Białe plamy historii powstają w naszych głowach w chwili, gdy uznajemy, że o pewnych sprawach mówić nie należy. Jak wygląda prawda o wyzwoleniu niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau?
Nazywał się Franciszek Adamczewski. Rozminęliśmy się. On umarł w październiku 1959 roku. Ja urodziłem się później. Nie miałem okazji z nim porozmawiać. Z rodzinnego przekazu wiem niewiele. Był młodszym bratem mojej babki Joanny, księdzem. I był w Dachau. Wśród starych rodzinnych fotografii zachowało się pogrzebowe zdjęcie mężczyzny w trumnie, z kapłańskim biretem. Nawet nie wiedziałem, kto to jest.
Niedawno kuzyn porządkujący rzeczy po zmarłym wuju znalazł kilka dokumentów Franciszka Adamczewskiego, w tym legitymację Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Niemieckich Obozów Koncentracyjnych, wydaną w 1946 roku w Baden Baden. I do tego kartka maszynopisu – odpis ze wspomnień spisanych 29 kwietnia 1945 roku. Podarował mi kopie. Zacząłem czytać:
„I oto dziś 29 kwietnia (1945) o godzinie 6.40 nadszedł dla mnie ten dzień wypełnienia się sprawiedliwości Bożej, dzień krwi i chwały, który dla mnie dniem wolności się stał. Te kilka zdań pisałem godzinę po wkroczeniu Amerykanów, nie wiedząc, gdzie wyładować swoją radość, chciałem wszystko świeżo uchwycić”.
Dzień krwi i chwały
Dachau to małe miasteczko koło Monachium w Bawarii. W 1933 roku, zaraz po dojściu Hitlera do władzy, w opuszczonej fabryce amunicji urządzono pierwszy niemiecki obóz koncentracyjny dla przeciwników politycznych nowej władzy. Trafiali tu komuniści, socjaliści, Żydzi, Romowie, homoseksualiści, duchowni.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień