Rodzice mogą pomóc, ale nie wyręczać dziecko
Rozmowa z Dominiką Bem, psychologiem dziecięcym o tym, jak razem z dzieckiem przygotować się na pójście do szkoły i wspierać je na co dzień.
- Za kilka dni rozpoczyna się nowy rok szkolny. Dla pierwszoklasistów to prawdziwy przełom. Jak pomóc im opanować stres?
- Zastanawiam się, skąd pomysł, że dziecko będzie się stresowało. Myślę, że to raczej rodzice mają jakieś obawy ze względu na własne doświadczenia. Małe dziecko jest przeważnie pozytywnie nastawione do rozpoczęcia nauki w szkole. Często nie może się doczekać dnia, kiedy pójdzie do pierwszej klasy, zwłaszcza, gdy ma starsze rodzeństwo. Przeważnie tak jak brat czy siostra chce już odrabiać lekcje, mieć podręczniki, zeszyty itp. Oczywiście zdarza się, że dzieci bardzo się denerwują tym, co je czeka, a pierwsze dni w nowym miejscu bardzo przeżywają. Możemy pomóc im w opanowaniu tych emocji przede wszystkim poprzez wysłuchanie ich obaw i rozmowę.
- Co powinno nas szczególnie zaniepokoić?
- Przede wszystkim objawy somatyczne, które mają swoje źródło w przeżywanych przez dziecko trudnych emocjach: bóle głowy, brzucha, niekiedy gorączka itp. Za tym stoją często wyobrażenia o szkole. Przeważnie są one nieadekwatne do rzeczywistości. Siedmiolatek myśli inaczej niż my. Nie lekceważmy jednak jego obaw. Nie mówmy, że przesadza i wymyśla sobie problemy. Porozmawiajmy z nim. Wspólnie zastanówmy się, co jego zdaniem w szkole jest fajnego, a co może być trudne i razem znajdźmy rozwiązanie. Tak naprawdę właśnie uważne słuchanie dziecka i rozmowa są najważniejsze.
- A jeśli dziecko nie chce rozmawiać? Dotyczy to również, a może przede wszystkim starszych dzieci, które mają już jakieś doświadczenia za sobą.
- Pokażmy, że jesteśmy gotowi na rozmowę. Nie nalegajmy, nie wypytujmy. Powiedzmy: wydaje mi się, że masz jakieś zmartwienie, jeśli będziesz chciał porozmawiać, to ja chętnie posłucham. A gdy już dziecko postanowi nam się zwierzyć, wyłączmy telewizor, nie odbierajmy telefonu. Niech ten czas będzie przeznaczony wyłącznie na rozmowę. Nie narzucajmy mu swoich rozwiązań, które w dziecięcym świecie mogą okazać się nieprzydatne. Zapytajmy je, jakie wyjście z sytuacji ono widzi i pomóżmy mu przeanalizować różne wersje. Bądźmy gotowi do pomocy, ale nie rozwiązujmy problemów za dziecko. Oczywiście w sytuacji, gdy dziecku dzieje się krzywda, nie możemy zostawiać go z tym samego. Ostrzegam przed wikłaniem się w tajemnicę. Nie obiecujmy, że jeśli nam się zwierzy, nic nikomu nie powiemy. Wyjaśnimy mu raczej, że może nam wszystko powiedzieć, bo chcemy mu pomóc. Dajmy mu pewność, że jeśli problem będzie poważny, to zajmiemy się jego rozwiązaniem. W takiej sytuacji trzeba porozmawiać z wychowawcą, warto też skontaktować się z pedagogiem szkolnym lub psychologiem. Doradzam natomiast ostrożność we włączaniu się w konflikty między rówieśnikami czy rodzeństwem. Chodzi o zwykłe sprzeczki czy nieporozumienia. Dzieci same poprzez kłócenie się i godzenie ze sobą uczą się rozwiązywania konfliktów, rodzic nie powinien robić tego za nie.
- A co z codziennymi czynnościami? Rodzice, zwłaszcza pierwszaków, chętnie wyręczają dzieci niemal we wszystkim. Przypominają o zadaniach domowych, pakowaniu plecaka, zabraniu worka na WF itp. Gdzie jest granica wspomagania dziecka w wypełnianiu szkolnych obowiązków?
- Myślę, że w przypadku najmłodszych możemy sobie pozwolić na przypominanie o tym. Pierwszoklasista dopiero co opuścił przedszkole, gdzie panie roztaczały nad nim większą opiekę. W szkole spada na niego wiele nowych obowiązków. Nie oczekujmy, że od razu poradzi sobie ze wszystkimi. Powinniśmy wspierać go zwłaszcza w pierwszych tygodniach. Najlepiej, aby rodzic był w pobliżu, gdy dziecko odrabia lekcje czy szykuje się do szkoły. Jeśli jednak chce, np. razem z dzieckiem rozwiązywać zadania domowe, to jest to jego decyzja, jednak warto wówczas zastanowić się jak zachowanie rodzica może wpłynąć na dziecko, które może pomyśleć, że samo sobie nie poradzi. Im starszy uczeń, tym ten udział powinien być mniejszy. Dziecko uczy się przejmować większą odpowiedzialność za to, co robi.
- Wielu rodziców chce, aby wraz z pójściem do szkoły ich pociecha rozwijała się także poza nią. Od dobrych kilku lat panuje wręcz moda na zajęcia pozalekcyjne. Jak je mądrze wybrać?
- Przede wszystkim nie przesadzać. Do prawidłowego rozwoju dziecko również potrzebuje nudy, aby pobudziło swoją kreatywność. Nie jest dobrze, gdy ciągle podsuwamy mu różne pomysły. Zajęcia pozalekcyjne są potrzebne, ale w umiarkowanym stopniu. W przypadku młodszych uczniów wystarczą raz-dwa razy w tygodniu. Młodsze dziecko ma raczej zaciekawienia niż konkretne zainteresowania. Może się zdarzyć, że zapiszemy je na jakieś zajęcia, a ono stwierdzi, że nie chce na nie chodzić. Warto przekonać je wówczas, aby wybrało się jeszcze raz, ale gdy nadal nie ma ochoty, nie zmuszajmy go do niczego. Pamiętajmy też, aby poprzez dziecko nie realizować własnych, niespełnionych marzeń. Bywa, że na przykład, mama chciała tańczyć w balecie, nic z tego nie wyszło, więc teraz zapisuje na balet córkę, choć ona woli np. trenować judo. Dodatkowe zajęcia nie są najważniejsze. Dzieci wiele czerpią z bliskości z rodzicami, ze wspólnej zabawy. Dlatego niekiedy lepiej zagrać razem w planszówkę niż zaprowadzać dziecko na kolejne zajęcia.