Ryszard Podkulski miał iść na 3 lata do więzienia. Po ośmiu latach batalii sąd uznał, że znany rzeszowski biznesmen jest niewinny
Po ośmiu latach zmagań z organami ścigania i wymiarem sprawiedliwości Ryszard Podkulski i Marcin B. usłyszeli, że nie „działali wspólnie i w porozumieniu”, nie wyprowadzili majątku Rzeszowskich Zakładów Graficznych o wartości ponad 14 mln zł. Skarb państwa ma im zwrócić 100 tys. i 80 tys. grzywny. Podkulski odzyska też ponad 14 mln złotych wpłaconych na mocy wyroku sądu.
Oskarżeni przez prokuraturę o wyprowadzenie majątku Rzeszowskich Zakładów Graficznych, skazani w głośnym medialnie procesie najpierw przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie, ponownie skazani przez sąd apelacyjny. Po ośmiu latach trwania sprawy przez ten sam SA w Rzeszowie uniewinnieni. Sprawy pełnej nagłych zwrotów akcji.
Raport Najwyższej Izby Kontroli nie pozostawiał wątpliwości: sposób, w jaki Ryszard Podkulski przejął majątek Rzeszowskich Zakładów Graficznych, daleki był od legalności. Przy biernej postawie przedstawicieli Skarbu Państwa, który wciąż miał 19 proc. udziałów w RZG SA i przedstawiciele którego zasiadali w radzie nadzorczej RZG.
Rzeszowskie zakłady poligraficzne nie były przedmiotem szczególnego zainteresowania NIK. W 2009 r. NIK kontrolował wszystkie zakłady poligraficzne, w których udziały miał Skarb Państwa, ale akurat w rzeszowskich dostrzegł tej skali nieprawidłowości, że zdecydował się zawiadomić Prokuraturę Okręgową w Rzeszowie. Do zawiadomienia NIK dołączył swój raport pokontrolny i konkluzję ze swojej kontroli: za 4,6 tys. zł Ryszard Podkulski przejął majątek RZG, wart ponad 14 mln zł, przejmując na własność swojej spółki Star nieruchomość przy ul. Lisa Kuli 19 w Rzeszowie.
W 2000 r. taka była polityka państwa: prywatyzować zakłady poligraficzne, bo przestają być rentowne. Ponad połowę działów w tych rzeszowskich kupił od Skarbu Państwa gdański biznesmen Andrzej M. i jego firma „Inwestor”. Dwa lata później udziały od przeżywającego kłopoty „Inwestora” odkupił Ryszard Podkulski. Mając pakiet większościowy w RZG, mógł decydować o losach spółki. I zdecydował: powołał spółkę „Grafika”, do której wprowadził kapitał ze swojej spółki i kapitał RZG, w nowej spółce prezesem zarządu został jego zięć Marcin B.
Jak wyliczył potem NIK, wprowadzony do „Grafiki” kapitał Podkulskiego miał wartość 4,6 tys. zł, a kapitał RZG - ponad 14 mln zł. I właśnie te wyliczenia zaprowadziły na salę sądową Podkulskiego, jego zięcia oraz syna Sebastiana P. i Bogusława K. Dwaj ostatni również uczestniczyli w tych przekształceniach własnościowych. Wyliczenia, które w kolejnych procesach stały się przedmiotem sporów sądowych między stronami, które najpierw wszystkich czterech skazały na więzienie, a które na końcu uniewinniły Podkulskiego i Marcina B.
Sąd nad „Grafiką”
Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie miała rzetelne - wydawało się - podstawy do sformułowania aktu oskarżenia: drobiazgowy protokół NIK. Powołała biegłych sądowych ds. wyceny nieruchomości, a ci w znacznym stopniu potwierdzili wyliczenia NIK. I jeszcze zeznania Bogusława K., który oświadczył śledczym:
- Ryszard P. nie zainteresowałby się zakładem poligraficznym, gdyby nie nieruchomość przy ul. Lisa- Kuli - zeznawał. - On od początku mówił, że trzeba to na coś innego przerobić.
I rzeczywiście przerobił, bo w miejscy kilkupiętrowego budynku biurowego, należącego niegdyś RZG, powstała „Galeria Grafika””, a na piętrach hotel. Jedna z kilku galerii handlowych Podkulskiego w Rzeszowie.
Akt oskarżenia nie pozostawiał wątpliwości: Podkulski wyprowadził majątek RZG do własnej spółki, a pozostali trzej mu w tym pomagali.
