Rynek kryptowalut nie ma dla nich tajemnic. Wisebit zaopatruje wirtualne kopalnie
Dwaj szkolni koledzy rozjechali się na studia do Łodzi i do Warszawy. Podczas spotkania „po latach” zauważyli, że ich wspólną pasją są kryptowaluty. Najpierw skonstruowali koparkę na prywatne potrzeby. Ten sprzęt spisuje się tak dobrze, że rok temu postanowili założyć firmę sprzedającą koparki innym entuzjastom kryptowalut. Oferują też adresowane do nich szkolenia.
Skoro kopanie kryptowalut to taki świetny interes, czemu sprzedajecie koparki innym, zamiast dołączać je do własnej kopalni?
Andrzej Mioduski: To nie jest tak, że dając innym łopaty, zmniejszamy swój urobek. Im więcej ludzi kopie daną kryptowalutę, przekazując tej kryptowalucie moc obliczeniową własnych urządzeń, tym bardziej zwiększa się sprawność jej sieci. Przez to m.in. jej kurs rośnie, na czym korzystają górnicy wydobywający daną kryptowalutę.
Z takiego szybowania najbardziej znany jest bitcoin. Według kursu z początku grudnia roczna stopa zwrotu inwestycji w tę kryptowalutę wyniosła ponad 1200 proc. W okresie, kiedy pracujemy nad tym wywiadem, wartość jednego bitcoina waha się w widełkach 40-60 tys. zł. Wytłumaczcie, najlepiej na przykładzie dla zupełnych laików, jak pracują wasze koparki?
Tomasz Stefaniak: To podzespoły komputerowe ukierunkowane na wydobywanie wybranej przez klienta kryptowaluty. Ich praca zaczyna się po podłączeniu do prądu i internetu. W uproszczeniu polega ona na konkurowaniu mocą obliczeniową
z urządzeniami innych kopiących, na znalezieniu rozwiązania skomplikowanego problemu matematycznego, który wynika z kryptografii, zawartej w kodzie kryptowaluty. Szansa na sukces jest nieporównywalnie większa, jeśli koparka jest częścią kopalni: pracuje w grupie z urządzeniami innych użytkowników. Po rozwiązaniu problemu przez kopalnię, czyli w fachowym żargonie odnalezieniu pieczęci kryptograficznej do zamknięcia bloku, kopiący dzielą się nagrodą. W przypadku bitcoina nagroda to 12,5 jednostki tej kryptowaluty - teraz, bo ta wartość średnio co 4 lata spada o połowę i tak będzie aż do mniej więcej 2140 roku, w którym ostatni bitcoin zostanie wykopany. Ale właściciele koparek już dziś zarabiają też na prowizjach od obrotu bitcoinami, które wydobyły ich urządzenia. Nasza koparka kosztuje ok. 12 tys. zł. Wykopie kryptowaluty odpowiadające tej inwestycji w rok - według obecnych kursów. Ale do kosztów trzeba doliczyć zużycie prądu: ok. 250 zł miesięcznie.
Jak wyglądają wasze rozmowy z klientem?
T.S.: Przedstawiamy prognozy: z ofertą serwerów, które budujemy, z ich mocą i przewidzianym wydobyciem w ciągu miesiąca i roku.
A.M.: Zawsze mówimy też o ryzyku. Wahania kursów są ogromne, a technologia jest świeża i ciągle zaskakuje. Więcej jest pozytywnych niespodzianek od negatywnych. Te drugie związane są głównie z bezpieczeństwem przechowywania kryptowalut w wirtualnych portfelach. Ten, kto inwestuje w ich rynek, powinien ciągle poszerzać wiedzę, dlatego nasza firma zajmuje się też szkoleniami, z którymi zaczynamy wychodzić do klientów.
Dr hab. Jakub Marszałek z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego powiedział mi, że „do upadku kryptowaluty wystarczy awaria elektroniczna albo celowe działanie, które spowoduje, że jej rynek zniknie, co może stać się w każdym momencie”.
A.M.: To przesadzone twierdzenie, jeśli mówimy o liczących się kryptowalutach, bo, owszem, każdy może uruchomić swoją: nawet na sieci złożonej z dwóch komputerów. Ale wróćmy do „poważnych” kryptowalut - powiedzmy z pierwszej dziesiątki kapitalizacji. Ich sieć łańcucha bloków, czyli technologii, na której opiera się kryptowaluta, jest tak rozproszona między jej użytkownikami, że to rozproszenie zapewnia jednocześnie bezpieczeństwo. W przypadku awarii nawet na dużej części sieci, ta sieć zostaje zachowana. Użytkownik nie straci swoich zasobów, jeśli tylko odpowiednio zabezpieczył klucze do własnej kryptowaluty.
