Hałaśliwa i karna grupa partyjna, która porozumiewa się z nami tylko „hejtem” i „kłótnią”, odrażającym procederem obrażania wszystkich, zwłaszcza autorytety - jest jednak warta uznania. Bo tak naprawdę przy-wraca ona wiarę w zapomnianą, a szlachetną niegdyś naukę, zwaną erystyką, czyli sztuką prowadzenia sporów. Czy mają szansę na powodzenie?
Jeśli tylko uda nam się to przetrzymać, to pewnie tak! Nam, czyli narodowi. Bo oni wprawdzie zawsze się na naród powołują, ale nie zauważyli, że naród poszedł w inną stronę. A więc musimy tylko przetrzymać. Ostatecznie klasyczna erystyka nie jest sztuką przekonywania rozmówcy do swoich racji, a sztuką pokonania go jako przeciwnika. I oni to uprawiają, więc jesteśmy na tym etapie na to po prostu skazani. I możemy tylko podziwiać, jak to wszystko mają ułożone i zaplanowane! No, ale im bardziej „oni” chcą dla nas „dobrze”, tym bardziej jest szansa na naturalne powstawanie oporu. Już nawet pojawił się protest, który ich przestraszył. Ale to temat na osobne opowiadanie.
Jak to więc teraz wygląda? Są dwie szanse: jedna jest taka trochę gorsza moralnie, gdy „oni’ między sobą zaczną się ścierać. To już się pojawia, choć jeszcze zbyt rzadko. Ale będzie lepiej. Bo to są mali ludzie, którzy zachłysną się władzą, a chęć przypodobania się liderowi dokona reszty. To podobanie się wodzowi jest racją ich istnienia, bo każdy po to działa, by zyskać jego aprobatę. Tak to jest pomyślane i dlatego już w momencie startu każdy ma zakodowane, że musi coś zmienić, bo inaczej będzie znaczyło, że popiera stary system.
Ale to jest gorsze moralnie, odbyłoby się naszym kosztem, wszak musielibyśmy żyć w całkiem zepsutym i rozregulowanym kraju. A druga droga jest bardziej zgodna z naszym narodowym charakterem. Bo im bardziej chcą „dobrze”, jak mówią, to Polak, który z natury jest przekorny, co mu zresztą wiele razy w historii było nie na rękę, może stać się coraz bardziej nieufny. Sami widzimy, jak to szybko wychodzi na wierzch, że pomysły są co najmniej kontrowersyjne, jak rozdawnictwo pieniędzy, sprawy na linii OFE - ZUS, prawo, oświata, aborcja… jak szybko ujawnił się absurd pomysłów, jakie to miało „krótkie rękawki”, jak kłóciło się „z narodem”!
„Oni” mają zresztą swoje sposoby „prowadzenia sporów”. Skupiają się na nierozumieniu. Świadomie nie rozumieją tego, co ty do nich mówisz. Bo gdyby jeden lub drugi „przedstawiciel swojej partii” zrozumiał, to wciągnąłby się w dyskusję, a on cały czas musi pamiętać, co ma wygłosić. „Zasklepiają się w nierozumieniu”.
U kilku polityków to zauważyłem. Nie reaguje taki, nic. Czasem mówi, że nie zna sprawy, wywołując śmiech słuchaczy. Czasem jakiś inteligentniejszy się zapomni i zaczyna jakieś gesty wykonywać. Ale reszta, jakby dostała rozkaz: nie reagujemy, panowie, nie słuchamy. I skupiamy się na nierozumieniu. A jak dojdziemy do głosu, to mówimy to, co mamy powiedzieć, bo to mamy zapisane jako przekaz dzienny.
A prawdziwa sztuka erystyki polega na tym, że ja cię słucham, biorę udział w twoim rozumowaniu, z którym się nie zgadzam i przedstawiam swój tok. I tak idziemy dalej i dalej, szkoła platońska, Schopenhauer, Kotarbiński, wszyscy po kolei, aż do Marka Kochana i jego „Pojedynku na słowa”, wszyscy. A tu skupiam się tylko na tym, co mam w tablecie, co mi prezes rano podyktował, więc tylko myślę, jak ja to mam za chwilę powiedzieć. A jakbym słuchał… musiałbym zareagować.
Tak jak zapomniała się pani minister od edukacji. Bo mogła przecież powiedzieć, przepraszam, to nie jest tematem tej audycji - i wybrnęłaby. Ale ona wciągnęła się w rozmowę: „ale niech pani odpowie, mordowali Polacy, czy nie?”. Hmm… A inny poseł na podobne pytanie, dotyczące pogromu kieleckiego, odpowiedział, że to nie Polacy, to komuniści. A wiadomo, że Polacy nie byli komunistami, czyli to nie my. Więc lepiej, gdy skupiają się na nierozumieniu, niż wtedy, gdy wykonują ekwilibrystykę.
Wysłuchała: Maria Malatyńska