Jesień 1945. Nabiera tempa połączona z amnestią akcja ujawnieniowa dawnych żołnierzy AK. Rozpoczęta symbolicznie apelem płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”, rozlewa się stopniowo na całą Polskę
Krakowski Oddział IPN i „DZIENNIK POLSKI” PRZYPOMINAJĄ
Wielu oficerom podziemnej armii wydawało się wówczas, że będą mogli pełnić rolę równorzędnych partnerów w rozmowach z komunistami.
Podziemie walczy
Formalne rozwiązanie Armii Krajowej decyzją gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” z 19 stycznia 1945 r. nie uchroniło żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego od sowieckich i komunistycznych represji, nie zakończyło też ich walki o niepodległość Polski. Duża część akowców nie ujawniła się, nie zdała broni, nadal funkcjonowały zakonspirowane sztaby na poziomie okręgów, inspektoratów czy obwodów, działała łączność radiowa i sieć wywiadowcza. Przyglądając się bacznie instalującej się w Polsce „ludowej” władzy, szykowano się do nowej okupacji - starając się oszczędzić zarówno ludzi, jak też tak drogo okupiony w walkach z Niemcami, zdobyty na wrogu sprzęt.
NKWD oraz rodzima bezpieka bezpardonowo tropiły jednak żołnierzy podziemia. Także w Małopolsce miały miejsce masowe aresztowania, wysyłki do obozów internowania w głębi ZSRS oraz próby werbunku. I mimo że dawni konspiratorzy zdawali sobie sprawę z tego, że za komunistycznymi uzurpatorami stoi potęga Armii Czerwonej, to decydowali się w akcie samoobrony sięgać po broń. W ten sposób wiosną 1945 r. zaczęły odbudowywać się w ówczesnym województwie krakowskim dawne oddziały partyzanckie. Miało to miejsce już po aresztowaniu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego z gen. Okulickim i wicepremierem Janem Stanisławem Jankowskim na czele, i po serii zatrzymań w Krakowie. W ich wyniku w ręce bezpieki wpadli m.in. szef sztabu Okręgu AK Kraków ppłk Jan Kanty Lasota „Przyzba” oraz sam komendant Okręgu płk Przemysław Nakoniecznikoff „Kruk 2”, aresztowany 20 kwietnia 1945 r.
Wyraźny w całej Polsce rozwój działalności podziemnej zahamował przyjazd do kraju byłego premiera Rządu RP na Uchodźstwie, Stanisława Mikołajczyka, który zdecydował się na objęcie teki wicepremiera w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej. Powstaniu TRJN towarzyszyły piękne hasła oraz pojednawcze gesty skierowane w stronę członków podziemia. Jednym z nich była amnestia dla dawnych akowców, której gwarantem miał się stać aresztowany w sierpniu 1945 r. płk Jan Mazurkiewicz „Radosław”, legendarny dowódca Kierownictwa Dywersji AK, w czasie Powstania Warszawskiego stojący na czele zgrupowania „Radosław”, a następnie szef Obszaru Centralnego powstałej w miejsce AK Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. W kronice filmowej informowano o wydanej przez niego z więzienia deklaracji wyjścia z konspiracji: Delegat Obszaru Centralnego Armii Krajowej, płk „Radosław” zadeklarował, że fakt istnienia oddziałów leśnych ułatwia tworzenie się faszystowskich band rabunkowych, które podszywają się pod dobre imię AK i plamią dorobek organizacji w walce z hitlerowskim okupantem.
Inicjatywa pułkownika „Turni”
Droga, którą zdecydowała się pójść duża część akowców z centralnej Polski latem i jesienią 1945 r., wydawała się dla wielu oficerów podziemia jedyną szansą na wyprowadzenie ludzi z lasu i powrót do normalnego życia. W Krakowie inicjatywę przejął płk Franciszek Faix „Turnia”, „Bystrzański” - legionista, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej i zawodowy oficer Wojska Polskiego, pełniący od 1944 r. (po ucieczce z KL Auschwitz) funkcję zastępcy dowódcy Grupy Operacyjnej AK „Śląsk Cieszyński”. Skutecznie ukrywając się od stycznia 1945 r. przed komunistami, utrzymując przy tym łączność z innymi wysokimi oficerami AK, zdecydował się osobiście podjąć rozmowy w sprawie ujawnienia. W ich wyniku 20 września 1945 r. na łamach „Dziennika Polskiego” opublikowano apel wzywający akowców do składania broni i korzystania z możliwości wyjścia z konspiracji. Podpisali go płk Faix (tytułujący się na wyrost p.o. Komendanta Okręgu) oraz szereg znanych w terenie dowódców AK: mjr Dominik Ździebło „Kordian” (zgrupowanie partyzanckie AK „Żelbet”), mjr Józef Badach „Czacharski” (3. pułk strzelców podhalańskich AK), kpt. Stanisław Gaczoł „Nawara” (zgrupowanie partyzanckie AK „Żelbet”), dr Tadeusz Seweryn „Socha” (Kierownik Oporu Społecznego w Okręgowej Delegaturze Rządu na Kraj) oraz zwolnieni w czasie rozmów z aresztów UB - ppłk Władysław Moykowski „Leszczyński” (GO AK „Śląsk Cieszyński”) i płk Wojciech Wayda „Odwet” (szef Inspektoratu AK Kraków). Jednocześnie sygnatariusze apelu weszli w skład tworzącej się Komisji Likwidacyjnej dla Okręgu AK Kraków.
