Rozbójnicy świata Niemcy napadli dzisiaj na Polskę!
Takim tytułem krzyczał na pierwszej stronie „Kurjer Czerwony. Ilustrowane Pismo Codzienne” 1 września 1939 roku. „Wojna o wolność Narodu rozpoczęta. Wodzu, prowadź!”. Podobny ton miało tego dnia wiele polskich gazet.
Tamtego pierwszego września też był piątek. „Kurjer Czerwony” zapewniał: „O stalowy mur bohaterskiej Armii rozbije się bandycki napad na Polskę. Idziemy na pola Grunwaldu dziejowego”. Zaś „Goniec Warszawski” ogromnymi literami informował swoich czytelników: „Bandycki najazd armii niemieckiej bez wypowiedzenia wojny na ziemie Rzeczypospolitej Polskiej”.
A zaraz potem umieścił na pierwszej stronie tylko trochę mniejszą czcionką orędzie Ignacego Mościckiego. Prezydent RP głosił w nim: „Obywatele Rzeczypospolitej! Nocy dzisiejszej odwieczny wróg nasz rozpoczął działania zaczepne wobec Państwa Polskiego, co stwierdzam wobec Boga i historii. W tej chwili dziejowej zwracam się do wszystkich obywateli Państwa w głębokim przeświadczeniu, że cały Naród w obronie swojej Wolności, Niepodległości i Honoru skupi się dookoła Wodza Naczelnego i Sił Zbrojnych oraz da godną odpowiedź napastnikowi, jak to się już nieraz działo w historii stosunków polsko niemieckich. Cały Naród Polski, pobłogosławiony przez Boga, w walce o swoją świętą i słuszną sprawę, zjednoczony z Armią, pójdzie ramię przy ramieniu do boju i pełnego zwycięstwa”.
Patetyczny ton wzmocnił jeszcze umieszczony u dołu gazetowej kolumny wiersz Kazimierza Wierzyńskiego „Święty Boże”: „Święty Boże, / Święty Boże, / Święty a Nieśmiertelny! / Błogosław naszej broni, / Gdy ją piechur przyłoży do skroni, / Niech trafia najcelniej. / Święty Boże, / Wszechmocny a Tajemny, Który jesteś w niebie! / Niech żaden nasz pocisk / I żaden nasz wystrzał / Nie padnie daremny / W okrutnej potrzebie”.
Obok strof Wierzyńskiego umieszczono informację o utworzeniu Gdańskiej Brygady Obrony Narodowej opatrzoną zdjęciem marszałka Rydza-Śmigłego.
Łatwo się domyślić, że informacje o wybuchu wojny w jej pierwszym dniu mogły podać jedynie tzw. popołudniówki (twór w dobie informacji elektronicznych zapomniany). Te gazety, które znalazły się w kioskach rano, nie miały szans z tym newsem zdążyć, ale sposób komunikacji z czytelnikami był podobny.
„Czekamy z palcem na cynglu” – donosił „Dziennik Bydgoski”, ubolewając, że znikają ostatnie nadzieje na uratowanie pokoju. „Nie będzie pokoju uzyskanego przez kapitulację państw frontu pokoju” – pisał tenże dziennik.
„Nie będzie wojny, która by się nie skończyła zwycięstwem ludzi broniących wolności. Po zdecydowanym odrzuceniu w dniu wczorajszym roszczeń niemieckich przez Anglię, ostatnie nadzieje na uratowanie pokoju zniknęły niemal zupełnie. Akcja dyplomatów jest już na ukończeniu. Na widownię wkraczają armie. Mobilizacja w Polsce jest odpowiedzią rządu i narodu na zajęcie Słowacji i niezliczone prowokacje niemieckie na granicy i w wolnym mieście Gdańsku. Palce żołnierzy spoczęły już na cynglu. Kiedy się zbliżą nowocześni barbarzyńcy, broń wypali”.
Cały świat pod bronią, czyli 1 września 1939 w kiosku
W polskich gazetach 1 września mieszały się przeciwstawne światy. Na stronach informacyjnych już dominuje Adolf Hitler i wojna, którą rozpoczął. Ale jednocześnie do kina zaprasza Douglas Fairbanks jr.
Czytelnika, który starannie przegląda gazety wydane w dniu wybuchu wojny, musi uderzyć ich patos. Trochę wywołany pewnie ważnością i niezwykłością chwili, ale trochę będący też chyba pokłosiem całego systemu wychowania i wizji państwa w II Rzeczypospolitej. Ten wysoki, podniosły ton słychać choćby w opublikowanym przez wiele gazet Rozkazie Wodza Naczelnego (pisownia oryginalna).
