Reprezentacja Polski musi potwierdzić klasę - przekonuje Włodzimierz Lubański [ROZMOWA]
Włodzimierz Lubański opowiada o swojej dramatycznej i pełnej sukcesów karierze oraz turnieju we Francji.
Wiele osób twierdzi, że piłka nożna jest obecnie zepsuta przez pieniądze. Jak to wyglądało w Pana czasach?
Wtedy pieniądze były na dalszym planie. Jako młody chłopak miałem propozycje z kilku śląskich klubów. Działacze Zagłębia Sosnowiec przyszli do nas do domu i rzucili na stół walizkę pełną pieniędzy. Moja mama się przestraszyła i powiedziała, żeby zabrali te pieniądze, bo ona nie chce mieć z nimi nic wspólnego (śmiech). O tym, że trafiłem do Górnika Zabrze, zadecydowała praca mojego ojca, który był sztygarem w kopalni. Minister górnictwa spytał się go, jak mu się pracuje i zasugerował, że na pewno będzie pracowało się lepiej, gdy syn pójdzie do Górnika (śmiech). Miałem wtedy 16 lat, więc pieniądze, które zarobiłem, oddawałem rodzicom i nawet o nich nie myślałem. W czasach, gdy zaczynałem grać w piłkę, o wynagrodzeniach rozmawialiśmy po meczach. Dzisiaj mówi się o nich przed meczami, a sumy transferów i zarobków są astronomiczne.
W meczu z Anglią w 1973 roku doznał Pan poważnej kontuzji. Roy McFarland, który wtedy Pana faulował, do dziś ma w Polsce opinię brutala. Jak Pan podchodził do tej sytuacji?
To był wypadek przy pracy. Oczywiście on mnie trącił, ale nie był to brutalny faul. Zresztą już następnego dnia mówiłem dziennikarzom, że nie mam do niego żalu, bo była to sytuacja, która mogła zdarzyć się w każdym meczu. Poza tym do tego spotkania przystępowałem po urazie, który odniosłem na treningu. Grałem jeden na jednego z Jurkiem Gorgoniem i on przez przypadek rozwalił mi kolano. Trzeba było zszywać sześciocentymetrowy odcinek w okolicach kolana. Nie byłem więc w pełni sił, ale chciałem wystąpić, bo bardzo mi na tym meczu z Anglikami zależało.
Jednym z najlepszych piłkarzy, z którymi występował Pan w kadrze, był Kazimierz Deyna, pochodzący ze Starogardu Gdańskiego. Jak Pan go wspomina?
Kazimierz był wyjątkowym piłkarzem, absolutnie jednym z najlepszych w dziejach polskiej piłki. Wiele razy dzieliliśmy pokój na zgrupowaniu i przez lata byliśmy dwoma liderami kadry, gwarantem, że zespół będzie grał dobrze. Ja potem niestety doznałem kontuzji i zabrakło mnie na mundialu w 1974, przez co nie brałem udziału w wywalczeniu trzeciego miejsca na świecie. Dwa lata wcześniej wywalczyłem jednak złoto olimpijskie i myślę, że to wtedy zaczęła się passa sukcesów polskiego piłkarstwa.
Ten medal olimpijski z Monachium to Pana największe osiągnięcie w piłkarskiej karierze?
Na pewno było to najbardziej wartościowe osiągnięcie w reprezentacji. Były też natomiast występy na arenie międzynarodowej z Górnikiem Zabrze, dojście do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. To był ogromny sukces, różnica między futbolem zachodnioeuropejskim a wschodnioeuropejskim była gigantyczna. Nie tylko w aspekcie sportowym, ale też finansowym. Kiedy graliśmy z Manchesterem United w latach 60, to mieliśmy obiecane 100 dolarów za zwycięstwo w dwumeczu. A piłkarze Manchesteru 10 tysięcy dolarów.
Jaki moment był najbardziej szczególnym w Pana karierze i zapadł Panu najbardziej w pamięć?
Najważniejszym momentem mojej kariery był ten, kiedy jako młody człowiek dostałem się do reprezentacji kraju. To było spełnienie marzenia młodego piłkarza. W samej karierze sportowej były momenty, które dawały wielką radość i zadowolenie: złoto olimpijskie w Monachium, finał Pucharu Zdobywców Pucharów osiągnięty po pokonaniu AS Roma z wielkim Helenio Herrerą na ławce trenerskiej. To były chwile, które się wyróżniły w mojej karierze. Dla mnie pod względem indywidualnym zaszczytem jest też fakt, że strzeliłem najwięcej bramek w historii reprezentacji Polski.
Powoli dogania już Pana Robert Lewandowski. Kibicuje mu Pan w pobiciu tego rekordu?
Robert Lewandowski jest tym zawodnikiem, który jest w stanie strzelić więcej bramek niż ja. Ma przed sobą kilka lat gry, już rozegrał więcej meczów ode mnie, a przed nim następne spotkania. Uważam, że czeka go jeszcze 4-5 lat dobrej kariery, powinien więc pobić mój rekord.
Rodzą się powoli dyskusje, czy Lewandowskiego można określać najlepszym polskim piłkarzem w historii? Przeciwnicy mówią, że nie osiągnął sukcesu z kadrą. Czy Pana zdaniem piłkarz potrzebuje sukcesu z reprezentacją, żebyśmy mogli umieszczać go na szczycie?
Porównywanie różnych generacji jest niepotrzebne. Każdy ma swoje indywidualne spojrzenie na to, który zawodnik podobał mu się bardziej. Oczywiście osiągnięcia to są rzeczy wymierne, które trzeba brać pod uwagę. Jeżeli chodzi o Roberta, ma przed sobą jeszcze parę lat gry, jeśli nie będzie miał nieszczęścia takiego jak ja, czyli groźnej kontuzji. Dla niego teraz zaczyna się najlepszy okres. Na pewno przyda mu się wielki sukces z reprezentacją i kolejne sukcesy z Bayernem Monachium, ale i tak pewne jest, że jest to piłkarz światowej klasy.
Panuje opinia, że obecna reprezentacja Polski jest najsilniejszą od lat. Zbigniew Boniek porównywał ją nawet do tej z 1982 roku. Czy Pana zdaniem rzeczywiście dawno nie mieliśmy tak dobrego zespołu?
Po tym, co dotychczas pokazała nasza aktualna reprezentacja, można powiedzieć, że jest to silny zespół na bardzo dobrym poziomie europejskim, więc nadzieje związane z jej występem na Euro są uzasadnione. Ale jeszcze nigdy nie było tak, żeby przed mistrzostwami coś się wygrało. Swoją klasę trzeba potwierdzić. Mam nadzieję, że ten zespół potwierdzi ją już teraz we Francji.