Rondo generała Ziętka zawsze było za ciasne [LINIA CZASU]
Kiedyś to miejsce żyło, było kultowe, a dziś niczym szczególnym się nie wyróżnia - mówi Piotr Buśko, architekt. Postrach młodych kierowców obchodzi w tym miesiącu 50-lecie budowy.
Pół wieku temu oddano do użytku nową arterię komunikacyjną Katowic - rondo przy Spodku. Podziemne, eleganckie sklepy i kawiarnie stały się witryną miasta w siermiężnej Polsce lat 60. Pachniało w nich kawą, luksusem i Zachodem. Natychmiast stały się miejscem, w którym trzeba bywać, porównywanym ze skrzyżowaniem Nowego Świata i al. Jerozolimskich w Warszawie. Bliżej podobnych miejsc nie było wcale.
W pierwszych dniach po oddaniu całej inwestycji do użytku "Dziennik Zachodni" nieco narzekał, że kierowcy nie umieją jeździć w ruchu okrężnym i tłok się robi w godzinach szczytu. Takie to były czasy - ronda przestały nas dziwić dopiero w latach 90. Dziś w Katowicach jest ich kilkadziesiąt.
- To skrzyżowanie zawsze było za ciasne - przypomina inż. Jan Rasiński, biegły ds. budownictwa i szkód górniczych. - Najpierw drogi krzyżowały się w tym miejscu pod kątem prostym i ruch wyznaczała sygnalizacja świetlna. Korki były często tak duże, że szybciej było przejść pieszo do Rynku niż dojechać tam autobusem.
Krzyżują się tu drogi z północy na południe miasta, ale co ważniejsze - ze wschodu na zachód i tędy koncentrował się cały ruch tranzytowy od Chorzowa w stronę Sosnowca i dalej. Nie było jeszcze ul. Górnośląskiej, dziś autostrady A4. Wprawdzie samochodów też nie było wówczas w nadmiarze, ale korki w tym miejscu były odkąd sięgamy pamięcią.
Z północy na południe biegła wtedy ulica Armii Czerwonej, dziś aleja Korfantego. Od zachodu dobiegała do niej ulica Dzierżyńskiego, dziś Chorzowska. Za skrzyżowaniem, na wschód w stronę Sosnowca, jej przedłużeniem była al. Roździeńskiego i ta nazwa obowiązuje do dziś.
Katowicki salon czy "babka wielkanocna"?
Zmianę skrzyżowania objęto gigantycznym programem przebudowy śródmieścia Katowic z przełomu lat 50. i 60. ubiegłego wieku. To było wówczas wielkie trzęsienie miasta. Zaczęto od Rynku; powstał dom handlowy "Zenit", Dom Prasy, poszerzano główną arterię miasta w kierunku północnym czyli obecną aleję Korfantego, rozbudowano Koszutkę.
Projekty były dwa, a jeden z nich zakładał, że skrzyżowanie będzie dwupoziomowe, bezkolizyjne. Projekt przygotował zespół młodych architektów-wizjonerów z Wojewódzkiego Zarządu Dróg Publicznych pod kierunkiem Stanisława Błacha, ale spotkał się z totalną krytyką i został odrzucony. Dlaczego?
- W tamtym czasie nie było jeszcze technologii pozwalających bez większych problemów drążyć tunele, tym bardziej na terenach, gdzie występują szkody górnicze. Dostęp do literatury zagranicznej był ograniczony - przypomina inżynier Rasiński. - Trzeba byłoby wzmacniać podłoże, co podnosiło koszty i wydłużało czas budowy, a decydentom bardzo się spieszyło. To była dla nich sztandarowa inwestycja. Wojewoda Jerzy Ziętek podjął wtedy arbitralną decyzję; budujemy skrzyżowanie jednopoziomowe, bo tak będzie szybciej.
Inwestorem głównym było Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Katowicach, inwestor naczelnym - Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, a i tak o wszystkim decydowała jedna osoba, właśnie wojewoda Jerzy Ziętek.