Marszałek Polski Edward Śmigły-Rydz pisał w nim m.in.: „Żołnierze, walczycie o istnienie i przyszłość Polski. Za każdy krok zrobiony w Polsce musi wróg drogo zapłacić krwią. Każdy z was, ufny w słuszność naszej sprawy i sprawiedliwość Bożą, musi zdobyć się na najwyższy wysiłek, by jak najtwardziej wypełnić nakaz obowiązku i honoru”.
W podobnym tonie pisał w chwili rozpoczęcia wojny „Mały Dziennik”: „Wykazaliśmy wobec świata i historii, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi”. Slogan, który kojarzy się łatwo z wrześniem 1939, ale wsparty apelem: „Każdy żołnierz musi czuć, że pamięta o nim społeczeństwo”.
Tych odwołań do społecznej solidarności jest w prasie 1 września 1939 bardzo dużo.
„Zdejm z żołnierza troskę o rodzinę” – apeluje w tytule tekstu jedna z gazet. „Nie ma dziś w Rzeczypospolitej takiego miasteczka i wsi, takiej organizacji społecznej czy rodziny, która odmówiłaby pomocy dla ojców, mężów, synów i braci powołanych do szeregów. Liczba rezerwistów, na których barkach spoczywa teraz obrona naszych granic, naszego honoru i naszych interesów rośnie z godziny na godzinę. Rośnie jednocześnie liczba rodzin, które pozbawione żywicieli muszą być otoczone najserdeczniejszą opieką ze strony społeczeństwa. Cały świat patrzy dziś na Polskę, podziwiając jej spokój i całkowite zjednoczenie w obliczu niebezpieczeństwa. Nadeszła pora, aby każdy z nas zadał sobie pytanie: Czy uczyniłem wszystko, co do mnie należało?”.
Mniejszości też zrobią wszystko dla kraju
To budowanie społecznej solidarności zostało rozciągnięte także na mniejszości narodowe.
„Przedstawiciele mniejszości narodowych oświadczyli – pisał „Czas – 7 Wieczór” – że reprezentowana przez nich ludność zdobędzie się na nadzwyczajny wysiłek, by odnieść zwycięstwo”.
Gazety poranne skupiły się przede wszystkim na krytycznej ocenie polityki niemieckiej i opisaniu przyczyn grożącej Polsce wojny. „Prowokacyjne propozycje Hitlera wobec Polski – pisała „Gazeta Pomorska”. - Berlin podpala świat. Bezczelnie wyciąga rękę po odwieczne polskie Pomorze”.
„Teraz nie ma wątpliwości, do czego Hitler zmierza – pisze ta sama gazeta – do zniszczenia niepodległości Polski i do panowania nad światem. Na bezczelne żądania Hitlera rząd polski już odpowiedział. Naród polski odpowie jeszcze większą zaciętością i ofiarnością. Polacy teraz wiedzą, o co idzie stawka”.
Szesnaście żądań Hitlera dotyczących m.in. natychmiastowego oddania Niemcom Gdańska i prawa Niemców do zbudowania eksterytorialnej kolei i autostrady przez polskie terytorium opublikowało 1 września wiele polskich gazet. Ukazujący się w Wilnie „Goniec Poranny” opatrzył je tytułem: „Na bezczelne pretensje pomiotu krzyżackiego Polska odpowiedziała pogardliwym milczeniem i twardą żołnierską postawą”.
Dwa sposoby argumentacji powtarzają się w niemal wszystkich gazetach: Niemcy są agresywni, Polska pewna swojej siły i spokojna oraz to my jesteśmy moralnymi zwycięzcami w tej wojnie, która się właśnie zaczyna.
„Z wiarą, ufnością i męstwem pójdziemy w bój o Polskę. To jest nasza moralna przewaga nad wrogiem” – donosiło 1 września łódzkie „Echo” tuż obok informacji o podstępnym napadzie Niemiec na terytorium Polski.
W redakcyjnych komentarzach pojawiają się nawiązania do historycznych losów Polski i do jej dziejowego męstwa. Wyróżnia się spośród nich komentarz w „Dzienniku Bydgoskim”, który już pierwszego dnia wojny zdaje się nie zostawiać złudzeń co do sojuszników Polski - Wielkiej Brytanii i Francji.
