Rozpętał piekło w Lipinach. Kryminał sprzed lat
Lipiny. Tu każdy miał rewolwer. Awantura z tragicznym finałem.
Wprzedwojennych Lipinach żyło się czasem jak na Dzikim Zachodzie. Prawie każdy miał broń, legalnie lub też nie. Rewolwery leżały w domowych szufladach, kłótnie sąsiedzkie często kończyły się strzelaniną. Każdy zatarg mógł być śmiertelny, ale i tak dochodziło do ostrych konfliktów. W Lipinach panowała frustracja z powodu bezrobocia, kryzysu gospodarczego i trudnych warunków życia.
W 1936 roku młody mieszkaniec Lipin Jerzy Piątek awanturuje się publicznie w biały dzień, nie wiadomo dlaczego. Jest pijany i silny. Wezwana policja nie daje sobie z nim rady. Los sprawia, że chodnikiem przechodzi akurat Jerzy Kubis, zatrudniony w kopalni „Matylda”. Spokojny, poukładany, nigdy nie notowany na policji, przeciwnie niż Piątek, jego rówieśnik. Dwaj funkcjonariusze proszą Kubisa o pomoc w obezwładnieniu rozrabiaki i doprowadzeniu go do domu. Chcąc nie chcąc Kubis zgadza się i dopiero wtedy mężczyźni poskramiają jakoś awanturnika.
Policja odjeżdża, ale dla Kubisa sprawa się nie kończy. Odtąd Piątek czuje ujmę na honorze i zaczyna go prześladować. Dobrze wie, gdzie wróg mieszka. Zaczepia go przy każdej okazji, wyzywa, prowokuje do bójek. Odgraża się, że jak go nareszcie dorwie, to zostanie z niego mokra plama. Celem życia Piątka staje się zemsta za to, że Kubis, któremu nic nie zrobił, bez powodu zaatakował go i pobił razem z policjantami. Zdrajca. I za to musi być kara.
Kubis staje się nerwowy. Nie wie, z jakiej strony wyskoczy nagle Piątek, rzuci się do bijatyki i wyzwisk. Nie może zwyczajnie przejść ulicą, a co dopiero wybrać się na spacer z dziewczyną. W dodatku nie wszyscy w Lipinach są po jego stronie, część uważa, że Kubis nie powinien pomagać policji. Piątek ma swoją grupę zwolenników, a Kubis swoją. Lipiny się dzielą, obie grupy zwalczają się zaciekle. Kubis, dotąd porządny obywatel, daje się wciągnąć w tę wojnę. Jego agresja rośnie. Zdarza się, że atakuje przeciwnika pierwszy, aż dochodzi do tego, że dawny prześladowca zaczyna się go obawiać i wycofywać z walki. Może żałuje, że rozpętał piekło, ale jest już za późno.
Pewnego dnia Kubis zauważa Piątka i jego dwóch kolegów, gdy wychodzą z kasyna kopalni „Matylda”. Wolą go ominąć, ale nic z tego. Piątek rusza więc tradycyjnie do bicia, wtedy Kubis wyciąga rewolwer i strzela wprost do niego. Strzał jest śmiertelny. Koledzy Piątka zeznają potem, że chociaż miał żal do Kubisa i chciał mu się odpłacić, to jednak zawsze rzucał się do bijatyki z gołymi rękami. Nigdy nie mówił, że go zastrzeli, bo to niehonorowo.
Kubis broni się tym, że jego nerwy od chwili, gdy pomógł policjantom, są w strzępach. Sąd Okręgowy z Chorzowie skazuje go na siedem lat więzienia, potem na pięć. Proces jest głośny i potwierdza plotki o Lipinach, że w tym miejscu trzeba być uprzejmym, ale nie dla policji.