Rok prezesa Jarosława Kaczyńskiego
Jeszcze żaden wódz w ostatnim ćwierćwieczu nie rozbudził takich nadziei. Zrobił to jedynie Jarosław Kaczyński, który przejął pełnię władzy w Polsce. I pełną odpowiedzialność.
To był rok Prawa i Sprawiedliwości. Rok prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który poprowadził zwycięską szarżę wyborczą. I skupił w ręku władzę, której, nie miał nikt w demokratycznej Polsce od 1918 roku. Już dziesięć lat temu ówczesny premier PiS Kazimierz Marcinkiewicz mówił o geniuszu prezesa. Powtórzył to po swoim zwycięstwie niezłomny prezydent Andrzej Duda, później premier Beata Szydło. Ale - jak mawiał Stanisław Jerzy Lec - geniusz wcale nie chroni od nieszczęścia.
Nie mam wątpliwości, że Jarosław Kaczyński ma dobre intencje - chce, by Polska była regionalnym mocarstwem, a rodacy zamożni i wierzący. Nawet sporo pomysłów PiS na naprawę państwa jest całkiem sensownych. Problem w tym, że Jarosław Kaczyński dokonuje zmian młotem kowalskim, a nie głową, budując coraz większe barykady między Polakami. Dziś nawet nazwa tej partii - Prawo i Sprawiedliwość - jest niespełnialną obietnicą. To raczej prawo Kalego i Hammurabiego, a jeśli sprawiedliwość, to tylko według PiS. Nikomu innemu nie udało się w demokratycznej Polsce poprzeć swej ideologii przejęciem w parę tygodni, najczęściej nocą, tak wielu sfer życia państwa. Od języka począwszy, na „odzyskanych” wszystkich strukturach władzy. Co gorsza, nie wiadomo, jak naprawdę tę władzę w 2016 roku prezes Kaczyński wykorzysta. Trudno nawet się domyślać, bo PiS jest nieprzewidywalne. To nieprawda, że Jarosław Kaczyński kupił zwycięstwo obietnicą 500 złotych i powrotem do starych przepisów emerytalnych. Podała mu je na tacy Ewa Kopacz, Bronisław Komorowski i Leszek Miller z Palikotem.
Mijający rok dowiódł, że politycy, którzy narodzili się w latach 90., muszą wreszcie zrozumieć, że ich czas minął. Wyjątkiem jest tylko Jarosław Kaczyński. W dążeniu do władzy okazał się mistrzem makiawelizmu, a lud to kupił z nadzieją na lepszą Polskę.
Obym był złym prorokiem, ale nie wierzę, by w demokratycznym państwie można jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Jarosława w s z y s t k o zmienić na lepsze. Czeka nas chaos w polityce wewnętrznej i międzynarodowej, bo jedna osoba wszystkiego nie udźwignie. Nawet geniusz.
Prof. Janusz Golinowski, politolog UKW
Czy mijający rok był początkiem „dobrej zmiany”? Chciałoby się powiedzieć - po owocach ich poznacie. Na pewno mijający rok był dużym wstrząsem dla rządzących - swego czasu rozmawialiśmy na łamach „Pomorskiej”, że Bronisław Komorowski powinien uzyskać reelekcję. Podobnie było z utratą większości parlamentarnej przez Platformę - początkowo wiele wskazywało na to, że PO utrzyma swój stan posiadania.
Tymczasem relacje polityczne diametralnie się odwróciły dając Prawu i Sprawiedliwości duże możliwości zmian. Niektórzy to nazywają rewolucją, a dla mnie jest to po prostu zmiana. Warto więc zapytać, jakie będą jej efekty? Uważam, że mamy do czynienia z walką dwóch różnych koncepcji Polski. Jednocześnie trzeba pamiętać, że także w krajach Unii Europejskiej możemy oglądać podobną sytuację. Europa zaczyna skręcać w prawo. Dla mnie kierunek, w którym idzie PiS, nie jest niczym szczególnym.
Patrząc w przyszłość byłbym dobrej myśli, pod warunkiem, że rządzący będą spełniać swoje zapowiedzi. Okazało się bowiem, że w Polsce jest rzeczywiście wiele do zmienienia, nie wiem tylko czy na siłę i czy w takim tempie. PiS szło do wyborów pod hasłem zmiany. Czy dobrej? To się okaże w praktyce.
Konflikt o Trybunał Konstytucyjny uważam za czysto symboliczny. Dla jednych oznacza to możliwość przeprowadzania tych zmian, dla innych ich kontestowanie. Moim zdaniem Trybunał upolitycznił się sam. Oczywiście, nie pochwalam niecodziennych metod wprowadzania zmian przez PiS, które przypominają zasadę „oko za oko, ząb za ząb”. Moim zdaniem orzeczenia Trybunału w składzie dwóch trzecich nie zablokują pracy tego organu.
