Rozbójnicy świata Niemcy napadli dzisiaj na Polskę!

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Krzysztof Ogiolda

Rozbójnicy świata Niemcy napadli dzisiaj na Polskę!

Krzysztof Ogiolda

Takim tytułem krzyczał na pierwszej stronie „Kurjer Czerwony. Ilustrowane Pismo Codzienne” 1 września 1939 roku. „Wojna o wolność Narodu rozpoczęta. Wodzu, prowadź!”. Podobny ton miało tego dnia wiele polskich gazet.

Tamtego pierwszego września też był piątek. „Kurjer Czerwony” zapewniał: „O stalowy mur bohaterskiej Armii rozbije się bandycki napad na Polskę. Idziemy na pola Grunwaldu dziejowego”. Zaś „Goniec Warszawski” ogromnymi literami informował swoich czytelników: „Bandycki najazd armii niemieckiej bez wypowiedzenia wojny na ziemie Rzeczypospolitej Polskiej”.

A zaraz potem umieścił na pierwszej stronie tylko trochę mniejszą czcionką orędzie Ignacego Mościckiego. Prezydent RP głosił w nim: „Obywatele Rzeczypospolitej! Nocy dzisiejszej odwieczny wróg nasz rozpoczął działania zaczepne wobec Państwa Polskiego, co stwierdzam wobec Boga i historii. W tej chwili dziejowej zwracam się do wszystkich obywateli Państwa w głębokim przeświadczeniu, że cały Naród w obronie swojej Wolności, Niepodległości i Honoru skupi się dookoła Wodza Naczelnego i Sił Zbrojnych oraz da godną odpowiedź napastnikowi, jak to się już nieraz działo w historii stosunków polsko niemieckich. Cały Naród Polski, pobłogosławiony przez Boga, w walce o swoją świętą i słuszną sprawę, zjednoczony z Armią, pójdzie ramię przy ramieniu do boju i pełnego zwycięstwa”.

Patetyczny ton wzmocnił jeszcze umieszczony u dołu gazetowej kolumny wiersz Kazimierza Wierzyńskiego „Święty Boże”: „Święty Boże, / Święty Boże, / Święty a Nieśmiertelny! / Błogosław naszej broni, / Gdy ją piechur przyłoży do skroni, / Niech trafia najcelniej. / Święty Boże, / Wszechmocny a Tajemny, Który jesteś w niebie! / Niech żaden nasz pocisk / I żaden nasz wystrzał / Nie padnie daremny / W okrutnej potrzebie”.

Obok strof Wierzyńskiego umieszczono informację o utworzeniu Gdańskiej Brygady Obrony Narodowej opatrzoną zdjęciem marszałka Rydza-Śmigłego.

Łatwo się domyślić, że informacje o wybuchu wojny w jej pierwszym dniu mogły podać jedynie tzw. popołudniówki (twór w dobie informacji elektronicznych zapomniany). Te gazety, które znalazły się w kioskach rano, nie miały szans z tym newsem zdążyć, ale sposób komunikacji z czytelnikami był podobny.

„Czekamy z palcem na cynglu” – donosił „Dziennik Bydgoski”, ubolewając, że znikają ostatnie nadzieje na uratowanie pokoju. „Nie będzie pokoju uzyskanego przez kapitulację państw frontu pokoju” – pisał tenże dziennik.

„Nie będzie wojny, która by się nie skończyła zwycięstwem ludzi broniących wolności. Po zdecydowanym odrzuceniu w dniu wczorajszym roszczeń niemieckich przez Anglię, ostatnie nadzieje na uratowanie pokoju zniknęły niemal zupełnie. Akcja dyplomatów jest już na ukończeniu. Na widownię wkraczają armie. Mobilizacja w Polsce jest odpowiedzią rządu i narodu na zajęcie Słowacji i niezliczone prowokacje niemieckie na granicy i w wolnym mieście Gdańsku. Palce żołnierzy spoczęły już na cynglu. Kiedy się zbliżą nowocześni barbarzyńcy, broń wypali”.

Cały świat pod bronią, czyli 1 września 1939 w kiosku

W polskich gazetach 1 września mieszały się przeciwstawne światy. Na stronach informacyjnych już dominuje Adolf Hitler i wojna, którą rozpoczął. Ale jednocześnie do kina zaprasza Douglas Fairbanks jr.

Czytelnika, który starannie przegląda gazety wydane w dniu wybuchu wojny, musi uderzyć ich patos. Trochę wywołany pewnie ważnością i niezwykłością chwili, ale trochę będący też chyba pokłosiem całego systemu wychowania i wizji państwa w II Rzeczypospolitej. Ten wysoki, podniosły ton słychać choćby w opublikowanym przez wiele gazet Rozkazie Wodza Naczelnego (pisownia oryginalna).

