Rodzice tak bili, że prawie zabili? Zuzia walczy o życie. Śledczy o prawdę
Urazy głowy, masywny obrzęk mózgu, liczne siniaki - w takim stanie 3-letnia Zuzia trafiła do szpitala w Toruniu. Od 28 maja trwa walka o jej życie, ale rokowania są złe. Rodzice z zarzutem usiłowania zabójstwa trafili do aresztu, a ludziom nie mieści się w głowie, że "ta rodzina była w systemie".
Zobacz wideo: Zimna wiosna to droższe warzywa.
Rodzina była w systemie - mówią w swoim żargonie urzędnicy. Co to za system? Nadzoru, ale i pomocy rodzicom. Sylwię M. i Przemysława O. poznali bowiem całkiem dobrze zarówno sąd rodzinny, kurator sądowy zawodowy, kurator społeczny, jak i asystent rodziny z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Toruniu. Sytuację rodziny badali i monitorowali, dzieci rodzicom zabierali i oddawali, mieli baczenie.
Dlaczego zatem doszło do tragedii? Instytucjonalny system nadzoru i wsparcia jest zły czy pracujący w nim ludzie nie dają rady? A może nie ma takiego systemu, któremu nie umknęłaby często zmieniająca adresy rodzina? Szczególnie w pandemii? Oto postaci tego dramatu.
Zuzia, lat 3. Walczy o życie pod respiratorem
Zuzia ma dokładnie 2 lata i i 11 miesięcy. Jest jednym z trojga dzieci Sylwii i Przemysława. Jeśli przeżyje, będzie miała jeszcze brata lub siostrę, bo jej mama jest w kolejnej ciąży.
Od 28 maja Zuzia walczy o życie. Leży na oddziale intensywnej terapii szpitala dziecięcego w Toruniu. Trafiła tutaj tamtego piątkowego wieczora z mieszkania na toruńskiej starówce. Pogotowie wezwał ojciec. Stan dziecka był ciężki: urazy głowy, obrzmienie mózgu, ciało usłane siniakami (starszymi i świeższymi), ślady po wieloodłamowym złamaniu rączki.
"Stan krytyczny. Rokowania złe". "Bez poprawy. Stan krytyczny. Dziecko nadal pod respiratorem". "Bez zmian" - przekazuje doba po dobie doktor Janusz Mielcarek, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu.
To medycy z tego szpitala zawiadomili o przypadku Zuzi śledczych. Ci zatrzymali rodziców Zuzi i postawili najpoważniejsze możliwe zarzuty: usiłowania zabójstwa własnego dziecka (w zamiarze ewentualnym), znęcania się nad nim ze szczególnym okrucieństwem przynajmniej od kwietnia br. oraz spowodowania ciężkich obrażeń ciała.
Według ustaleń Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum Zachód trzyletnia Zuzia była bita różnymi przedmiotami, a także otwartą dłonią (szczególnie w okolicach szyi i głowy). Gdy doznała wieloodłamowego złamania rączki, matka i ojciec nie zapewnili jej pomocy medycznej. Natomiast krytycznego piątku, 28 maja, doszło do kulminacji przemocy: Zuzia doznała urazów głowy i obrzęku mózgu. Albo wskutek pobicia, albo np. uderzenia o ścianę...
Sylwia, lat 23. Matka trojki dzieci, z czwartym w drodze
"Nasza mała kruszynka. Jeszcze trochę" - napisała Sylwia M. na swoim Facebooku w marcu 2018 roku. Wpis ilustrował zdjęcie z USG, kiedy była z Zuzią w ciąży. Teraz pod tym zdjęciem wylewa się już hejt od tych, którzy wydali na nią wyrok. "Zdychaj suko" - piszą.
Profil facebookowy młodej kobiety to głównie opowieść o jej dzieciach oraz selfie, które Sylwia - jak wiele jej równolatek - robiła sobie z zamiłowaniem. Fotki maluchów zawsze opatrzone są serduszkami i słowami miłości. Zresztą, podobnie jest u jej partnera - Przemysława O. I on w mediach społecznościowych prezentował się jako kochający rodzic.
Co wiadomo o Sylwii? Mimo młodego wieku jest już matką trójki dzieci, a czwartego się spodziewa. "Po drodze były jeszcze martwe bliźnięta" - mówią osoby "z systemu".
Sylwia uciekła własnej rodzinie. Była częściowo ubezwłasnowolniona z inicjatywy matki z uwagi na deficyty psychiczne. Wybrała życie ze starszym o blisko dziesięć lat Przemysławem. Mężczyzną, który w wieku 32 lat ma już kilka wyroków karnych na koncie (o tym dalej). Teraz siedzi za kratami, bo zaraz po przedstawieniu jej zarzutów sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu. Absolutnie nie przyznaje się do znęcania się nad Zuzią.
Przemysław, lat 32. Ojciec z wyrokami za kradzieże
Absolutnie do zarzutów nie przyznaje się Przemysław O. Taką postawę zaprezentował śledczym, zanim trafił do aresztu. To człowiek, dla którego kontakt z organami ścigania nie jest jakąś nowością. Na koncie ma już kilka wyroków skazujących za przestępstwa przeciwko mieniu; głównie za kradzież w Toruniu.
Rodzina w ostatnich latach kilkukrotnie się przeprowadzała. Jej ostatnie trzy adresy to: pierwsza ulica na Chełmińskim Przedmieściu, druga ulica w tym rejonie Torunia oraz - mniej więcej od połowy maja - ulica w samym sercu starówki. Wszędzie Sylwia i Przemysław wynajmowali mieszkania. Dobrze zapamiętała sobie mężczyznę pani X., właścicielka mieszkania w drugiej z wymienionych lokalizacji.