T.S.: Trzeba by odciąć prąd i internet w każdym gospodarstwie domowym na świecie, aby być pewnym, że działanie danej kryptowaluty przestanie funkcjonować. Ale jeśli to zrobimy, ten świat będzie miał poważniejsze problemy niż przerwa w pracy sieci bitcoina.
A z czego wynikają takie historie, jak ta badana przez łódzką prokuraturę: o giełdzie bitcoina, z której użytkownikom ogółem zniknął odpowiednik 10 mln zł?
T.S.: Podejrzewam, że zawiódł czynnik ludzki. Przechowując środki na giełdzie, oddajemy klucze prywatne do zasobów, powierzając ich bezpieczeństwo trzeciej stronie.
A.M.: Możliwych przyczyn jest bardzo wiele. Od ataku hakerskiego zaczynając na awarii serwera przechowującego klucze prywatne użytkowników kończąc.
Mówiliście o kryptowalutach z „pierwszej dziesiątki kapitalizacji”. A jak rozpoznać taką, która jeszcze w niej nie jest, ale może tam trafić? Oczywiście, na tyle wcześnie, by zdobyć jej zasoby bez angażowania wielkiej mocy obliczeniowej, zanim masy użytkowników przestawią na nią swoje koparki.
T.S.: Warto zbadać, kim są deweloperzy, czyli twórcy takiej nowej kryptowaluty. Co poprzednio udało im się zrobić na tym rynku? Porządny deweloper nie będzie chciał stracić dobrego imienia, które zdobył wcześniej, poprzez wprowadzenie zupełnie nieinnowacyjnego projektu, zebranie kapitału i „zwinięcie się”.
A.M.: Przestrzegamy przed przedsięwzięciami, które udają, że są kryptowalutami. Ich wprowadzaniu towarzyszą rauty, angażowani są celebryci, takie wydarzenie miało miejsce też w Polsce. Jego autorzy chcieli tylko zbić kapitał. Nie stała za nimi żadna nowa technologia. Niestety, złe wrażenie, które powstaje przy okazji takich przedsięwzięć przekłada się na cały rynek, co jest niesprawiedliwe.
Kiedy kryptowaluta jest innowacyjna?
A.M.: Mówi się, że dobra kryptowaluta rozwiązuje pewien problem, przed którym gotowa jest stanąć, posuwając do przodu całą technologię kryptowalut. Np. twórcy monero zapewnili większą anonimowość, Ethereum - platformę do zawierania tzw. inteligentnych kontraktów.
Co posiadacz kryptowaluty - bez zamieniania jej na środki, za którymi stoją państwa i banki - może zrobić w realnym świecie?
A.M.: Coraz więcej miejsc przyjmuje już płatności w kryptowalutach. Japonia uznała bitcoina za oficjalny środek płatniczy. Ja płaciłem kryptowalutą za obiady w Barcelonie. W Polsce też jest to możliwe: bitcoina przyjmuje portal Pyszne.pl.
T.S.: W Niemczech naładujemy samochód elektryczny z użyciem platformy Ethereum. Kryptowaluty akceptuje coraz więcej polskich sklepów internetowych, zauważyłem, że zwłaszcza odzieżowych. Ponadto pracujemy obecnie z jedną ze spółek giełdowych nad uruchomieniem technologii umożliwiającej każdemu przedsiębiorcy adaptację kryptowalut w swoim biznesie.
Jakie wyzwania stoją przed rynkiem kryptowalut, z punktu widzenia prawnika?
A.M.: Brakuje nawet dobrej definicji. Ja mógłbym postrzegać kryptowalutę jako coś w rodzaju zdematerializowanego prawa majątkowego, które jest zapisane na rejestrze pozbawionym centralnego zarządcy, ale sam zdaję sobie sprawę, że są kryptowaluty, które wymykają się tej definicji, a z drugiej strony jest ona zbyt ogólna. Nie ma regulacji podmiotów zajmujących się obrotem kryptowalut. Na ich giełdach panuje wolnoamerykanka i zdarza się, że powierzone im środki znikają. Prawo powinno chronić użytkownika giełdy, choć, jak powiedzieliśmy, on sam powinien mieć wiedzę na temat odpowiedniego zabezpieczania środków. Pamiętajmy też o obowiązku podatkowym wynikającym ze sprzedaży kryptowaluty w zamian za tradycyjne waluty.