Tyle czasu zajęło prezydentowi znalezienie właściwego sądowego sposobu na radnych za brak absolutorium za 2015 rok. Pierwsza próba okazała się niewypałem, bo Tadeusz Truskolaski zaskarżył uchwałę Regionalnej Izby Obrachunkowej (ta decyzję radnych podtrzymała). Okazało się jednak, że nie tędy droga. Ale to powinni wiedzieć prawnicy prezydenta.
Niewykluczone, że stara sprawa jeszcze się nie zakończy przed sądem, a już rozpocznie się kolejna. Bo w tym roku powtórka wydarzeń sprzed 12 miesięcy jest wielce prawdopodobna. I to ze z dwojoną siłą, jeśli radni mieliby zastrzeżenia do prowadzenia miejskich finansów. Ale już raczej bez podtekstu o ewentualnym referendum w sprawie odwołanie prezydenta. Ten temat umarł raczej śmiercią naturalną. Bynajmniej nie prawną, bo przy braku absolutorium referendum jest nadal możliwe (chyba że zbiega się z 9-miesięcznym okresem ochronnym w roku wyborów). I nie z obawy o małą frekwencję, która prawdopodobnie - jak pokazują podobne głosowania w innych gminach - faktycznie byłaby na mizernym poziomie.
Radni mogą tym razem liczyć na politykę krajową, a w zasadzie zapowiedź prezesa PiS o forsowaniu przepisów zakazujących startu w wyborach 2018 roku tym włodarzom, którzy mają za sobą bezpośrednio dwie czteroletnie kadencje. Z punktu widzenia białostockiego PiS takie rozwiązanie jest wymarzonym alibi, by odłożyć sprawę referendum na półkę. Po co martwić się o ważność głosowania, skoro można spokojnie zaczekać do jesieni 2018 roku? A wtedy problem sam się rozwiąże, bo zniknie główny rywal do zasiadania w najważniejszym fotelu w mieście. Bo to, że proponowane przez PiS zmiany wejdą w życie jest raczej pewne. Taka jest bowiem natura rządów faktycznych w Polsce .