Od początku na sali sądowej toczył się spór adwokatów oskarżonej czwórki z przedstawicielami prokuratury. Spór o wyliczenia. Adwokaci zarzucali biegłym błędy metodologiczne w wycenie majątku, wniesionego do „Grafiki”. I utrzymywali, że biegli drastycznie niedoszacowali tego, co wniósł Podkulski i drastycznie przeszacowali to, co wniosły RZG. Sąd Okręgowy po trzech latach procesu nie miał wątpliwości: wszyscy czterej winni wyprowadzenia 14 mln zł z RZG.
- Mechanizm tych działań możliwy był przy wykorzystaniu pomyślnych warunków osobowych i powiązań rodzinnych - stwierdził sąd w uzasadnieniu wyroku skazującego.
Wyroku, który w lutym 2016 r. Ryszarda Podkulskiego skazywał na 3 lata bezwzględnego pozbawienia wolności, czyli więcej niż proponowała prokuratura. I jeszcze 100 tys. zł grzywny. Jego zięć „dostał” więzienia (po 1,5 roku)w zawieszeniu. Nadto wszyscy czterej solidarni winni zwrócić do RZG „wyprowadzone” ponad 14 mln zł. - orzekł SO w Rzeszowie.
- Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że Ryszard Podkulski będzie dotował RZG po to, by one istniały - komentował po ogłoszeniu wyroku. I miał trochę racji, bo biznes poligraficzny w kraju już znacznie wcześniej miał się ku końcowi, a koszty utrzymania zakładu były ogromne.
Wobec wizji lat spędzonych w zakładzie karnym Podkulski i Marcin B. zaskarżyli wyrok SO do Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie. Na taki krok nie zdecydowali się wówczas Sebastian P. i Bogusław K., co cztery lata później miało swoje konsekwencje.
Na sali sądu apelacyjnego powtarzały się sytuacje z okręgowego: prokuratura dowodziła, że akt oskarżenia i wyrok SO mają mocne podstawy w wyliczeniach biegłych. Obrona usilnie starała się dowieść, że wyliczenia owych biegłych „są z sufitu”, kompletnie nie trzymają się realiów rynku nieruchomości, są z gruntu błędne, a przecież to na podstawie ekspertyz owych biegłych Podkulski i jego zięć zostali skazani. Obrońcy obu mnożyli wnioski dowodowe, jednak zadaniem sądu apelacyjnego nie było prowadzenie nowego procesu w tej samej sprawie, tylko stwierdzenie, że sąd okręgowy prawidłowo poprowadził proces. Uznał, że prawidłowo, więc podtrzymał wyrok okręgowego. Już prawomocnie, toteż Podkulski i Marcin B. mogli spodziewać się wezwania do zakładu karnego. Obaj napisali do Sądu Najwyższego wnioski o kasację wyroku, co nie powstrzymuje procedury wykonania kary, więc żeby nie trafić za kraty, bronili się przed tym wnioskami o odroczenie kary, popartymi orzeczeniami lekarskimi, że w ich stanie zdrowia niemożliwe jest odbycia kary pozbawienia wolności. I jeszcze - że przed pójściem do więzienia muszą uregulować sprawy biznesowe, bo los (i źródło utrzymania) bardzo wielu osób od tego zależy. A znaczna część opinii publicznej z zapartym tchem śledziła doniesienia, czy Podkulski, potentat na rzeszowskim (i nie tylko) rynku galerii handlowych „pójdzie siedzieć”.
Zwrot w akcji
We wnioskach kasacyjnych pstrzyło się od wyliczeń majątku ruchomego i nieruchomego, raz po raz podważano w nich kompetencje i pracę biegłych sądowych, na dowód czego dołączone obszerne, prywatne opinie ekspertów od wyceny majątku i nieruchomości.
- Skazali mnie biegli sądowi, a nie sędziowie - utrzymywał wówczas Podkulski.
W kwietniu 2018 r. Sąd Najwyższy wydał decyzję, a przebieg tej rozprawy winien przejść do historii polskiego sądownictwa. Przede wszystkim dlatego, że nawet uczestniczący w tamtej rozprawie przedstawiciel Prokuratury Krajowej wnioskował o przyjęcie kasacji, choć jego rolą jest zazwyczaj stać po stronie strony oskarżającej. SN zdecydował, że sprawa ma wrócić do rzeszowskiego sądu apelacyjnego do ponownego rozpatrzenia. Uzasadniając to stanowisko, SN podważył ekspertyzy biegłych, które legły u podstaw wyroku skazującego, a nadto stwierdził, że uzasadnienie wyroku SA w Rzeszowie było nazbyt ogólnikowe, a sąd nie uwzględnił wielu wniosków dowodowych obrony. W ten sposób Podkulski i Marcin B. ze skazanych prawomocnie i czekających na wstęp do zakładu karnego, stanęli ponownie przed rzeszowskim sądem apelacyjnym, jako skazani nieprawomocnie przez sąd okręgowy, więc formalnie niewinni.
