, ale już wiem, że nie będę miał z czym wracać. Za obecną stawkę wykonanie kursu z Anglii „na pusto” spowoduje, że poniosę stratę - mówi Szabłowski.
- Do tego kierowcy boją się jeździć na Zachód. Jeśli sytuacja potrwa dłużej, wiele firm transportowych w regionie padnie - prognozuje.
„Jeśli to potrwa dłużej” to wyrażenie powtarzają wszyscy. Tak jak Mariusz Mierzejewski - ostrołęcki radny i przedsiębiorca.
- Mi może jest odrobinę łatwiej, bo działam w różnych branżach. Na przykład jeśli chodzi o budownictwo, to, póki co, nie widzę żadnego zastoju. Ale już w gastronomii, którą też się zajmuję, jest dramat. Ja zatrudniam 15 osób, teraz po prostu nie mają co robić. Część skorzystała z zasiłku opiekuńczego, część poszła na urlopy. Staram się jakoś, ale to nie może potrwać długo. Ja powiedziałem, że do czerwca jakoś przetrwamy, ale jeśli potem nadal nie będą czynne lokale, to... - Mierzejewski zawiesza głos, ale wszystko jest jasne: Nie ma obrotu, nie ma zatrudnienia.
- Wiem, że już firmy zwalniają ludzi. Dramat przeżywają też małe firmy, osoby prowadzące działalność gospodarczą - mówi Mierzejewski.
Na rzetelne statystyki jest jeszcze za wcześnie, ale sytuację małych firm usługowych nie trudno sobie wyobrazić. Fryzjerzy, kosmetyczki, fotografowie - szereg branż pracujących przy różnego rodzaju imprezach, eventach - listę zawodów, których przedstawiciele od kilku tygodni „nie mają co robić” można ciągnąć w nieskończoność.
Największe zakłady pracy w Ostrołęce i powiecie pracują w miarę normalnie, ale nikt nie ma wątpliwości - jeśli sytuacja będzie taka jak teraz, będą redukcje. W sąsiednim Przasnyszu Kross - jedna z największych firm w regionie - już zapowiedziała redukcję zatrudnienia o 25 procent (to ok. 100 osób).
Prezes ostrowskiej fabryki mebli „Forte” - w wywiadzie dla Business Insider - powiedział z kolei, że jego firma robi wszystko, żeby ochronić miejsca pracy, ale...
- To czas w pewnym sensie wojenny. Nie mamy przychodów, nie produkujemy. To nie powódź czy nadmierne opady śniegu, to globalne zatrzymanie.
Wszystko, co płacimy obecnie, to zasiłki na przeżycie, a nie wynagrodzenie za pracę
Te szczere słowa Macieja Furmanowicza to chyba najlepszy opis tego co dzieje się obecnie w biznesie.
Jak długo to potrwa? To pytanie bez odpowiedzi.