RTS Widzew Łódź ma kłopoty finansowe. Pożyczki i opłacanie "pod stołem"?
Widzew Łódź ma duże kłopoty finansowe? Tak przynajmniej czytamy na portalu weszło.com. Ostatnio prezesem Stowarzyszenia Reaktywacja Tradycji Sportowych Widzew Łódź przestał być Marcin Ferdzyn. Z posadą trenera pożegnał się za to Marcin Płuska, trener drużyny.
Choć obie zmiany przedstawiono jako naturalną kolej rzeczy i znane ze świata polityki. Tymczasem, według weszlo.com, jest inaczej. – Główną przyczyną odwołania prezesa Ferdzyna była jego samowolna wypłata 40 tysięcy złotych na potrzeby jego firmy – mówi w rozmowie z Weszło jeden z działaczy klubu. – Ta kwota zniknęła z kasy klubu przed weekendem, Ferdzyn oddał ją po kilku dniach, ale o całej sprawie dowiedzieliśmy się nie od niego, a od osoby odpowiadającej za formalności. Nie mieliśmy żadnej pewności, czy faktycznie chciał to potraktować jak pożyczkę i od razu spłacić, czy może jednak zrobił to dopiero pod wpływem ujawnienia całej operacji. W rozmowach z nami tłumaczył, że w ten sposób uniknął komorniczych egzekucji w jego firmie od początku wspierającej Widzew. Przekonywał też, że tych zaległości by nie miał, gdyby nie zaangażowanie w klub i poświęcenie swoich interesów pracy dla RTS-u.
Marcin Ferdzyn nie jest już prezesem Widzewa
Wątpliwości budziły też inne posunięcia prezesa, między innymi opłacanie części zawodników „pod stołem”, bez kontraktów. – Dowiedzieliśmy się, że mamy taki nieoficjalny dług u Okachiego. „Na papierze” go nie było, bo miał mieć płacone gotówką do ręki. Ostatecznie okazało się, że nie płacono mu w ogóle – słyszymy.
Kolejna sporna kwestia – podział zysków ze sprzedaży klubowych gadżetów. Początkowo praktycznie wszystko miało trafiać do Widzewa. Po jakimś czasie okazało się, że przy kolekcji lifestyle na przykład, do klubu wędruje zaledwie 30 procent zysków. To o tyle ważne, że niektóre osoby związane z Widzewem zgodziły się użyczać swojego wizerunku tylko pod warunkiem przekazywania do stowarzyszenia całości zysków ze sprzedaży tego typu gadżetów czy ubrań. A w kolekcji lifestyle – tej, z której aż 70 procent zysku zostaje w sklepie – znajduje się choćby t-shirt z twarzą Zbigniewa Bońka.
– Umowę podpisano na pięć lat z rocznym okresem wypowiedzenia, przez dwie osoby z zarządu, bez żadnej konsultacji z członkami stowarzyszenia. Zaraz otwarty zostanie nowy stadion, zyski zwiększą się kilkakrotnie, a do nas będzie trafiać wciąż 30 proc. Na szczęście z końcem roku uda się z tego układu wyplątać, ale podpisanie tak niekorzystnej umowy było olbrzymim błędem – mówi jeden z działaczy.
Marcin Ferdzyn: Kocham Widzew i chcę, by był wielki
Wśród ludzi związanych z Widzewem ścierają się dwie wizje budowania klubu – szybkie awanse rok po roku, choćby kosztem zadłużenia stowarzyszenia oraz druga, spokojnego i miarowego rozwoju, nawet przy sportowej stagnacji do momentu zwiększenia zysków czy znalezienia hojniejszych sponsorów. Marcin Ferdzyn był zwolennikiem tej pierwszej, dlatego też po pierwszych zgrzytach na murawie i w obliczu możliwości pozostania w III lidze na kolejny rok, trafił pod ostrzał zwolenników cierpliwego rozwijania klubu.
Kontrowersje towarzyszyły nie tylko zmianom w zarządzie, ale też zwolnieniu trenera Marcina Płuski, który notował właśnie serię 33 spotkań bez porażki.
– Chodziło o pieniądze. Klub już teraz ma ponad 280 tysięcy złotych długów, dlatego zaproponowano obniżkę pensji trenera o kilkaset złotych netto. Marcin się nie zgodził, dlatego nie ma go już w klubie. Część długów wynika zresztą z podobnych prób oszczędzania – jeszcze w IV lidze rozstano się z kilkoma zawodnikami, część z nich podpisała ugody dotyczące zaległych pensji, inni nie. Te zaległości wobec nich istnieją i rosną. Dziś wszystkie nasze zaległości to 300 tysięcy złotych, ale za miesiąc będzie 450 tysięcy, a na koniec roku 600 tysięcy – tłumaczy sfrustrowany sytuacją działacz Widzewa.
Marcin Ferdzyn zajął stanowisko w sprawie rewelacji z weszlo.com. W wypowiedzi, specjalnie dla “Dziennika Łódzkiego” mówił między innymi:
Jako prezes oddałem klubowi półtora roku życia swojego i swojej rodziny i mogę z czystym sumieniem spojrzeć w lustro. Stałem na czele Widzewa w najtrudniejszym dla klubu okresie. Kiedy mi zaproponowano prezesowanie nie zastanawiałem się ani chwili, bo kocham ten klubu. Prezesem Widzewa nie jestem już od około trzech tygodni i nie chcę się wypowiadać w imieniu zarządu klubu. Co do kadry drużyny i osoby trenera, czas pokaże czy postąpiliśmy właściwie. Błędów nie popełnia ten co nic nie robi. W tym najtrudniejszym dla klubu czasie zrobiliśmy z Rafałem Krakusem wszystko, co w naszej mocy żeby Widzew wrócił na właściwe tory. Widzewiakiem się jest a nie bywa. Dodam też, że Widzewowi zawsze będę słuzył radą i pomocą. Jestem do dyspozycji klubu o każdej porze doby.
Jeśli zaś chodzi o obecnych włodarzy Widzewa, to oficjalnie nie chcą komentować ostatnich rewelacji i tak naprawdę trudno im się dziwić. Jeden z działaczy powiedział “Dziennikowi Łódzkiemu”, że są to wewnętrzene sprawy klubu i nie ma co ich upubliczniać, bo to nic dobrego nie da. Trudno nie przyznać mu racji.
Za to na 16 listopada (środa) planowane jest walne zebranie członków Stowarzyszenia Reaktywacji Tradycji Sportowych Widzew. Czy tego dnia poznamy nowego sternika klubu? Raczej wątpliwe. Poszerzony może być zarząd do pięciu osób. Obecnie w zarządzie są Przemysław Klementowski (wiceprezes) oraz Rafał Krakus i Andrzej Możejko (członkowie).
Cały czas nie znamy także nazwiska nowego trenera łódzkiej drużyny, bo to, że misja Tomasza Muchińskiego skończy się wraz z ostatni meczem rundy jesiennej jest tak pewne, jak to, że jutro będzie poniedziałek. Niewykluczone jednak, że “Mucha” dalej w klubie pozostanie i bedzie pracował, tak jak to robił poprzednio, z bramkarzami. - Rozmowy z potencjalnymi kandydatami trwają - mówi “Dziennikowi Łódzkiemu”jeden z działaczy. - Mogę zdradzić, że w niedzielny wieczów ostało sie jedynie trzech szkoleniowców i z tego trójki wybierzemy zapewne nowego trenera. Owe trzy nazwiska to Piotr Szarpak, Bogdan Jóźwiak oraz Andrzej Kretek.