W sierpniu minie rok od tragedii na Bydgoskim Przedmieściu. Tutaj dwaj 15-latkowie na rowerze miejskim wjechali w staruszkę. 86-latka zmarła. Do dziś brak decyzji o tym, czy Łukasz B. będzie miał dorosły proces.
To jedna z tragedii, o której w Toruniu nie sposób zapomnieć. To, jak potraktowani zostaną jej sprawcy, wciąż budzi kontrowersje i jest przedmiotem dyskusji. O tym, czy 16-letni już obecnie Łukasz B., który kierował rowerem, wioząc pasażera przed sobą na kierownicy, ma odpowiadać za swoje czyny jak dorosły, miał zdecydować sąd rodzinny.
Jeszcze nie zdecydował. W sprawie przez kilka miesięcy niewiele się działo, na co wpływ miał też okres zamrożenia sądownictwa w okresie pandemii. Dziś (piątek, 3 lipca) otrzymałem informację o tym, że III Wydział Rodzinny i Spraw Nieletnich Sądu Rejonowego w Toruniu wyznaczył termin rozprawy na 27 lipca. Możliwe więc, że wtedy zapadnie decyzja w sprawie Łukasza B. - mówi adwokat Mateusz Chudziak, obrońca nastoletnich rowerzystów.
16-letni już obecnie Łukasz B. od blisko roku przebywa w młodzieżowym ośrodku wychowawczym. Nie jest to forma kary, ani też środka wychowawczego będącego skutkiem zakończonego postępowania sądu rodzinnego. Do MOW-u sąd wysłał nastolatka szybko po wypadku - w ramach tzw. środka tymczasowego. Wziął pod uwagę podejrzenie przez niego czynu karalnego, dotychczasowe sprawowanie (problematyczne) i środowisko, w którym dotąd przebywał.
Prokuratura, która włączyła się od razu do sprawy przed sądem rodzinnym oczekuje, że Łukasz B. oddany zostanie w jej ręce, będzie miał postawione jak dorosły zarzuty (spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i nieudzielenia pomocy ofierze) i dorosły proces. W jego wyniku natomiast - wymierzoną karę. Obrońca nastolatka z Bydgoskiego Przedmieścia obstaje natomiast przy tym, by zajmował się nim wyłącznie sąd rodzinny. Efektem jego postępowania byłaby w przyszłości nie kara, bo takiej nieletnim się nie wymierza, tylko zastosowanie któregoś z przewidzianych ustawowo środków wychowawczych.
Rok temu: uderzyli i uciekli
Przypomnijmy, co się wydarzyło blisko rok temu. Do dramatu doszło w czwartek, 22 sierpnia 2019 roku, na przejściu dla pieszych przy skrzyżowaniu ulic Kraszewskiego i Matejki w Toruniu. Łukasz B. jechał przez przejście dla pieszych na rowerze miejskim. Z przodu, na kierownicy, wiózł kolegę Mateusza P., czym prawie całkowicie ograniczył sobie pole widzenia.
Rower uderzył w idącą spokojnie 86-letnią kobietę. Nastolatkowie na chwilę tylko zatrzymali się przy kobiecie, by zaraz odjechać. Pomocy staruszce udzielali przechodnie. Niestety, torunianka zmarła nazajutrz w szpitalu. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu był uraz czaszkowo-mózgowy. Doszło do niego, gdy uderzona przez rower kobieta straciła równowagę i przewróciła się do tyłu.
Jeśli dorosły proces, to dla jednego
Obecnie Łukasz B. ma już 16 lat. Zdaniem prokuratury, winny jest śmierci staruszki i powinien za to odpowiedzieć jak osoba dorosła przed sądem karnym. Jak wspomnieliśmy jednak na wstępie, po blisko roku od tragedii wciąż jeszcze brak decyzji, czy tak ma się stać, czy nie.
Przez pierwsze miesiące po wypadku toczył się spór prawny o to, czy Łukasz B. pozostawać ma w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym, do którego szybko skierował go sąd. Obrońca chłopca zażalił decyzję oczekując, ze chłopak wróci do domu. Prokuratura też się zażaliła, bo chciała surowszego potraktowania rowerzysty - wysłania go zakładu poprawczego. Ostatecznie Sąd Okręgowy w Toruniu rozstrzygający sprawę zdecydował, że w mocy pozostaje decyzja sądu rodzinnego: pobyt chłopaka w MOW-ie.
Co czeka natomiast Mateusza P., nastoletniego pasażera rowerzysty? On sądzony jak dorosły nie będzie. Prokuratura zarzuca mu bowiem mniej surowe przestępstwo: tylko nieudzielenie pomocy poszkodowanej (art. 162 par. 1 kk). Przy takim zarzucie nie ma prawnych podstaw do tego, by nastolatka z ukończonymi 15 latami traktować jak dorosłego. Możliwe jest to tylko w przypadku najcięższych przestępstw.
Od początku sprawy w Toruniu nie było wielką tajemnicą to, kim są nastolatkowie. W dobie internetu i błyskawicznej wymiany informacji szybko rozeszły się wieści o tym, że szczególnie rodzina Mateusza P. jest dobrze znana organom ścigania. Obaj nastolatkowie sprawiali też już wcześniej problemy wychowawcze.