Wzywamy wszystkich szeregowych i oficerów AK oraz bojowych grup współpracujących z Armią Krajową, by zaprzestali działalności konspiracyjnej
W wydrukowanym i szeroko rozkolportowanym apelu deklarowali: „Wzywamy wszystkich szeregowych i oficerów AK oraz bojowych grup współpracujących z Armią Krajową, by zaprzestali działalności konspiracyjnej, [i] przeszli do czynnej współpracy z Rządem Jedności Narodowej”. Podkreślając gwarancje nietykalności ze strony UB, ostrzegali jednocześnie: Kto nie wypełni obowiązku zarejestrowania się w wymienionych [okręgowych i obwodowych] Komisjach w przepisanym terminie, narazi się na skutki, wynikające z przekroczenia ustawodawstwa karnego. Rozmowy z władzam PPR oraz bezpieką, których przedstawiciele odgrywali w tym czasie przed podziemiem spektakl „zgody narodowej”, zachęciły zaangażowanych w spotkania oficerów AK do próby przedstawienia swoich racji także na szczeblu centralnym. Tak narodził się pomysł odbycia spotkania z prezydentem Krajowej Rady Narodowej Bolesławem Bierutem. Doszło do niego 14 października 1945 r. w Belwederze.
Na czele prowadzącej rozmowy dziewięcioosobowej grupy akowców stanął ponownie płk Faix. Podczas ponadgodzinnej rozmowy, określanej w dokumentach jako „audiencja”, poruszano kwestię przedłużenia czasu trwania amnestii oraz zwolnienia z więzień i obozów akowców. Bierut odpowiadał jednak zdawkowo i nie dawał delegatom żadnych gwarancji, z jego wypowiedzi można było wyczuć dystans do poruszanych przez nich tematów. Zamiast konkretnych wniosków i rozwiązań podsumował spotkanie słowami: „Naród jako zespół wszystkich czynników musi żyć i rozwijać się, powinno więc zależeć na tym każdemu uczciwemu obywatelowi, który ze swej strony ma obowiązek wszystko uczynić by pomóc w opanowaniu sytuacji, dążyć do rozwoju Państwa, które uznanym jest bez względu na zapatrywanie jako najwyższe dobro”. Komunistyczny przywódca nie musiał iść na ustępstwa wobec oficerów AK - odegrali już bowiem przewidzianą dla nich przez władzę rolę, wyprowadzili swoich podkomendnych z lasu.
„Liczenie” akowców
W ostatecznie nieopublikowanym projekcie komunikatu, który przedstawiciele podziemia zamierzali wydać po spotkaniu z Bierutem, miały paść następujące słowa: „W szczerej, długiej i serdecznej rozmowie, opartej na pełnym obustronnym zrozumieniu i zaufaniu, ustalono najważniejsze wytyczne dotyczące samego charakteru ujawniania się AK i dalszego włączania w nurt życia społecznego chętnych obywateli”. Takich skłonnych do powrotu do normalnego życia zmęczonych walką żołnierzy było wielu. W wyniku ogłoszonej w 1945 r. amnestii oraz prac lokalnych komisji likwidacyjnych w całej Polsce ujawniło się ponad 34 tys. osób, przy czym w samym woj. krakowskim miało ich być według różnych szacunków od 8856 do 9429. Na skutek akcji amnestyjnej bezpieka zyskiwała informacje o żołnierzach podziemia, przejmowała broń i archiwa. Miał to być istotny krok na drodze do całkowitego paraliżu i likwidacji niepodległościowego podziemia, przy czym od ujawniających się zdobywano dane o ich kolegach, współpracownikach, wykonywanych zadaniach - nie tylko tych z okresu okupacji niemieckiej, ale też z pierwszego półrocza 1945 r. A stąd było już blisko do kolejnych aresztowań.
Poamnestyjnych represji nie uniknęli też główni bohaterowie rozmów z komunistami. Jan Mazurkiewicz „Radosław” został aresztowany w 1949 r. i po długim śledztwie skazany na dożywotnie więzienie. Wyszedł z niego dopiero na fali październikowej odwilży. Rok przed nim po raz pierwszy w areszcie UB znalazł się „Turnia”, więziony bez wyroku niemal dwa lata. Po raz kolejny zatrzymano go w roku 1952. Przewieziono go do Warszawy, gdzie był bity i torturowany, ale nie przyznał się do działalności konspiracyjnej. Zwolniony ze względu na zły stan zdrowia zmarł 27 kwietnia 1953 r. w Klinice Chorób Wewnętrznych we Wrocławiu. Miał wówczas 57 lat. Nieudaną próbę porozumienia z komunistyczną władzą przypłacił - podobnie jak wielu jego dawnych podkomendnych - zdrowiem i życiem.