Ruszyła walka z groźnym dla kasztanowców owadem
Gdzie najlepiej młodzieży oderwać się od telefonów? W Gaju Wandy, gdzie nie ma zasięgu telefonii komórkowej i jest pilna praca do wykonania.
W środę rano uczniowie z klas I ai b gimnazjum z Zespołu Szkół w Lubięcinie szkolnym autobusem udali się tam, gdzie nie ma zasięgu telefonii komórkowej. Cel? Szczytny. Pojechali ratować Gaj Wandy przed groźnym owadem szrotówkiem kasztanowco-wiaczkiem.
- To bardzo fajna akcja. Odrywamy się od telefonów i możemy pobyć razem w tym czasie – przyznała Julia. A Nikola dodała: - Oglądamy środowisko z bliska, a nie tak jak zawsze siedzimy w telefonach. - Możemy wyjść do natury i bliżej się z nią poznać – powiedziała Ola.
- U nas w szkole dzieci zawsze chętnie uczestniczą w akcjach charytatywnych. Uczniowie przynieśli swoje grabki, część udostępniła szkoła - podsumowała Beata Malart, szkolny pedagog.
Zaangażowanie uczniów bardzo się przyda w ratowaniu kasztanowców. Rosną one w kilkuhektarowym Gaju Wandy. - Takich założeń parkowych na terenie puszczy jest kilka. Nazwy: Gaj Wandy, Wzgórze Almy, Ziemia Łucji wywodzą się od członków rodu Schönaichów, dawnych właścicieli tych ziem, którzy mieszkali w zamku w Siedlisku - wyjaśnia Mirosław Wojtczak, prezes Stowarzyszenia Rozwoju Letniska Jodłów, główny inicjator akcji.
Dzięki wsparciu szwajcarskiej fundacji stowarzyszenie z Jodłowa przy współpracy ze szkołą i Nadleśnictwem Sława Śląska przez trzy lata realizować będzie program ratowania Gaju Wandy przed szkodliwym owadem.
- Nasze kasztanowce od kilku lat cierpią na szrotówka kasztanowcowiaczka, który żeruje w liściach. W lipcu - sierpniu te liście opadają. Drzewa nie mają czym oddychać, ratując się wytwarzają nową szatę liści, ale to je osłabia. Już kilka drzew trzeba usunąć, bo już nie funkcjonują – przyznał leśniczy Tadeusz Sokołowski.
Spotkanie z leśnikiem było okazją dla młodzieży, aby poznać, jak dochodzi do osłabienia drzewa przez szrotówka. - Kokony zimują w opadłych liściach, które teraz trzeba zgrabić i spalić - wyjaśnił T. Sokołowski. - Na przełomie kwietnia i maja wylęgają się ćmy, które wychodzą do góry na świeżych liściach składają jaja, wylegają się larwy, tworzą zaognione brązowe place na liściach, żerują na miąższu liścia, a potem liście opadają. Mamy w tym roku do założenia lepy szerokie. Liczymy, że ograniczymy ten żer . Główną walką jest grabienie tych liści i niszczenie tych kokonów, które mogą przetrwać nawet kilka lat. Jedna samica składa od 30 do 50 jaj. Z jednego kilograma liści prawdopodobnie jest ok. czterech tysięcy sztuk tego szkodnika - wyliczał leśnik.
Zanim uczniowie zaczęli pracę w lesie, mieli okazję poznać historię wsi Dąbrowno, w której spotkali się z członkami stowarzyszenia z Jodłowa. Sołtys Katarzyna Zarek opowiadała, że pierwsza pisemna wzmianka o wsi pochodzi z 1507 roku. W miejscowości po dawnych czasach pozostał zabytkowy folwark. Działał kiedyś też wiatrak, ale po nim nie ma śladu, jak i po cmentarzu dawnych niemieckich mieszkańców. - Kiedyś obecna świetlica to był ośrodek kultury. Była scena, na której odbywały się przedstawienia. Z opowiadań wiem, że przyjeżdżało do nas kino obwoźne. To była atrakcja i wielkie wydarzenie w czasach kiedy nie było telewizji, ani internetu, wszyscy się schodzili i oglądali filmy - wspominała sołtys wsi.