„Brak granic naturalnych ułatwiał najazdy – czytamy w tym odredakcyjnym tekście – Germanów, Tatarów, Turków, Moskali, Szwedów i Bóg tam te rozliczne ludy policzy, które chciały wyprzeć nas z ziemi i zamienić nas w naród niewolników. (...) Nie wytworzywszy silnej organizacji państwowej przed wiekami, wyrobiliśmy w to miejsce męstwo narodowe i rycerskie cnoty. I tym duchem staliśmy. Nie liczyliśmy nigdy przeciwników przed bitwą ani też nie oglądaliśmy się zbytnio na pomoc przyjaciół. Byli, to dobrze. Nie? To mówiliśmy trudno i biliśmy się sami. Bez względu na skutki i szanse, bo honor tego wymagał. Stworzyliśmy Drugą Polskę i ta Polska stoi dziś przed wielkim egzaminem. (...) Pierwszy w 1920 roku złożyliśmy na wschodniej naszej granicy, drugi, jak wszystko wskazuje, ma się odbyć na zachodzie Polski. Wtedy z czerwoną, dziś z brunatną zarazą bić się mamy o prawo do życia jako naród wolny i niepodległy”.
Temu obrazowi silnej moralnie, historycznie i organizacyjnie Polski gazety chętnie przeciwstawiały sytuację w Niemczech, pokazując – w poetyce propagandowej – społeczeństwo niechętne wojnie, a państwo źle zorganizowane i wobec podziwu świata dla Polski nie mające szans wobec takiej potęgi.
„Rzesza przekroczyła wszelkie dopuszczalne granice w zuchwałym zagrażaniu Rzeczypospolitej” – donosił z oburzeniem „Dziennik Polski”, a na poparcie tej tezy na tej samej kolumnie informował o kolejnej niemieckiej prowokacji: Gdańsk zażądał żywności z Polski.
„Absolutną władzę w Rzeszy objęła Rada Obrony – informowała katowicka „Gazeta Robotnicza”. - Rada może wydawać zarządzenia bez podpisu kanclerza. To zapowiedź upadku Hitlera? – pytała retorycznie i z nadzieją równocześnie. W tym samym numerze znajdziemy też informację o niemieckich prowokacjach granicznych.
„Gniazdo bandytów i szpiegów niemieckich w Nowym Sączu zlikwidowane” – zauważyła w głębi numeru „Gazeta Pomorska”, która na pierwszej stronie zapowiedziała – powołując się na kolportowaną w mieście ulotkę – bunt gdańszczan przeciw najeźdźcom.
„W Anglii spokój, w Rzeszy rozprzężenie” – cieszyła się jedna z gazet. Przy okazji poinformowała, powołując się przy tym na londyński „Daily Telegraph”, iż kobiety w Niemczech kładą się na szynach przed pociągami wiozącymi żołnierzy na wojnę.
Informacje mające podtrzymywać ludzi na duchu – o zbombardowaniu Berlina bez jakichkolwiek strat własnych lub o przekroczeniu przez wojska francuskie linii Zygfryda pojawią się w prasie później, w miarę jak się rozwija kampania wrześniowa. Ale już 1 września można było przeczytać, iż Wojsko Polskie zniszczyło 34 nieprzyjacielskie samoloty i sto czołgów.
– Z pewnością było to działanie propagandowe – przyznaje opolski historyk, dr Marek Białokur – ale warto pamiętać, że wtedy za czołg zniszczony uważano każdy pojazd, który udało się uszkodzić na tyle, by stał się niezdolny do walki, np. niszcząc mu gąsienicę. Mówię o tym, bo funkcjonuje niemiecki mit błyskawicznej wojny w Polsce we wrześniu 1939 roku. Przeczą mu liczby. Według niemieckich źródeł w kampanii polskiej prawie 44 tysiące żołnierzy III Rzeszy zostało zabitych, rannych lub zaginionych, z czego blisko 17 tysięcy poniosło śmierć.
„Niemiecka obrona przed Polską”
Propagandowe wysiłki prasy polskiej mają się nijak do kłamstw i wykrętów mediów niemieckich. Niewykluczone, że w głowie samego Goebbelsa powstał tytuł, którym początek wojny obwieściła jedna z berlińskich gazet: „Świat pod wrażeniem niemieckiej obrony przed Polską”. Ponadto w niemieckich gazetach pełno było zachwytów nad niemieckim panowaniem w powietrzu, radości z powrotu Gdańska do Rzeszy i czołobitnych słów pod adresem Hitlera, który natchnął Niemcy do walki genialnym przemówieniem w Reichstagu.
