Region wysycha. Trzeba szybko coś zrobić. Najlepiej budować sztuczne zbiorniki!
Gdyby spojrzeć na to, co jako ludzie robimy dla środowiska, w którym żyjemy, należałoby sobie wystawić szkolną ocenę niedostateczną. Bo tak radzimy sobie z zatrzymywaniem wody spływającej w większości bezproduktywnie do morza.
Lepiej środowisku przysłużyły się bobry niż ludzie, bo rozmnożyły się ostatnio na tyle, że tamy przegradzające strumienie i rzeczki są widoczne niemal wszędzie. I dzięki temu, choć utyskiwać mogą właściciele nabrzeżnych gruntów, woda jest retencjonowana, podnosi się poziom wód gruntowych i nie wysychają znajdujące się w pobliżu studnie.
Musimy sobie wreszcie zdać sprawę, że bez wody nie ma rolnictwa, pożywienia, nie ma życia. Tegoroczna susza, ekstremalnie wysokie temperatury latem i rekordowo niski stan Wisły, spowodowały że nie było nawet dostatecznie dużo wody (do tego o odpowiednio niskiej temperaturze) do chłodzenia turbin elektrowni konwencjonalnych (opalanych węglem).
Tymczasem obecny rząd i elita polityczna (rozumiana ogólnie, bez konkretnego podziału partyjnego) nie dostrzegają problemu, bo wciąż deklarują oparcie bezpieczeństwa energetycznego kraju na polskim węglu. Robią to świadomie, by nie drążnic wciąż silnej grupy społecznej, jaką są górnicy. Robią to wbrew ekonomii, ekologii i zdrowemu rozsądkowi. Bo wydobycie węgla w polskich kopalniach w zdecydowanej większości nie opłaca się (spadające ceny na światowych rynkach, przejrzałe systemy wydobywcze w Polsce, funkcjonujące w najlepsze przywileje finansowe górników).
Obawy polityków przed reakcją silnej grupy społecznej można zrozumieć, jak i to, że węgiel powinien zostać dla naszego państwa surowcem strategicznym. Zawsze więc powinna działać (ewentualnie pozostawać w uśpieniu) pewna liczba kopalń wspieranych przez państwo. Nie można jednak pojąc dlaczego decydenci nie dostrzegają przestróg klimatologów przed czekających nas zmianami klimatu. Tym bardziej, że nie jest to wróżenie z fusów, a konkretne naukowe dowody. Będą się nasilać ekstremalne zjawiska pogodowe, opady będą krótkie ale intensywne, wydłużą się okresy suszy.
Już teraz Unia Europejska narzuca państwom członkowskim (w tym Polsce) ograniczenie emisji dwutlenku węgla i stały wzrost alternatywnych źródeł energii: słonecznej, wiatrowej, wodnej.
- Jeśli nadal będziemy "trzymać się" twardo węgla, a nie zrobimy nic, by zatrzymać i wykorzystać wodę, obudzimy się w bardzo nieprzyjemnym położeniu. Zabraknie nam wody i energii przekonuje prof. Zygmunt Babiński, hydrolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Trzeba zbudować na Wiśle poniżej Włocławka drugi stopień wodny, a potem następne. Niestety dokumentacja środowiskowa złożona przez inwestora tej budowy została zakwestionowany przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Bydgoszczy. Zdecydowały o tym między innymi zlokalizowane na tym terenie chrząszcz pachnica dębowa, motyl czerwończyk nieparek i minóg rzeczny. To załatwiło sprawę tak potrzebnej dla gospodarki i tak długo oczekiwanej tamy. Jeśli ta nie powstanie, zapora we Włocławku mimo, że ostatnio został wzmocniona - runie. Tak się stanie, bo dno poniżej zapory eroduje, obniża się. Teraz jest to 12-metrowa głębia. Tama zostanie ustabilizowana, gdy zostanie podparta masą wody zgromadzoną przez położona niżej tamę w Siarzewie.
Naukowiec przekonuje, że zapora ma być nowoczesna, znacznie mniej ingerująca w otoczenie niż włocławska. Bezpodstawne są więc obawy ekologów i władz, że zniszczone zostaną siedliska zwierząt, owadów, ptaków i ryb.
- Powstały po spiętrzeniu rzeki zbiornik wodny w Siarzewie będzie tylko tak szeroki, jak dzisiejsze wały przeciwpowodziowe. Te zostaną tylko podwyższone i wzmocnione. Jezioro nie będzie się więc rozlewać między brzegami doliny Wisły, tak jak to jest powyżej Włocławka wyjaśnia prof. Babiński. Nie ma też obaw o to, że zapory nie będą mogły swobodnie pokonać ryby. Wybudowana bowiem zostanie przepławka dla ryb przypominająca naturalną rzekę o wielkości Drwęcy. Będą mogli nią przepływać także kajakarze bez konieczności śluzowana czy przenoszenia sprzętu. Takie rozwiązania funkcjonują z powodzeniem na austriackim odcinku Dunaju. Kto nie wierzy, może tam pojechać i przekonać się na własne oczy.
Naukowiec wylicza też dodatkowe zalety tej inwestycji: magazynowanie wody dla rolnictwa stepowiejących Kujaw, podniesienie poziomu wód gruntowych, zmniejszenie ryzyka powodziowego, ożywienie żeglugi śródlądowej i turystyki, a przede wszystkim produkcja odnawialnej energii. Ta i kolejne inwestycje na dolnej Wiśle mogą dać pracę 20 tysiącom ludzi.
- Gdy zamknięto nierentowane kopalnie w Zagłębiu Ruhry, pracę w żegludze na Renie i w największym śródlądowym porcie Europy Duisburgu - znalazło 40 tysięcy górników - wylicza Babiński. Nasi górnicy też mogliby tu znaleźć zatrudnienie. Jedno wszakże jest pewne na Kujawach i Pomorzu praktycznie znikłoby bezrobocie.
Budowa kolejnych stopni wodnych spowodowałaby odrodzenie żeglugi towarowej. Wisła zaczęłaby przypominać Ren. Dzięki temu kontenery rozładowywane w portach Trójmiasta bez problemu transportowane byłyby na pokładach barek w górę rzeki. A to znacznie tańszy transport niż samochodowy i kolejowy, a przy tym bardziej ekologiczny i bezpieczniejszy. Kontenery i inne towary mogłyby być rozładowywane w porcie wybudowanym miedzy Bydgoszczą a Solcem Kujawskim. Jest już naukowa koncepcja tego portu swoistej platformy multimodalnej (gdzie stykają się wszystkie rodzaje transportu), jak i samego transportu barkami w górę rzeki.
Problemem jest tylko opór najwyższych władz i środowisk ekologów.
Wydaje się, że głos ekologów jest donioślejszy niż trzeźwo myślących o rozwoju gospodarki narodowej inżynierów stwierdza mgr Żaneta Kaźmierczak, reprezentująca Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy i urząd marszałkowski w Toruniu. Te inwestycje blokują też utworzone już na Wiśle obszary Natura 2000, jak również rozmyte kompetencje instytucji rządowych. Utrzymanie żeglownych dróg wodnych jest w gestii Ministerstwa Środowiska, a pieczę nad transportem wodnym sprawuje resort infrastruktury i rozwoju.
Katarzyna Kowalczewska z ambasady Królestwa Niderlandów w Warszawie przypomina, że Holendrzy mają sprawdzone programy gospodarki wodnej i są gotowi nam pomóc. Potrzebna jest tylko współpraca rządu z biznesem. W mniejszych programach już się to robi.