Powstanie w mijającym roku dwóch nowych sił politycznych - partii Kukiza i .Nowoczesnej - jest wyraźnym sygnałem oczekiwania zmian. Jeśli .Nowoczesna pracuje a konto przyszłych wyborów, to bardzo interesująco rysuje się przyszłość samego Kukiza. Jeżeli uda mu się zachować stan posiadania, to we współpracy z PiS ma szanse na polityczną przyszłość.
Maciej Eckardt, samorządowiec
Dla mnie zapowiedź „dobrej zmiany”, pod którą kończy się mijający rok, to polityczny wytrych. Wbrew pozorom to bardzo nieprecyzyjne sformułowanie. Jakich zmian? Co jest dobre? Co autor miał na myśli? Chyba tylko on o tym wie i nie chce się z nami podzielić. Co Polak, to będzie miał na myśli inną zmianę oraz inne dobro.
Podsumowując mijający rok mam wrażenie, że tylko jedno okazuje się pewne: nie udało się zasypać podziałów między Polakami. Wręcz przeciwnie - podziały pogłębiły się jeszcze bardziej. Taka polaryzacja postaw społeczeństwa bardzo źle rokuje na przyszły, 2016 rok.
W mijającym roku dostrzegam też inny problem. Jako Polacy jesteśmy mistrzami tzw. falandyzacji prawa czyli usprawiedliwienie władzy balansującej na granicy prawa i naginającej to prawo dla własnych interesów. Oczywiście, nie jest wynalazek PiS, tylko każdej dotychczasowej formacji politycznej. I Platforma ma wiele za uszami, i kiedyś lewica - wszyscy tak manewrowali prawem, by służyło ich formacji. Rzecz jasna pod hasłem interesu narodu. Dla mnie wręcz tragiczne jest to, że polskie prawo jest tak nieprecyzyjne nawet wobec najwyższych organów władzy. Mamy też spore luki prawne w zapisach ustawy zasadniczej. To cóż tu mówić o przepisach szczegółowych, skoro nie możemy się zgodzić co do pryncypiów.
PiS złożyło ogromną liczbę obietnic, które - jeśli nie zostaną zrealizowane - pogrążą tę partię. Zatem postanowiło usunąć wszystkie przeszkody stojące na drodze. Jarosław Kaczyński powiedział wprost, że na przeszkodzie stoi Trybunał Konstytucyjny, więc w naturalny sposób jest teraz osłabiany i jego rola będzie pod władzą PiS malała. Tym samym prezes Kaczyński niszczy kolejny autorytet, była to instytucja będąca trwałym odnośnikiem. Nie zdziwię się, jeśli wkrótce nie będzie w Polsce żadnych autorytetów instytucjonalnych, bo politycznych dawno nie mamy.
Nie tak sobie tę demokrację wyobrażaliśmy, bo przecież nie o to w niej chodzi, by wychodzić na ulice.
Dr Grzegorz Kaczmarek, socjolog UKW
Niewątpliwie ten rok przyniósł wiele zmian, ale czy dobrych, to się okaże w przyszłym. Trwać będzie jeszcze czas przesilenia społecznego dla obu stron - i dla Polaków i dla sprawującej w ich imieniu władzy. Będzie to nawet czas swoistej próby - społeczeństwo będzie zmuszone do skonfrontowania swoich - często naiwnych - wyobrażeń na temat władzy i demokracji.
Nie sądzę, by doszło do radykalnych zmian poparcia społecznego, będzie to najwyżej rodzaj przesilenia. Te procesy, które dzieją się w tej chwili, uświadomią swoisty kryzys demokracji, i to obu stronom. To coś w rodzaju choroby, która albo nas wyleczy i przywróci do zdrowia społecznego, albo pogłębi kryzysowy stan. Dla mnie kwintesencją tego procesu jest swoista bezradność obu stron, niekompetencja klasy politycznej, która nie jest gotowa w nowoczesny i odpowiedzialny sposób zarządzać tak skomplikowanym tworem, jak nowoczesne społeczeństwo.
Podobnie rzecz się ma ze społeczeństwem utrzymywanym w stanie niewiedzy i pogłębiającej się życzeniowości. Zaskakuje mnie liczenie na jakiś cud, który napełni pusty budżet.
Nie przywiązywałbym też większej wagi do roli nowych ugrupowań - .Nowoczesnej i Kukiz’15. Są to stronnictwa w rodzaju Samoobrony czy partii Palikota. To pokazuje jedynie, że jest ogromna potrzeba uregulowania przestrzeni publicznej, ogromny głód zmiany i nowych zjawisk politycznych. Mam wrażenie, że co wybory chwytamy się kolejnej szansy, ale każda odsłona jest inna. Samoobrona i .Nowoczesna to dwa odległe bieguny lecz z podobnym poparciem. Wiąże je tylko bagaż rozczarowania społecznego.
Niewątpliwe jest to, że PiS dążąc do jak największej władzy łamie reguły, w tym reguły prawne, natomiast mam do tego duży dystans. Cały czas, jak zapewne spora część „naiwnych” Polaków, wierzę, że robione jest to w dobrej intencji. Natomiast nie mam powodów, by ufać, że to się tym razem uda.