Marszałek Polski Edward Śmigły-Rydz pisał w nim m.in.: „Żołnierze, walczycie o istnienie i przyszłość Polski. Za każdy krok zrobiony w Polsce musi wróg drogo zapłacić krwią. Każdy z was, ufny w słuszność naszej sprawy i sprawiedliwość Bożą, musi zdobyć się na najwyższy wysiłek, by jak najtwardziej wypełnić nakaz obowiązku i honoru”.

W podobnym tonie pisał w chwili rozpoczęcia wojny „Mały Dziennik”: „Wykazaliśmy wobec świata i historii, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi”. Slogan, który kojarzy się łatwo z wrześniem 1939, ale wsparty apelem: „Każdy żołnierz musi czuć, że pamięta o nim społeczeństwo”.

Tych odwołań do społecznej solidarności jest w prasie 1 września 1939 bardzo dużo.

„Zdejm z żołnierza troskę o rodzinę” – apeluje w tytule tekstu jedna z gazet. „Nie ma dziś w Rzeczypospolitej takiego miasteczka i wsi, takiej organizacji społecznej czy rodziny, która odmówiłaby pomocy dla ojców, mężów, synów i braci powołanych do szeregów. Liczba rezerwistów, na których barkach spoczywa teraz obrona naszych granic, naszego honoru i naszych interesów rośnie z godziny na godzinę. Rośnie jednocześnie liczba rodzin, które pozbawione żywicieli muszą być otoczone najserdeczniejszą opieką ze strony społeczeństwa. Cały świat patrzy dziś na Polskę, podziwiając jej spokój i całkowite zjednoczenie w obliczu niebezpieczeństwa. Nadeszła pora, aby każdy z nas zadał sobie pytanie: Czy uczyniłem wszystko, co do mnie należało?”.

Mniejszości też zrobią wszystko dla kraju

To budowanie społecznej solidarności zostało rozciągnięte także na mniejszości narodowe.
„Przedstawiciele mniejszości narodowych oświadczyli – pisał „Czas – 7 Wieczór” – że reprezentowana przez nich ludność zdobędzie się na nadzwyczajny wysiłek, by odnieść zwycięstwo”.

Gazety poranne skupiły się przede wszystkim na krytycznej ocenie polityki niemieckiej i opisaniu przyczyn grożącej Polsce wojny. „Prowokacyjne propozycje Hitlera wobec Polski – pisała „Gazeta Pomorska”. - Berlin podpala świat. Bezczelnie wyciąga rękę po odwieczne polskie Pomorze”.

„Teraz nie ma wątpliwości, do czego Hitler zmierza – pisze ta sama gazeta – do zniszczenia niepodległości Polski i do panowania nad światem. Na bezczelne żądania Hitlera rząd polski już odpowiedział. Naród polski odpowie jeszcze większą zaciętością i ofiarnością. Polacy teraz wiedzą, o co idzie stawka”.

Szesnaście żądań Hitlera dotyczących m.in. natychmiastowego oddania Niemcom Gdańska i prawa Niemców do zbudowania eksterytorialnej kolei i autostrady przez polskie terytorium opublikowało 1 września wiele polskich gazet. Ukazujący się w Wilnie „Goniec Poranny” opatrzył je tytułem: „Na bezczelne pretensje pomiotu krzyżackiego Polska odpowiedziała pogardliwym milczeniem i twardą żołnierską postawą”.

Dwa sposoby argumentacji powtarzają się w niemal wszystkich gazetach: Niemcy są agresywni, Polska pewna swojej siły i spokojna oraz to my jesteśmy moralnymi zwycięzcami w tej wojnie, która się właśnie zaczyna.

„Z wiarą, ufnością i męstwem pójdziemy w bój o Polskę. To jest nasza moralna przewaga nad wrogiem” – donosiło 1 września łódzkie „Echo” tuż obok informacji o podstępnym napadzie Niemiec na terytorium Polski.

W redakcyjnych komentarzach pojawiają się nawiązania do historycznych losów Polski i do jej dziejowego męstwa. Wyróżnia się spośród nich komentarz w „Dzienniku Bydgoskim”, który już pierwszego dnia wojny zdaje się nie zostawiać złudzeń co do sojuszników Polski - Wielkiej Brytanii i Francji.

