RIO, dodatki i ludzie prezydenta pod specjalnym nadzorem
Z jednej strony Tadeusz Truskolaski może po kontroli Regionalnej Izby Obrachunkowej odetchnąć. Bo nie sformułowała ani jednego wniosku do prokuratury.
Dała jednak przeciwnikom prezydenta potężny oręż w walce politycznej. Od miesięcy powtarzają oni, że gospodarowanie miejskimi finansami pozostawia wiele do życzenia. Nie ulega wątpliwości, że wyniki kontroli RIO znajdą swoje odbicie już niedługo, gdy radni będą rozliczać sprawozdanie budżetowe za 2016 ok. W ciemno można przyjąć, że prezydent po raz kolejny nie otrzyma absolutorium. Mało tego. Władze krajowe PiS dostały doskonały argument do uzasadniania potrzeby wprowadzenia tzw. dwukadencyjności już w 2018 roku. Mogą teraz walić jak w bęben, że zmiany są po to, by rozbić układy, gdzie foruje się swoich. Nawet jeśli będzie to zakrzywianie rzeczywistości.
Kontrola RIO była drobiazgowa, do każdego grosza i przecinka. No, ale taka powinna być natura lustracji, nie tylko finansowej. Niemniej wiele spraw, które wskazali kontrolerzy swoją genezę miało w latach poprzednich. I powinny być wychwycone chociażby podczas oceny sprawozdania z wykonaniu budżetu w latach 2014, 2015. Tymczasem w obu przypadkach RIO klepnęła je bez zastrzeżeń. Czy teraz swoje piętno odcisnęło to, co nastąpiło na linii prezydent - RIO po kuriozalnym podtrzymaniu przez Izbę uchwały radnych o nieudzieleniu absolutorium?
Przerzucając się argumentami, czy i na ile duch „dobrej zmiany” mógł wpłynąć na kontrolerów, trudno przyjąć jednak za dobrą monetę optykę, że wszystko w gospodarce finansowej magistratu było OK (tą samą logiką oPiSuje się szczyt w Brukseli). Bo gdyby prezydent uważał, że wszystko jest w porządku, to nie doprecyzowałby chociażby przepisów o dodatkach specjalnych. Trudno też pojąć, że przez lata były one przyznawane na podstawie nieaktualnych paragrafów. A przecież nawet dyrektor szkoły, dając nauczycielowi dodatek np. motywacyjny, może to zrobić na czas określony (zazwyczaj na semestr). Tyle że w tym przypadku jest to wyróżnienie za zaangażowanie wykraczające poza zakres codziennych obowiązków. Tymczasem według RIO prezydent honorował najbliższych współpracowników za wykonywanie umowy o pracę. Można powiedzieć, że wiele hałasu o nic, bo tak samo od listopada 2015 roku Antoni Macierewicz traktuje ponoć Bartłomieja Misiewicza. Wątpię jednak, by prezydent Truskolaski tego ministra i jego pupila chciałby traktować jako swoje alibi. Tym bardziej że z kontroli RIO wynika, że taką właśnie postacią jest de facto Przemysław Tuchliński, od lat „prawa ręka” prezydenta Białegostoku. Z dodatkiem specjalnym, ale przez lata bez wyznaczonego zakresu obowiązków, uprawnień i odpowiedzialności. Do pełnego porównania z asystentem szefa MON brakuje tylko, by służba mundurowa podległa samorządowi oddawała honory „ordynansowi” . Skoro jednak prezydent po uwagach RIO błyskawicznie doprecyzował obowiązki swojego dyrektora, to być może uchronił Białystok przed taką właśnie perspektywą.
Od pierwszej kadencji Tadeusz Truskolaski podkreślał, że w kierowaniu urzędem przyświeca mu zasada legalizmu. Co więcej, działania na podstawie prawa i w granicach prawa podniesiono do rangi absolutu. Wdrażając zalecenia pokontrolne prezydent obala ten mit. I kładzie cień na drugim przykazaniu swojego dekalogu z 2015 roku: „zastępcy prezydenta nie otrzymują nagród, pracują pobierając jedynie przysługujące im wynagrodzenie”. Bo z kontroli RIO wynika, że dodatek specjalny był de facto paranagrodą.