Rewitalizacja to nie jest remont elewacji kamienic
O tym, kto powinien mieszkać w centrum, o czym muszą pamiętać władze Łodzi, z dr Justyną Przywojską z Katedry Pracy i Polityki Społecznej UŁ rozmawia Alicja Zboińska
Zawodowo skupia się Pani na polityce społecznej. A konkretnie?
Zaczęłam przyglądać się próbom wdrażania rewitalizacji zintegrowanej w Polsce w latach 2007-2015. W tym czasie zaczęto mówić o rewitalizacji społecznej, o tym jak oddziaływać nie tylko na przestrzeń, ale i na społeczności lokalne. Najpierw przeanalizowałam 40 programów w ramach projektu rewitalizacji społecznej pod kątem oddziaływania na społeczności. Później zaczęłam przyglądać się temu, jak to się wiąże z ustawą w rewitalizacji. Trzeba pamiętać o tym, że ta ustawa została niedawno przyjęta - w październiku 2015 roku, koncentrowałam się więc na tym, co działo się w ramach pilotażu w Polsce.
Któreś rozwiązanie zaproponowane przez gminy zdobyło Pani uznanie?
Niestety, muszę być krytyczna. Pojawiły się ciekawe projekty aktywnej integracji, zwrócono uwagę na aspekty związane ze społecznością lokalną. Niektóre były godne pochwały, ale nie wprowadzono wówczas rozwiązań systemowych. Nie został więc wykorzystany potencjał, choć opracowano podstawy, wytyczne. W wielu przypadkach zabrakło czasu na realizację, w dwudziestu gminach przeprowadzono diagnozę społeczną, zebrano wnioski, natomiast na wprowadzenie rozwiązań pozostało jedynie jedenaście, dwanaście miesięcy, a to stanowczo za mało. To nie wystarczy nawet na to, by zebrać same problemy. W tych zbadanych programach podobało mi się jednak to, że działania były kierowane do różnych odbiorców. Przecież u nas ciągle rewitalizacja społeczna kojarzy się z pomocą społeczną, a nie o to w niej chodzi. W tych programach były działania ukierunkowane na młodych, seniorów, bezrobotnych, na integrowanie całej społeczności, też w ramach sąsiedztwa.
Ustawę już mamy, na co teraz przyszła kolej?
Rozwiązania systemowe dopiero zostały zaprogramowane. Trzeba pamiętać o tym, że rewitalizacja to zadanie fakultatywne gminy, jej przeprowadzenie nie jest obowiązkowe. Ustawa wyraźnie wskazuje, że gminy, które chcą ją wprowadzić, muszą zacząć od szczegółowej diagnozy samej sytuacji w obszarze społecznym. Musi być mowa o problemach, negatywnych zjawiskach, uwarunkowaniach gospodarczych, technicznych, naukowych. Drugi etap to pogłębiona diagnoza, nie tylko szukanie problemów, ale i potencjału. Problemów nie wolno analizować w odseparowany sposób, np. osobno biedy, deficytów, bezrobocia, ale należy szukać powiązań między problemami, traktować je całościowo. To bardzo duża zmiana jakościowa. Gdy analizowałam dokumenty, które dotyczyły sfery społecznej, było mi przykro, że one tylko z nazwy są strategiami, nie diagnozują problemu. Diagnozy natomiast służą lepszemu projektowaniu naszych polityk w gminach, nie tylko dotyczących rewitalizacji.
Pogłębiona diagnoza i systemowe rozwiązania - brzmi jak idealny sposób na rewitalizację?
Chciałabym, żeby tak było, ale jednego sposobu po prostu nie ma. Rewitalizacja wpisuje się w szeroki aspekt polityki rozwoju, przywraca się funkcje, które miasta i gminy utraciły, a wszystko po to, by poprawiać jakość życia, by można było się rozwijać. A na rozwój jednej recepty nie ma. Nie ma też w Polsce dwóch takich samych jednostek organizacyjnych: miast i gmin. Nawet jeśli zajmują podobny obszar, mają zbliżone położenie, liczba mieszkańców jest podobna, a na dodatek osiągają oni zbliżone dochody. Nie ma to jednak znaczenia, gdyż ludzie się różnią. Uniwersalnych recept nie ma, choć postuluje się większe zainteresowanie polityką senioralną. Problemy seniorów są coraz większe i to także trzeba brać pod uwagę w rewitalizacji. W Łodzi sytuacja jest nieco inna: centrum, które ma być rewitalizowane jest dość młode, a więcej starszych osób mieszka na Bałutach i Dąbrowie. Brakuje u nas działania partnerskiego, każdy jest zapatrzony w swój wąski odcinek, trudno wszystko skleić w całość. Obecnie wszystko jest płynne, a za tą płynnością koncepcje ekonomiczne nie nadążają. W ubiegłym tygodniu na Uniwersytecie Łódzkim odbyła się konferencja naukowa poświęcona rewitalizacji społecznej, która umożliwiła wymianę poglądów ekspertom z całej Polski. Nie byli to akademicy, tylko przedstawiciele samorządów z całego województwa. To także świadczy o konieczności wymiany poglądów.
Czego natomiast osoby, które zajmują się rewitalizacją, np w Łodzi, nie powinny robić?