„Brak granic naturalnych ułatwiał najazdy – czytamy w tym odredakcyjnym tekście – Germanów, Tatarów, Turków, Moskali, Szwedów i Bóg tam te rozliczne ludy policzy, które chciały wyprzeć nas z ziemi i zamienić nas w naród niewolników. (...) Nie wytworzywszy silnej organizacji państwowej przed wiekami, wyrobiliśmy w to miejsce męstwo narodowe i rycerskie cnoty. I tym duchem staliśmy. Nie liczyliśmy nigdy przeciwników przed bitwą ani też nie oglądaliśmy się zbytnio na pomoc przyjaciół. Byli, to dobrze. Nie? To mówiliśmy trudno i biliśmy się sami. Bez względu na skutki i szanse, bo honor tego wymagał. Stworzyliśmy Drugą Polskę i ta Polska stoi dziś przed wielkim egzaminem. (...) Pierwszy w 1920 roku złożyliśmy na wschodniej naszej granicy, drugi, jak wszystko wskazuje, ma się odbyć na zachodzie Polski. Wtedy z czerwoną, dziś z brunatną zarazą bić się mamy o prawo do życia jako naród wolny i niepodległy”.

Temu obrazowi silnej moralnie, historycznie i organizacyjnie Polski gazety chętnie przeciwstawiały sytuację w Niemczech, pokazując – w poetyce propagandowej – społeczeństwo niechętne wojnie, a państwo źle zorganizowane i wobec podziwu świata dla Polski nie mające szans wobec takiej potęgi.

„Rzesza przekroczyła wszelkie dopuszczalne granice w zuchwałym zagrażaniu Rzeczypospolitej” – donosił z oburzeniem „Dziennik Polski”, a na poparcie tej tezy na tej samej kolumnie informował o kolejnej niemieckiej prowokacji: Gdańsk zażądał żywności z Polski.

„Absolutną władzę w Rzeszy objęła Rada Obrony – informowała katowicka „Gazeta Robotnicza”. - Rada może wydawać zarządzenia bez podpisu kanclerza. To zapowiedź upadku Hitlera? – pytała retorycznie i z nadzieją równocześnie. W tym samym numerze znajdziemy też informację o niemieckich prowokacjach granicznych.

„Gniazdo bandytów i szpiegów niemieckich w Nowym Sączu zlikwidowane” – zauważyła w głębi numeru „Gazeta Pomorska”, która na pierwszej stronie zapowiedziała – powołując się na kolportowaną w mieście ulotkę – bunt gdańszczan przeciw najeźdźcom.

„W Anglii spokój, w Rzeszy rozprzężenie” – cieszyła się jedna z gazet. Przy okazji poinformowała, powołując się przy tym na londyński „Daily Telegraph”, iż kobiety w Niemczech kładą się na szynach przed pociągami wiozącymi żołnierzy na wojnę.
Informacje mające podtrzymywać ludzi na duchu – o zbombardowaniu Berlina bez jakichkolwiek strat własnych lub o przekroczeniu przez wojska francuskie linii Zygfryda pojawią się w prasie później, w miarę jak się rozwija kampania wrześniowa. Ale już 1 września można było przeczytać, iż Wojsko Polskie zniszczyło 34 nieprzyjacielskie samoloty i sto czołgów.

– Z pewnością było to działanie propagandowe – przyznaje opolski historyk, dr Marek Białokur – ale warto pamiętać, że wtedy za czołg zniszczony uważano każdy pojazd, który udało się uszkodzić na tyle, by stał się niezdolny do walki, np. niszcząc mu gąsienicę. Mówię o tym, bo funkcjonuje niemiecki mit błyskawicznej wojny w Polsce we wrześniu 1939 roku. Przeczą mu liczby. Według niemieckich źródeł w kampanii polskiej prawie 44 tysiące żołnierzy III Rzeszy zostało zabitych, rannych lub zaginionych, z czego blisko 17 tysięcy poniosło śmierć.

„Niemiecka obrona przed Polską”

Propagandowe wysiłki prasy polskiej mają się nijak do kłamstw i wykrętów mediów niemieckich. Niewykluczone, że w głowie samego Goebbelsa powstał tytuł, którym początek wojny obwieściła jedna z berlińskich gazet: „Świat pod wrażeniem niemieckiej obrony przed Polską”. Ponadto w niemieckich gazetach pełno było zachwytów nad niemieckim panowaniem w powietrzu, radości z powrotu Gdańska do Rzeszy i czołobitnych słów pod adresem Hitlera, który natchnął Niemcy do walki genialnym przemówieniem w Reichstagu.

Na potwierdzenie funkcjonowania tak nachalnej propagandy prof. Sebastian Fikus z Katedry Dziennikarstwa Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach przywołuje radiowe felietony z tego czasu.

