Retrokryminał: Tajemnica agencji pocztowej. Krwawa zemsta listonosza
Paniówki. W spokojnej wsi w gminie Gierałtowice doszło do zbrodni, która 85 lat temu wstrząsnęła regionem. Sympatyczny listonosz Józef okazał się zabójcą.
Każdy w Paniówkach lubił listonosza Józefa Janusza. Doręczyciel ,czyli jak się mówiło wtedy bryftrygier Zeflik, co prawda „nerwował” wszystkie psy, ale jego wizyty były mile widziane przez spragnionych ploteczek mieszkańców. A zwłaszcza przez gospodynie, bo to one zostawały w obejściu, gdy mężowie szli na grubę. Józef zawsze miał pod ręką jakiś żarcik i nowe wiadomości, również urzędowe z wyższego szczebla i w ogóle ze świata.
Wiedział przy tym kto co z kim, przynosił gazety i świadczenia, zawsze gotowy do dobrej rady, więc jego klupanie do drzwi każdego cieszyło. Aż to on stał się bohaterem największej sensacji w Pa-niówkach. Ludzie nie mogli uwierzyć, że akurat o tej sprawie z Zeflem nie poklachają, bo to właśnie on zabił Alojzego Szołtysika, swojego szefa z miejscowej poczty.
Zła atmosfera
Skromne Paniówki dostają się do prasy. W 1932 roku „Polska Zachodnia” grzmi: „Krwawy dramat w agencji pocztowej! Listonosz Janusz w Paniówkach zastrzelił swojego przełożonego!” Również „Goniec Śląski” podaje szczegóły tego zabójstwa, podobnie jak inne dzienniki. Wydarzenie jest niecodzienne, bo pracownicy poczty są przecież funkcjonariuszami zaufania publicznego, przestępstwa z ich udziałem są bardzo rzadkie. Niełatwo zdobyć taką posadę, trzeba mieć nieposzlakowaną opinię. Listonosz odpowiada przecież za cudze pieniądze i dokumenty, ma wolny wstęp do domów, dlatego szefowie uważnie obserwują, jak zachowują się ich podwładni.
Może Alojzy Szołtysik miał ostatnio jakieś podejrzenia wobec kondycji psychicznej jedynego podwładnego Józefa? W każdym razie atmosfera na poczcie nie była przyjemna. 31-letni Józef Janusz skarżył się, że jego szef jest za ostry, szuka tylko powodów do krytyki, wywyższa się, a jest zaledwie o rok starszy od niego. Na pewno wystawia mu na górze złą opinię, zazdrosny, że Zefla ludzie bardziej lubią niż jego. Tylko planuje, jak się go pozbyć. A wokół bezrobocie.
Niektórzy rozmówcy przyznawali, że szef takim postępowaniem pewnie dodaje sobie poważania, inni po cichu uważali, że to Zefel zazdrości mu stanowiska. A jeszcze inni byli zdania, że Alojz i Zefel po prostu nie polubili się od pierwszego spojrzenia, co budziło konflikty i rywalizację. Ale machali ręką, bo nikt nie ma słodko w pracy.
W każdym razie nie chodziło o politykę, obaj pocztowcy byli propolscy. Inaczej nie pracowaliby w państwowym urzędzie. Propolskie poglądy były we wsi tradycją. W plebiscycie w 1921 roku Paniówki głosowały w ogromnej większości za Polską i znalazły się w jej granicach, w województwie śląskim.
Napad wykluczony
Paniówki, dawniej niemiecki Klein Paniow, a jeszcze wcześniej czeskie Paniovky, na początku XX wieku były zapomnianą wsią oddaloną od większych szlaków. W 1911 roku jej mieszkaniec Kasper Młotek napisał do gazety „Katolik” gorzki list. Skarżył się na zaniedbania władz niemieckich, oburzał, że „(...) drogi są tutaj złe, zamieniają się w jeziora, z wielką biedą ze wsi na lepszą drogę można się dostać”. Najgorzej jest z górnikami, „(...) którzy mają przeszło godzinę do kopalni, a nie mogą butów wyciagnąć z błota”.
W 1910 roku zanotowano, że mieszka tu 1096 mieszkańców, z czego 1061 mówi po polsku, 26 po polsku i niemiecku, a 9 tylko po niemiecku. I wojna światowa wyludniła wieś. W plebiscycie w 1921 roku miejscowość liczyła już tylko 615 mieszkańców, z których 567 głosowało za Polską, a 48 za Niemcami.
Listonosz jednak w żadnym języku nie mógł dogadać się z szefem. Pewnego dnia nie pojawił się w pracy. Pozostanie zagadką, co było powodem tej nieobecności. Może początek depresji lub rozstroju nerwowego? Szef Alojzy Szołtysik postanowił jednak wykorzystać sytuację i powiadomił listonosza, że wyciągnie surowe konsekwencje. A to grozi dyscyplinarnym zwolnieniem. Józef Janusz ma obowiązkowo na drugi dzień stawić się na poczcie.
I listonosz się stawia. Przychodzi o 7 rano, czeka na szefa. Na jego widok wyciąga rewolwer, strzela, zabija Szołtysika na miejscu. Potem przystawia sobie lufę do głowy. Pierwszy klient znajduje dwóch pracowników poczty martwych, leżą obok siebie we krwi na podłodze. Policja wyklucza napad. Paniówki długo nie mogą zapomnieć wydarzeń na poczcie. Pytanie, dlaczego tak się stało i co wstąpiło w popularnego listonosza, pozostaje bez odpowiedzi. Tę tajemnicę bryftrygier Zefel zabrał ze sobą do grobu.