Mirosław Słomczyński i Wiesław Wilczek piszą w książce "Ziętek w anegdocie", że ostateczny projekt był na wojewodzie wymuszony. Podobno zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że jest niedobry, ale spore grono architektów, urbanistów i budowlańców twierdziło, że wręcz genialny. Uległ ich argumentacji. Gdy się zorientował, że jednak miał rację, co inni specjaliści potwierdzali, było już za późno. Roboty zaczęły się zgodnie z projektem przygotowanym przez Miasto projekt Katowice.
Długo plotkowano, że powód jego decyzji był jeszcze inny. Podobno o takim kształcie ronda zdecydował Ziętek po wizycie w Austrii, czy we Francji, różnie ludzie mówią, gdzie zobaczył właśnie taki podziemny pasaż handlowy. Zamarzył o podobnym w Katowicach. Ile w tym prawdy, nie wiadomo. Nowe rondo nazawano wówczas "babką wielkanocną". Może i atrakcyjną, ale na krótki czas. W każdym razie dziś rondo nosi imię generała Jerzego Ziętka, bo jak na tamte czasy było wyjątkowe.
W trakcie jego budowy przyjechał do Katowic prominentny polityk Eugeniusz Szyr, ówczesny przewodniczący Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego. Kontrolował inwestycje w regionie realizowane poza centralnym planowaniem. Gospodarze województwa - Edward Gierek i Jerzy Ziętek pokazali gościowi, jak wre robota przy budowie ważnego w Katowicach skrzyżowania. Szyr zwrócił uwagę na wysoki płot w sąsiedztwie inwestycji. I spytał: - A co jest za tym płotem? Nieco zmieszany Gierek zwrócił się do Ziętka: - Jerzy, powiedz Gienkowi, co tam robimy? Ziętkowi nie drgnęła nawet powieka. Odwrócił się do Szyra i powiedział: - A gówno cię to obchodzi. Przyjedź za dwa lata, to zobaczysz.
Za płotem drążono wykopy pod potężne fundamenty katowickiego Spodka.
Milicjant na posterunku
Samochody już od kilku dni jeździły w ruchu okrężnym na powierzchni, a pod ziemią dobiegały końca prace w tunelach, przy aranżacji wnętrz, przy czterech przejściach podziemnych dla pieszych w cztery różne częci miasta i na przystanki tramwajowe, znajdujące się na powierzchni.
Moment na otwarcie wybrano szczególny - 22 lipca 1965 roku, w najważniejsze polskie święto państwowe w okresie Polski Ludowej, obchodzone na pamiątkę rocznicy ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w 1944 roku. Pośpiech był wskazany. Wstęgę przecięto 21 lipca.
Tego dnia uroczyście otwarto też hotel "Katowice", ale to podziemia ronda zrobiły wrażenie wielkimi taflami szkła i luksusowym towarem. Był sklep z elegancką galanterią, cukiernia, perfumeria, sklep z pamiątkami, bar kawowy, kwiaciarnia, punkt totolotka oraz śląskiej loterii Karolinki, kioski ruchu, toalety, budki telefoniczne. Katowiczanie byli dumni z tego miejsca. Górą sunęły samochody i tramwaje.
Niemniej bardzo szybko zaciskał się ten ważny węzeł komunikacyjny. Postanowiono więc postawić tam milicjanta. W 1970 roku zbudowano dla niego specjalną platformę obserwacyjną, oszkloną.
Za to niesłabnącym powodzeniem cieszyły się zakupy w podziemnych tunelach, serwowano tu też dobrą kawę.
- Miejsce, z całą infrastrukturą, stało się kultowe, żyło, należało do ścisłego centrum - przypomina architekt Piotr Buśko. - Wędrowało się w jego stronę od Rynku, a po drodze była dobrze zaopatrzona składnica harcerska.
Wściekł się wojewoda Ziętek na architektów
Choć rondo Ziętka, wraz ze Spodkiem i Pomnikiem Powstańców Śląskich, stało się ikoną Katowic, zestarzało się z czasem ponad miarę. O niczym innym nie rozmawiano tylko o tym, dlaczego wojewoda Ziętek nie przewidział rozwoju motoryzacji i zamiast tych sklepów, nie zbudował dwupoziomowego skrzyżowania.
Mirosław Słomczyński, który mocno zaangażował się w spisywanie wspomnień o tym wyjątkowym gospodarzu, twierdzi, że było jednak inaczej.