-Gdy stawili się po raz pierwszy, to już od razu podjechali busem z rzeczami. Nie płacili. Winni są mi za czynsz i opłaty, jakieś 5000 złotych. Mieszkanie zostawali zdewastowane. A on (Przemysław O. -przyp.red.) oszukiwał mnie, że ma koronawirusa. Ostrzegałam potem od razu innych przed takimi nieuczciwymi lokatorami - relacjonuje pani X.
Na wspólnym profilu facebookowym Przemek i Sylwia objęci wspólnie pozują do selfie. On ją przytula, ona się uśmiecha. W tle - łąka i las. Taka normalna, sympatyczna para...
Ludzie systemu: sędzia, kuratorzy, asystent rodziny
Trójkę dzieci Sylwii i Przemysławowi odebrano i umieszczono w niespokrewnionej rodzinie zastępczej. Decyzją Sądu Rejonowego w Toruniu przebywały w niej od marca 2019 do stycznia 2021 roku. Rodzina znalazła się pod nadzorem kuratora sądowego. Najwyraźniej w jego ocenie sytuacja uległa poprawie, bo w lutym br. troje dzieci wróciło pod skrzydła matki i ojca. Stało się to na mocy decyzji tego samego sądu - dokładniej III Wydziału Rodzinnego i Nieletnich.
Rodzinę wspierał asystent, przyznany przez MOPR. I działo się tak od 2018 roku, czyli przez trzy lata.
-Wielokrotnie odwiedzał tę rodzinę. Współpracował aktywnie z kuratorem sądowym. Naprawdę, nic nie zapowiadało tam tragedii. Nie było oznak stosowania przemocy. Więcej, nie było wskazań ku temu, by zarzucać matce brak opiekuńczości, miłości wobec dzieci - zapewnia Bożena Miler, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Toruniu.
Według ośrodka, ta rodzina chętnie współpracowała z asystentem. Ten natomiast - nawet pandemii - dwoił się i troił. "Asystent rodziny w okresie od stycznia do maja 2021 roku był skutecznie w środowisku 16 razy. 7 razy nikogo nie zastał w miejscu zamieszkania. Odbył 20 rozmów za pośrednictwem telefonu i 22 razy kontaktował się z innymi pracownikami zaangażowanymi w pracę z rodziną. Podczas wykonywania wszystkich wymienionych czynności służbowych asystent ani razu nie podejrzewał stosowania przemocy fizycznej ani psychicznej nad dziećmi. Sytuacja była systematycznie monitorowana pomimo stanu zagrożenia epidemicznego Covid-19. Ostatni raz asystent rodziny był w miejscu zamieszkania 11 miejsca. Od tego czasu pani Sylwia deklarowała, że przebywa poza Toruniem" - takie wyliczenia przekazuje Bożena Miler.
Asystent ściśle współpracował z kuratorami sądowymi - zawodowymi i społecznymi. Takie są zapewnienia.
Bez finału. Rzecznik praw dziecka: "Surowsze kary"
"Walcz, aniołku" - piszą setki internautów pod kolejnymi meldunkami o krytycznym stanie Zuzi. Mniej licznym puszczają emocje i w ostrych słowach życzą jej i jemu wszystkiego najgorszego. Jej i jemu, "bo rodzicami nie można tych ludzi nazwać" - tak piszą. Emocje się kumulują i trudno się temu dziwić.
Od emocji trudno się też odciąć śledczym ("Też jesteśmy rodzicami"), ale muszą. Oficjalnych informacji nie udzielają ponad to, co zawarli w komunikacie. Opisali w nim zarzuty związane z biciem Zuzi od kwietnia oraz to, iż "nie później niż w dniu 28 maja 2021 roku, działając z zamiarem ewentualnym pozbawienia życia małoletniej, zadali jej urazy w okolice głowy, skutkujące licznymi zmianami w obrębie mózgowia i masywnym obrzękiem mózgu, stanowiącym ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, godząc się ze skutkiem w postaci śmierci dziecka, który nie nastąpił na skutek interwencji lekarskiej" - przekazał prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik toruńskiej prokuratury.
Każda kolejna dobra i informacje o braku poprawy stanu dziecka budzi ból. Z dnia na dzień przebywa też pytań, na razie bez odpowiedzi. Są wśród nich także te o odpowiedzialność ludzi systemu za tragedię. Prokuratura odpowiada tylko tyle, że zbada wszystkie okoliczności.
Mikołaj Pawlak natomiast, rzecznik praw dziecka, odnosząc się do dramatu toruńskiego podkreślił na antenie Polsat News, że konieczne są zmiany w prawie.
-Nie tylko chodzi o długość izolacji, ale też o funkcję odstraszającą kary, która byłaby surowa. Innej rady moim zdaniem nie ma, skoro nie docierają moje prośby i apele. Trzeba uderzyć w sprawców i pokazać tym, którzy podnoszą rękę na dzieci, że ta im bardzo szybko uschnie i będą ponosić bardzo surowe konsekwencje - powiedział rzecznik, pytany o zaostrzenie kar wobec osób, które znęcają się nad dziećmi.
Tylko szpital dziecięcy w Toruniu, jak przekazuje dr Janusz Mielcarek, co roku zmuszony jest kilka razy zgłaszać policji i prokuraturze przypadki małych pacjentów z obrażeniami, które wskazują na to, że padli ofiarą przemocy w rodzinie. I nie jest ważne, czy to rok w pandemii, czy przed nią.
Dziewczynka zmarła w nocy z 11 na 12 czerwca w toruńskim szpitalu dziecięcym.