Rośnie na nieużytkach, jest trudny do wyplenienia, a wyglądem zachęca do zabawy. Naukowiec z UwB opowiada o barszczu Sosnowskiego
Rozmowa z dr. Pawłem Mirskim z Wydziału Biologii Uniwersytetu w Białymstoku (Katedra Biologii i Ekologii Roślin).
Główny Inspektorat Sanitarny ostrzega przed barszczem Sosnowskiego...
Na stronie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska znajdują się mapy, gdzie zaznaczono występowanie gatunków inwazyjnych roślin. Barszcz Sosnowskiego jest szeroko rozpowszechniony w całej Polsce, na szczęście w Podlaskiem jest go stosunkowo niewiele.
Z czego wynika to nasze szczęście?
Z tego, że barszcz Sosnowskiego nie lubi terenów zalesionych. Jednak to nie jest tak, że u nas zupełnie nie ma tej rośliny. Tak naprawdę możemy ją znaleźć w każdym powiecie. Występowanie barszczu Sosnowskiego związane jest bowiem z terenami po byłych PGR-ach. Ta roślina była w latach 70.-80. powszechnie sprowadzana do Polski i uprawiana na kiszonki dla zwierząt.
Przecież jest niebezpieczna. Tyle się dziś mówi o tym, że może dotkliwie poparzyć.
Tak, barszcz Sosnowskiego ma właściwości silnie parzące, ale powodujące te poparzenia furanokumaryny, czyli związków zawartych w sokach i wydzielinach tej toksycznej rośliny, działają pod wpływem słońca. Jeśli będziemy zbierali barszcz w chłodny, pochmurny dzień, najpewniej się nie poparzymy. I tak pewnie robiono, zbierając go na kiszonkę.
A co się dzieje, jeśli dotkniemy go w słońcu?
W pierwszej chwili nic się nie dzieje. A że barszcz Sosnowskiego jest naprawdę okazałą rośliną, zachęcającą na przykład do zabawy jej wielkimi kwiatostanami i w dodatku podobną do kilku innych roślin, to czasem usypia czujność. Objawy poparzenia występują po jakimś czasie – od pół godziny do dwóch – i są naprawdę dotkliwe, podobne do tych, jakbyśmy zostali polani wrzątkiem. To właśnie jest takie niebezpieczne, że niebezpieczeństwo nie ujawnia się od razu. Gdyby barszcz działał jak pokrzywa, to byśmy od razu zabierali rękę. A tak – rozprzestrzeniamy na sobie te niebezpieczne substancje.
A co ze zwierzętami?
Dla nich też jest to roślina potencjalnie niebezpieczna. Tyle tylko, że w PGR-ach dostawały ją już przecież w formie kiszonki, gdzie niebezpieczne działanie było już zniwelowane. Z drugiej strony – zauważono, że barszcz Sosnowskiego zmienia smak mleka. I odstąpiono od jego uprawy.
Ale i tak dalej rośnie.
Bo jest inwazyjną, trudną do wyplenienia rośliną, która znalazła sobie niszę na nieużytkach w pobliżu siedlisk człowieka: miejsca przy drodze, rzadko koszone. Barszcz silnie inwestuje w części podziemne w korzenie. Zanim zakwitnie, zanim pojawi się ta trzy-, a nawet czterometrowa łodyga z kwitnącą rozetą, najpierw przez kilka lat roślina się wzmacnia, wypuszcza tylko pędy wegetatywne. Dzięki temu może skupić się na tworzeniu biomasy, która znajduje się pod ziemią i tam skupia dużo swojej witalnej energii. Dlatego tak nieskuteczne bywa koszenie rośliny. Wykosimy – ona za rok znów odrośnie. Skuteczniejsze od koszenia byłoby na pewno przeoranie terenu, gdzie ona występuje. Ale trudno przeorać przecież wszystkie nieużytki, miejsca niezagospodarowane. Poza tym są jeszcze przecież nasiona, bardzo łatwo rozsiewające się i przyjmujące w glebie.
Kolejki NFZ do psychiatry w woj. podlaskim. Terminy aktualne na 23.07.2022
Nie ma więc sposobu, by pozbyć się rośliny?
Trzeba nie dopuszczać do rozprzestrzeniania się nasion – na przykład poprzez nakładanie specjalnych toreb na kwiatostany – i kosić, kosić, kosić. Jedno koszenie w sezonie na pewno nie wystarczy. Walka z barszczem Sosnowskiego to długi, trudny proces.
Na co uważać? Jak się nie poparzyć?
Barszcz Sosnowskiego to jedna z najbardziej niebezpiecznych dla ludzi roślin inwazyjnych. W dodatku kontakt z rośliną jest najbardziej niebezpieczny w pogodne, słoneczne dni, kiedy zazwyczaj mamy dużo odsłoniętego ciała, ponieważ nakładamy bluzki z krótkimi rękawami, krótkie spodenki. Poza tym to roślina, która swoim wyglądem naprawdę zachęca do zabawy. Jest wysoka, często dorasta nawet do trzech-czterech metrów. Jej puste w środku łodygi zachęcają na przykład do robienia piszczałek, a rozłożyste kwiatostany do imitacji parasoli. Niestety, poparzenia tą rośliną mogą sięgać nawet drugiego-trzeciego stopnia, a blizny po nich nie schodzić latami.