Na potwierdzenie funkcjonowania tak nachalnej propagandy prof. Sebastian Fikus z Katedry Dziennikarstwa Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach przywołuje radiowe felietony z tego czasu.
- Jeden z tych tekstów nosi tytuł „Polska heca” – mówi Sebastian Fikus. - Jego autor, Hans Fritzsche, zaprzecza rzekomym twierdzeniom Polskiego Radia, które ocenia jako groteskowe i idiotyczne. Polskie Radio miało informować, iż pod koniec sierpnia w Niemczech wybuchła rewolucja i całe Niemcy się palą. Przeciwko tym rozruchom miał wystąpić Wehrmacht i w samym tylko Duisburgu zamordować tylu robotników, że do ich wywiezienia potrzeba było 16 ciężarówek. Do rewolucji miał doprowadzić panujący w Berlinie i innych miastach głód. Tak wielki, że zjedzono już wszystkie konie i psy i zaczęło się polowanie na mewy.
- Fritzsch wyciąga z tego wniosek, że w Warszawie doszli do władzy psychicznie chorzy ludzie, a tym wariatom Wielka Brytania dała wolną rękę do prowadzenia wojny z Niemcami – kontynuuje prof. Fikus. - Ogłoszenie przez Polskę powszechnej mobilizacji jest prowokacją, która dobitnie pokazuje, w którą stronę Polska zamierza pójść. Jego zdaniem, to Polacy upominają się o Pomorze, Śląsk i Prusy Wschodnie. Władza szaleńców w Warszawie ściąga niebezpieczeństwo na wszystkich żyjących w Polsce członków mniejszości niemieckiej. Trzeba ich ratować. Zaś udzielenie przez Anglię Polsce swoistego carte blanche torpeduje wszelkie pokojowe rozmowy, które mogłyby zapobiec konfliktowi militarnemu.
Czy Niemcy wierzyli w tak prymitywną propagandę? Trudno orzec. Ale naziści konsekwentnie te kłamstwa i bzdury powtarzali aż do końca wojny.
„Największym wrogiem jest reumatyzm”
Ale w dniu jej wybuchu w gazetach znalazło się miejsce nie tylko na politykę i walkę.
- Często, dopóki jakieś miasto nie zostało zajęte przez Niemców, odbywało się normalne życie towarzyskie i kulturalne – uważa dr Mariusz Patelski z Instytutu Historii UO. – I to znajdowało odbicie w gazetach. Ukazywały się repertuary kin czy teatrów, ogłoszenia itd. Jakby ludzie chcieli zademonstrować, że starają się mimo wojny żyć możliwie normalnie.
Jeden schemat powtarza się w całej polskiej prasie: Niemcy są agresywni, Polska pewna swej siły i spokojna...
Już pobieżny ogląd gazet to potwierdza. „Twój największy wróg?” – czytamy w jednym z dużych ramkowych ogłoszeń. Kto by pomyślał, że nazistowskie Niemcy, ten jest w błędzie, bo to reumatyzm. A pokonać tego wroga można za pomocą okładów borowinowych. W Toruniu jedna z gazet polecała pudry i kremy na wagę i sodę krystaliczną w cenie ledwo 12 groszy za kilogram.
Kto się przebił przez ponure wiadomości ze świata, mógł przeczytać powieść w odcinkach „Kmicic Borów Tucholskich”.
W kinach 1 września 1939 grano m.in. „Syna Frankensteina”, „Zew północy”, rewelacyjny film, którego akcja toczy się na dalekiej Alasce – jak reklamowała jedna z gazet. A ponadto film muzyczny „Honolulu”, „Białą kawalkadę” z Joan Crowford i „Tam, gdzie słońce nigdy nie zachodzi” z Douglasem Fairbanksem juniorem.
- Trzeba pamiętać – mówi dr Marek Białokur, że ówczesne gazety miały dłuższy cykl produkcyjny niż dziś i kolumny ogłoszeniowe na 1 września były pewnie złożone i opłacone wcześniej. Więc się ukazywały, nawet jeśli kino, do którego zachęcały widzów zostało już zbombardowane. Co nie zmienia faktu, że wojna i normalne życie przeplatały się ze sobą. Trochę jak podczas powodzi w 1997 w Opolu. Po jednej stronie Odry walka z żywiołem, po drugiej ogródki piwne, spacery i całkowity spokój.