Ręka! Noga! Rehabilitacja na ekranie
Starsi ludzie w szpitalu grają w gry, świetnie się bawiąc, a przy tym, przechodzą rehabilitację. System oparty o gry wykorzystujące ruchy ciała, wymyślony przez młodych ludzi z Gliwic, podbił Izrael.
Z różnych kierunków lecą na mnie piłki. Na początku powoli, później coraz szybciej. Moim zadaniem jest odbijać je, prawie jak w zwykłej siatkówce. Prawa ręka, lewa, prawa, lewa. Z boku pewnie wyglądam dziwnie, bo przecież nie jestem na żadnej sali gimnastycznej, tylko stoję przed ekranem telewizora. Widzę siebie na nim, a tło stanowi dziwne pomieszczenie. Raz, dwa, raz, dwa, oj, przepuściłam jedną piłkę. A system nieubłaganie liczy i od razu widzi, którą ręką ruszam lepiej, którą gorzej, jak z moim refleksem.
To wcale nie jest tylko zabawa, właśnie testuję system SeeMe, rehabilitacji za pomocą czegoś, co naukowo nazywa się rozszerzoną rzeczywistością.
SeeMe to program wymyślony przez dwóch braci - Andrzeja i Marka Czechów, rodem z Kuźni Raciborskiej. Dzisiaj bracia razem ze swoimi pracownikami tworzą firmę Brontes Processing. Działają w Gliwicach, a ich program już w 2009 r. zrobił furorę w Izraelu, w szpitalu geriatrycznym. Z jego pomocą ćwiczą też pacjenci szpitali w Polsce i w różnych częściach świata. Rehabilitacja nigdy nie była taka zabawna! I skuteczna.
Od nauki słówek do rehabilitacji
Kariera informatyczna braci Czechów, dziś 30 (Marek) i 35-latków (Andrzej) zaczęła się wzorcowo - od grania w gry. Namiętnie. Całymi dniami. A w latach 80. granie nie mogło się obyć bez ciągłego stykania się z podstawami programowania. Rodzice kupili im pierwszy komputer - Atari 800XL w 87 roku. Pasja do gier szybko przerodziła się w coś więcej. Szczególnie u młodszego, Marka, który już w liceum napisał program do nauki angielskich słówek, który sprzedał magazynowi "PC World".
- Nawet wspomnieli o nim na okładce, co mnie uczyniło dwa razy wyższym niż byłem - śmieje się Marek. Później w 1,5 roku napisał program komputerowy do nauki szybkiego czytania Speed Reader, jeden z pierwszych na świecie, o ile nie pierwszy. Studia informatyczne na Politechnice Śląskiej były dla niego naturalną drogą, ale wybrał tryb wieczorowy, bo już pod koniec liceum założył swoją firmę. Zaczął współpracować z Andrzejem, absolwentem elektroniki i telekomunikacji.
W sumie Speed Reader sprzedał się w kilkuset tysiącach egzemplarzy, powstały wersje angielska i niemiecka. Andrzej za to interesował się analizą i rozpoznawaniem obrazów. W ramach autorskich projektów i pracy magisterskiej opracował system, który z wykorzystywaniem kamer internetowych i silników krokowych, potrafił wykrywać twarze ludzi i śledzić ich ruch. - Pojawił się pomysł wykorzystania tego w grach dla dzieci. W 2005 r. stworzyliśmy serię gier "Debiut Małego Cyklopa" - mówi Andrzej. - Byliśmy bardzo zadowoleni z tego produktu, już widzieliśmy się na plaży na Hawajach - śmieją się bracia. Zapowiadał się świetny start, ale okazało się, że kamerki internetowe jeszcze nie były tak popularne. Ludzie kupowali gry, ale nie mieli sprzętu, by z nich korzystać. Za wcześnie wprowadzili go na rynek. Dopiero po trzech latach gry zaczęły się dobrze sprzedawać.
Jednak właśnie te gry dla dzieci kupiły: placówka zajmująca się rehabilitacją dzieci z porażeniem mózgowym w Olsztynie oraz... szpital geriatryczny Beit Rivka Geriatric Rehabilitation Hospital w Izraelu, pod Tel Aviwem i z powodzeniem stosowały je na co dzień. - Dopytywali nas, czy można to rozwijać, przekształcać. To nas zainspirowało do porzucenia gier rozrywkowych na rzecz rehabilitacji za pomocą gier - mówi Andrzej Czech.