Nie wolno myśleć o tym, że rewitalizacja to doskonały sposób na remont elewacji kamienic w centrum. To jest jak makijaż trupa, niewiele zmienia. Nie należy patrzeć tylko pod kątem finansowym, nie zajmować się tylko warstwą terenową. Należy też uważać na tzw. zjawisko gentryfikacji, czyli zmianę charakteru tej części miasta. Trzeba myśleć o osobach, których po rewitalizacji nie będzie stać na to, by wrócić do swoich mieszkań. W obszarze rewitalizowanym należy zachować umiar i rozsądek. Jeśli tak się nie stanie, to będziemy mieli do czynienia z przenoszeniem problemu w inne miejsce. Nie mam na myśli getta kontenerowego, chodzi także o stygmatyzowanie pewnych lokalizacji. Ludzie będą unikać takich miejsc, jeśli w powszechnej opinii będą one uchodzić z niebezpieczne. Na wyższy czynsz nie będzie zapewne stać starszych osób, które zapewne „wylądują” samotnie w mniejszych mieszkaniach. Z jednej strony to może i dobrze, będą ponosić mniejsze opłaty, ale z drugiej zostaną skazane na izolację: od swoich sąsiadów, znajomego lekarza, apteki. Będą musiały budować życie na nowo, a to musi być trudne. Dobrym pomysłem jest więc budowa domów wielopokoleniowych.
Specjaliści z łódzkiego magistratu wiele uwagi poświęcają przestrzennym zmianom w tych rejonach, które mają być zrewitalizowane. Dowiadujemy się o nowych gmachach bibliotek, ilości drzew, które zostaną posadzone przy danej ulicy, kilometrach odnowionych chodników i jezdni. Można natomiast odnieść wrażenie, że najmniej przy tej okazji mówi się o mieszkańcach.
Nie chcę formułować jednoznacznej opinii, gdyż mam za mało informacji na ten temat. W naszej konferencji wzięła udział przedstawicielka urzędu miasta, która się tym zajmuje i zauważyłam, że jest świadoma problemów społecznych. Nie mówiła jednak zbyt dużo o tym, a mnie też zastanawia co stanie chociażby z tym osobami, które nie będą mogły sobie pozwolić na powrót do dawnych mieszkań.
Czy nie ma zagrożenia, że przy okazji rewitalizacji centrum miasta, władze pozbędą się z centrum mieszkańców, którzy albo sprawiają problemy, albo nie będą pasowały do nowego centrum?
Nie wiem jakie są konkretne plany urzędników w zakresie mieszkańców tego obszaru. Umówiłam się na spotkanie w biurze rewitalizacji, mam nadzieję, że dowiem się więcej. Na razie nie chcę spekulować. Problemem jest właśnie to, że tam mało mamy konkretnych informacji dotyczących społeczności.
Kto powinien mieszkać w centrum? Można mówić o mniej lub bardziej pożądanych mieszkańcach?
Możemy posłużyć się przykładem dużych miast w Europie, w których panuje tzw. miks społeczności i jest to najbardziej pożądany układ. Chodzi o to, by w obszarze odnowy były różne grupy społeczne: zarówno osoby dobrze sytuowane, ale i takie, które wymagają wsparcia ze strony państwa. Ważne jest, by spełniały ustalone, a także wymagane proporcje. Dzięki takiemu układowi społeczeństwo ma się samo naprawiać, jedni mieszkańcy uczą się od drugich, to najlepszy układ. Pozwala na integrację i współpracę społeczności. Szkoda tylko, że w Polsce taki model nie jest stosowany, nie spotkałam się w nim w żadnym z miast czy gmin. A sama rewitalizacja nie jest możliwa bez włączenia mieszkańców w ten proces.
Na przykładzie budżetu obywatelskiego widać, że urzędnikom udało się przekonać do zaangażowania tylko część mieszkańców. Jak przekonać innych?
Budżet obywatelski to rzeczywiście dobre narzędzie, przekonują o tym m.in. pozytywne opinie od organizacji, które brały w nim udział. Nie wszystko jest jednak godne pochwały, zdarza się, że w budżecie nie są realizowane projekty obywatelskie, ale chodzi o dofinansowanie instytucji miejskich. Nie powinno się remontować hal z budżetu obywatelskiego, tylko z budżetu miasta czy gminy. W jednym z miast w naszym województwie z budżetu obywatelskiego został wybudowany podjazd dla niepełnosprawnych w przedszkolu. Kosztowało to siedem tysięcy złotych. Czy prezydent nie widział wcześniej potrzeby, by taki podjazd wybudować? Podobnie dzieje się w niektórych sołectwach, gdzie za pieniądze z budżetu obywatelskiego buduje się chodniki. A to przecież zadanie gminy.
Na co urzędnicy zajmujący się rewitalizacją w Łodzi powinny szczególnie zwrócić uwagę?
To w zasadzie temat-rzeka, ale trzeba pamiętać o kilku zasadach. Podstawa to partnerstwo i kluczowa zasada: wszyscy uczestnicy rewitalizacji są równi, wszystkich trzeba słuchać z jednakową uwagą, a nie tylko słyszeć. Trzeba uważnie słuchać także mieszkańców, zastanawiać się, czego chcą, a czego nie chcą. Nie można wprowadzać rozwiązań bez ich aprobaty, narzucać siłą.
Nie można zapomnieć o skupianiu się na diagnozowaniu problemów, ale zarazem trzeba pamiętać także o tym, że nic nie jest dane raz na zawsze. Trzeba być gotowym także na zmianę priorytetów, działań, rozwiązań w zależności od tego, jak sytuacja będzie się rozwijać.
Nie można zapominać o młodzieży, zwłaszcza ze środowisk, które uchodzą za trudne. Dużą rolę do odegrania mają instytucje polityki społecznej, zwłaszcza gdy występuje zagrożenie wykluczeniem pewnych mieszkańców i grup. Należy też badać to, co robimy, dbać o jak najszersze diagnozowanie sytuacji. O tym wszystkim powinno się pamiętać, może się to przyczynić do sukcesu rewitalizacji.