Trochę to trwało. Najpierw rozchorował się jeden z sędziów rozpatrujących sprawę, potem sądy sparaliżował COVID-16, ale „po drodze” udało się powołać nowych biegłych, którzy ocenili pracę tych powołanych wcześniej przez prokuraturę, a potem przez sąd okręgowy. Wreszcie 13 lipca br. sąd apelacyjny wydał wyrok, który był zaskoczeniem dla wielu: Ryszard Podkulski i Marcin B. uniewinnieni od wszystkich stawianych im zarzutów.
- Z ustnego uzasadnienia wynika, że nie doszło do powstania wielkiej szkody po stronie Rzeszowskich Zakładów Graficznych, a jeśli nie doszło do szkody o wielkich rozmiarach, to nie można mówić o przestępstwie tłumaczył krótko po ogłoszeniu wyroku Zygmunt Dudziński, rzecznik SA w Rzeszowie. - Wobec braku znamion popełnienia przestępstwa sąd apelacyjny zmienił wyrok skazujący.
Bo z wyliczeń nowych biegłych, powołanych w drugiej odsłonie rozprawy przed SA w Rzeszowie, wynikało, że wartość aportu, jaki Podkulski wniósł do spółki „Grafika”, to ok. 9 mln zł, zaś ówczesna wartość majątku RZG SA, wniesiona do tej samej spółki, to ok.. 10 mln zł. Nie ma więc mowy o wyprowadzeniu majątku znacznej wartości, a skoro tak, to w myśl kodeksu karnego nie ma mowy o przestępstwie.
Po ośmiu latach zmagań z organami ścigania i wymiarem sprawiedliwości skazani - uniewinnieni usłyszeli, że nie „działali wspólnie i w porozumieniu”, nie wyprowadzili majątku RZG o wartości ponad 14 mln zł. Skarb państwa ma im zwrócić 100 tys. i 80 tys. grzywny, Podkulski odzyska też ponad 14 mln złotych wpłaconych wcześniej do RZG z wyroku sądu.
- Cieszę się, że sąd rozpoznał wreszcie sprawę RZG SA merytorycznie. Poprzednie wyroki w sprawie rzeszowskiej drukarni obrażały wymiar sprawiedliwości. Strach po prostu żyć w państwie, w którym sąd tak drastycznie pozbawia obywatela prawa do obrony.
- skomentował po ogłoszeniu wyroku Ryszard Podkulski.
Ma też zastrzeżenia do pracy obu rzeszowskich sądów:
- Skład sędziowski odrzucił wszystkie dowody na moją obronę, a wyroki, co niezwykłe, były wyższe niż żądała, jak dziś widzimy bezpodstawnie, prokuratura - mówi Podkulski.
W pierwszej odsłonie procesu przed Sądem Apelacyjnym w Rzeszowie orzekał sędzia „któremu Śląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach chce przedstawić zarzut przyjmowania korzyści majątkowych w związku z pełnieniem funkcji publicznej” - przypomina Podkulski.
Uniewinnieni, Ryszard Podkulski i Marcin B. zamierzają ubiegać się o odszkodowanie od Skarbu Państwa za udokumentowane straty materialne w kwocie 7 mln zł oraz o zadośćuczynienie za poniesione straty moralne i utratę zdrowia.
Pozostaje problem dwóch pozostałych skazanych przez sąd okręgowy, którzy nie zdecydowali się bronić przed apelacyjnym, a potem najwyższym. Oni wciąż są prawomocnie przestępcami. Jeśli jednak Podkulski i Marcin B. nie popełnili przestępstwa, to jak mogli popełnić przestępstwo Sebastian P. i Bogusław K. , którzy „działali wspólnie i w porozumieniu” z dwójką właśnie uniewinnionych w nie zaistniałym przestępstwie?
Sebastian P. zamierza złożyć wniosek o wznowienie postępowania i dążyć do wykazania, że został skazany niesłusznie.