Nie mieli żadnego doświadczenia w temacie rehabilitacji, ale znali się na produkcji gier bazujących na analizie obrazu wideo i analizowaniu wyników. Wsparcie merytoryczne otrzymali w Izraelu. - Zaprosili nas do siebie w 2009 roku, przyglądaliśmy się, jak terapeuci pracują ze starszymi ludźmi, jak wyglądają ćwiczenia. Już mieliśmy przygotowaną pierwszą wersję programu do rehabilitacji i ją tam testowaliśmy - opowiada Andrzej. - Starsi ludzie na wieść, że będą mieć ćwiczenia z komputerem, denerwowali się, że nie będą wiedzieć jak się "to" obsługuje, że na pewno coś zepsują. Gdy okazało się, że muszą się tylko ruszać przed telewizorem, napięcie od razu z nich opadało. Fajnie się bawili. Kiedyś ponad 90-letnia pani przyszła do Marka po terapii... - I mówi mi, że dopiero teraz rozumie, dlaczego jej wnuki tyle czasu spędzają przed komputerem - dopowiada Marek.
- Pacjenci zaczęli między sobą rywalizować, kto lepiej wykona jakieś ćwiczenie, kto złowi więcej wirtualnych rybek. Podglądali się, podśmiewywali się. Atmosfera na oddziale była fantastyczna - podkreśla Andrzej.
Wirtualne zakupy w supermarkecie
Rehabilitacja w formie zabawy pozwala też na oderwanie się od czarnych myśli, że kilka dni temu przeszło się udar i połowa ciała jest nagle niesprawna. - Główna moc w tym systemie i przewaga nad typowo rozrywkowymi grami jest taka, że terapeuta ma wpływ na wszystkie elementy w grze i może ją dostosować dokładnie do potrzeb tego pacjenta, nawet w trakcie gry. Zawsze będzie mógł wygrać, bo przecież o to chodzi - wyjaśnia Marek Czech.
- Scenariusze gier są proste. Przy projektowaniu gier wychodzimy od wzoru danego ćwiczenia, przekładając je na grę. Np. chcemy, by pacjent ćwiczył ręce w konkretnym zakresie ruchu i przy okazji mieć informację, jak szybko i dokładnie wykonuje te ruchy, czy ruchomość się poprawia. W tym celu projektujemy grę, w której zadaniem pacjenta jest zbijanie lecących w jego kierunku przedmiotów - opowiada Andrzej.
Pacjent się bawi, a program, dzięki kamerze i platformie Kinect, pokazuje efekty rehabilitacji i to, co można jeszcze poprawić, na czym się skupić. Wykresy, statystyki, raporty, niczym u mistrza olimpijskiego w bieganiu.
Dzisiaj program SeeMe jest rozbudowany tak, że wykorzystuje się go głównie na oddziałach rehabilitacji neurologicznej, go również w terapii neurologicznej, np. u pacjentów po udarze, czy w ortopedii. Pacjenta można np. wysłać na wirtualne zakupy do supermarketu, każąc mu kupić konkretne produkty, a potem analizować jego zachowanie, czy błądził między regałami, czy rozsądnie zarządzał portfelem itd. Kompletny program kosztuje 15 tys. zł.
- Nasz system nie zastępuje klasycznej rehabilitacji - zastrzega Andrzej. - Wspomaga ją i dostarcza obiektywnych wyników, dokumentując zmiany u pacjentów, które są wynikiem pracy i przeróżnych ćwiczeń i zabiegów, jakie pacjent wykonuje z fizjoterapeutą - dodaje.
Obecnie ekipa Brontes Processing pracuje nad systemem rehabilitacji przy pomocy Kinecta do używania w domu, po opuszczeniu już oddziału szpitalnego. - Pacjenci dzięki temu będą mogli wykonywać właściwe ćwiczenia w poczuciu ciągłego wsparcia specjalisty, a terapeuci będą mieli pełną kontrolę nad nimi wgląd w efekty kontynuowanych w domu ćwiczeń i możliwość ustalania i modyfikacji zakresu rehabilitacji.
Kibicuję im, w przyszłości chętnie połowię wirtualne rybki zamiast ćwiczyć na sali z tymi okropnymi przyrządami.