- Jeden z tych tekstów nosi tytuł „Polska heca” – mówi Sebastian Fikus. - Jego autor, Hans Fritzsche, zaprzecza rzekomym twierdzeniom Polskiego Radia, które ocenia jako groteskowe i idiotyczne. Polskie Radio miało informować, iż pod koniec sierpnia w Niemczech wybuchła rewolucja i całe Niemcy się palą. Przeciwko tym rozruchom miał wystąpić Wehrmacht i w samym tylko Duisburgu zamordować tylu robotników, że do ich wywiezienia potrzeba było 16 ciężarówek. Do rewolucji miał doprowadzić panujący w Berlinie i innych miastach głód. Tak wielki, że zjedzono już wszystkie konie i psy i zaczęło się polowanie na mewy.

- Fritzsch wyciąga z tego wniosek, że w Warszawie doszli do władzy psychicznie chorzy ludzie, a tym wariatom Wielka Brytania dała wolną rękę do prowadzenia wojny z Niemcami – kontynuuje prof. Fikus. - Ogłoszenie przez Polskę powszechnej mobilizacji jest prowokacją, która dobitnie pokazuje, w którą stronę Polska zamierza pójść. Jego zdaniem, to Polacy upominają się o Pomorze, Śląsk i Prusy Wschodnie. Władza szaleńców w Warszawie ściąga niebezpieczeństwo na wszystkich żyjących w Polsce członków mniejszości niemieckiej. Trzeba ich ratować. Zaś udzielenie przez Anglię Polsce swoistego carte blanche torpeduje wszelkie pokojowe rozmowy, które mogłyby zapobiec konfliktowi militarnemu.

Czy Niemcy wierzyli w tak prymitywną propagandę? Trudno orzec. Ale naziści konsekwentnie te kłamstwa i bzdury powtarzali aż do końca wojny.

„Największym wrogiem jest reumatyzm”

Ale w dniu jej wybuchu w gazetach znalazło się miejsce nie tylko na politykę i walkę.

- Często, dopóki jakieś miasto nie zostało zajęte przez Niemców, odbywało się normalne życie towarzyskie i kulturalne – uważa dr Mariusz Patelski z Instytutu Historii UO. – I to znajdowało odbicie w gazetach. Ukazywały się repertuary kin czy teatrów, ogłoszenia itd. Jakby ludzie chcieli zademonstrować, że starają się mimo wojny żyć możliwie normalnie.

Jeden schemat powtarza się w całej polskiej prasie: Niemcy są agresywni, Polska pewna swej siły i spokojna...

Już pobieżny ogląd gazet to potwierdza. „Twój największy wróg?” – czytamy w jednym z dużych ramkowych ogłoszeń. Kto by pomyślał, że nazistowskie Niemcy, ten jest w błędzie, bo to reumatyzm. A pokonać tego wroga można za pomocą okładów borowinowych. W Toruniu jedna z gazet polecała pudry i kremy na wagę i sodę krystaliczną w cenie ledwo 12 groszy za kilogram.

Kto się przebił przez ponure wiadomości ze świata, mógł przeczytać powieść w odcinkach „Kmicic Borów Tucholskich”.
W kinach 1 września 1939 grano m.in. „Syna Frankensteina”, „Zew północy”, rewelacyjny film, którego akcja toczy się na dalekiej Alasce – jak reklamowała jedna z gazet. A ponadto film muzyczny „Honolulu”, „Białą kawalkadę” z Joan Crowford i „Tam, gdzie słońce nigdy nie zachodzi” z Douglasem Fairbanksem juniorem.

- Trzeba pamiętać – mówi dr Marek Białokur, że ówczesne gazety miały dłuższy cykl produkcyjny niż dziś i kolumny ogłoszeniowe na 1 września były pewnie złożone i opłacone wcześniej. Więc się ukazywały, nawet jeśli kino, do którego zachęcały widzów zostało już zbombardowane. Co nie zmienia faktu, że wojna i normalne życie przeplatały się ze sobą. Trochę jak podczas powodzi w 1997 w Opolu. Po jednej stronie Odry walka z żywiołem, po drugiej ogródki piwne, spacery i całkowity spokój.

Krzysztof Ogiolda

Jestem dziennikarzem i publicystą działu społecznego w "Nowej Trybunie Opolskiej". Pracuję w zawodzie od 22 lat. Piszę m.in. o Kościele i szeroko rozumianej tematyce religijnej, a także o mniejszości niemieckiej i relacjach polsko-niemieckich. Jestem autorem książek: Arcybiskup Nossol. Miałem szczęście w miłości, Opole 2007 (współautor). Arcybiskup Nossol. Radość jednania, Opole 2012 (współautor). Rozmowy na 10-lecie Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, Gliwice-Opole 2015. Sławni niemieccy Ślązacy, Opole 2018. Tajemnice opolskiej katedry, Opole 2018.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.