- Gdy wojewoda Ziętek zorientował się później, że przekonano go do gorszego projektu, zwołał naradę z udziałem wszystkich ważnych architektów. Wyłożył na stół projekty i dokumentację. Na sali zapadła cisza. Ziętek z kamienną twarzą zgarnął stos papierów, podniósł wysoko w górę, po czym rzucił z całą mocą na stół i krzyknął: "Usmoliliście się wszyscy, panowie, z tym rondem, wielcy architekci! Ocyganiliście mnie i ludzi. I tylko tyle mam wam dzisiaj do powiedzenia". Po czym wyszedł bez słowa i to była cała narada - przypomina Mirosław Słomczyński, były szef Telewizji Katowice.
Gdy zbliżał się kryzys lat 80., luksusowe kiedyś sklepy zdziadziały i stawały się placem targowym. Ostatnie lata ronda w dawnym kształcie były przekleństwem dla kierowców. W godzinach szczytu trzeba było stać w kilometrowych korkach, by przejechać na drugą stronę. Bardzo często dochodziło do wypadków, kolizji, najczęściej z powodu wymuszania pierwszeństwa przejazdu. Związkowcy z komunikacji miejskiej właśnie tam urządzali strajki, dodatkowo blokując przejazd, a wtedy dochodziło nawet do rękoczynów.
Znów najważniejszym zadaniem było udrożnienie ruchu z zachodu na wschód Katowic.
Czas na Oko
Kiedy Drogowa Trasa Średnicowa zbliżyła się do katowickiego Ronda, na przełomie wieku zapadała decyzja o wielkiej przebudowie skrzyżowania na bezkolizyjne, tym razem dwupoziomowe, jak planowano to przed 40 laty. Najważniejsze zmiany dokonały się znów pod powierzchnią ziemi.
Zaczęto drążyć dwa tunele dla ruchu tranzytowego od strony Chorzowa w kierunku Sosnowca, Krakowa, Warszawy. Nakłady na te inwestycje w latach 2004-2006 wyniosły prawie 340 mln zł. To było dla miasta małe trzęsienie, bo na czas budowy trzeba było wyeliminować z tego miejsca ruch tramwajowy. Ale się opłaciło, wynagrodziło kierowcom dotychczasowe uciążliwości komunikacyjne. Dwunawowy tunel otwarto pod koniec 2006 roku. Ma 650 m długości. Łącznie przebiega tędy 6 pasów ruchu, z awaryjnymi.
- Dziś takie inwestycje bez trudu wykonują większe firmy budowlane, to nie jest żadne wyzwanie - mówi inżynier Rasiński. Na powierzchni odbywa się nadal ruch miejski w ruchu okrężnym, są przystanki tramwajowe, a rondo dostało nowych kształtów. W połowie przykrywa je nieco futurystyczna, szklana kopuła, która ma współgrać z architekturą Spodka. Jedni mieszkańcy ją chwalą, inni - ganią za przysadzisty kształt.
- Szkoda, że na projekt tej kopuły nie ogłoszono konkursu - mówi architekt Piotr Buśko. - Czy ona mnie się podoba? Znam w Katowicach wiele innych miejsc, które mnie rażą.
Wewnątrz kopuły znajduje się galeria katowickiej Akademii Sztuk Pięknych, zwana "Rondem Sztuki", a także restauracja i klub "Oko miasta" - ostatnio ulubione miejsce polityków oraz publiczności powracającej z imprez w Spodku. Miejsce społecznych debat i rozrywki.
W 2009 roku kopuła została doświetlona przez 115 lamp diodowych. Ich kolor jest zależny od temperatury i pory roku. Trysnęła woda z fontanny, studenci ASP zaproponowali publiczne obrony dyplomów, wystawy, inwestycja diametralnie zmieniła to miejsce, a jednak nie odzyskało ono dawnego życia.
- Dziś nie mam powodów, żeby iść w tamtą stronę i tam się zatrzymać. Niczym to miejsce się nie wyróżnia. Stało się peryferyjne - uważa architekt Piotr Buśko. - Jest jedynie centrum przesiadkowym dla podróżujących tramwajami.