Ryszard Tadeusiewicz, profesor AGH: Może czas wrócić do gazu łupkowego?
Wojna na Ukrainie przywołała temat uzależnienia Europy od dostaw gazu z Rosji. Mówi się - ale niestety w większości krajów tylko się mówi - że trzeba nałożyć na Rosję sankcje. W szczególności nie kupować rosyjskich towarów, bo pieniądze uzyskane za owe towary służą do uzbrajania armii, która dewastuje ukraińskie miasta i zabija ludzi - zarówno żołnierzy, jak i cywilów.
Okazuje się, że mimo wielu deklaracji handel z Rosją nie ustaje, ponieważ wszyscy potrzebują rosyjskiego gazu. Niektóre kraje prawie 100% swojego zaopatrzenia w „błękitne paliwo” zaspokajają dostawami z Rosji (na przykład Finlandia) a ponad 75% zużywanego gazu importują z Rosji Czechy, Słowacja, Austria, Węgry, Rumunia i Bułgaria. Niemcy, najważniejszy „gracz” na europejskim rynku, 49% gazu importują z Rosji. Nawet najbardziej odległe rejony Europy (Francja, Hiszpania, Portugalia) też się „przyssały” do rosyjskich gazociągów, chociaż tam uzależnienie jest na poziomie 20-30%.
W tej sytuacji zerwanie powiązań handlowych z Rosją byłoby bardzo bolesne dla gospodarki tych wszystkich krajów i nawoływania do nakładania sankcji nie przekładają się na praktyczne działania. Niestety!
Polska gospodarka też jest mocno uzależniona od rosyjskiego gazu, ale u nas to tylko 40% potrzebnych nam zasobów. Też dużo, ale mniej niż u sąsiadów. Budujemy rurociąg z Norwegii i uruchamiamy terminale pozwalające na obiór gazu skroplonego. To słuszne i potrzebne działania.
Warto jednak wrócić do tematu, który kiedyś budził wielkie nadzieje, potem jednak został zaniechany. Chodzi o tak zwany gaz łupkowy. W typowych odwiertach pobiera się gaz z dużego podziemnego zbiornika, w którym jest go bardzo dużo, jest pod ciśnieniem i często towarzyszy mu ropa naftowa, którą także się wydobywa. Ale takich podziemnych zbiorników gazu mamy w Polsce niewiele. Natomiast to, co podobno występuje u nas w dużych ilościach, to gaz związany ze skałami macierzystymi, którymi najczęściej są łupki ilaste, w taki sposób, że mieści się on w porach i szczelinach tych skał, ale sam do odwiertu dotrzeć nie może, bo łupki są nieprzepuszczalne. Jeśli jednak specjalnymi zabiegami owe łupki się pokruszy (tam głęboko pod ziemią!), to uwolniony gaz można eksploatować, zyskując jego spore zasoby. Oczywiście wiąże się to z koniecznością stosowania tak zwanego szczelinowania hydraulicznego, polegającego na wpompowaniu do odwiertu pod dużym ciśnieniem specjalnego płynu szczelinującego - wody z odpowiednimi dodatkami, co zwiększa koszty i stwarza zagrożenia dla środowiska. Ale w USA technika ta pozwoliła na uzyskanie ogromnych ilości gazu łupkowego.
W 2012 roku oszacowano, że w Polsce pod ziemią znajdują się najbogatsze zasoby gazu łupkowego w Europie. Podziemne skarby lokalizowano w pasie od Bałtyku do Lublina o powierzchni 37 tys. km2. Wielkość tych zasobów była szacowana różnie, od 38 mld m3 do prawie 2 bilionów (!) m3. Taka ilość gazu zaspokoiłaby potrzeby Polski na kilkadziesiąt lat. Możliwością poszukiwania gazu łupkowego w Polsce zainteresowały się liczne firmy zagraniczne. Do sierpnia 2012 roku wydano 111 koncesji na poszukiwania. Początki były obiecujące. Z pierwszego odwiertu w pobliżu Lęborka, wykonanego 21.07.2013 uzyskiwano 8 tys. m3 gazu na dobę - najlepszy wynik na kontynencie europejskim.
Niestety, wyniki ekonomiczne innych odwiertów (a wykonano ich łącznie 72 z kosztem około 20 mln USD za odwiert) były gorsze. Nasze łupki gazonośne są głęboko (nawet 5 km pod ziemią) i są bardzo twarde. Ich eksploatacja okazała się nieopłacalna, bo dostępny był tani gaz z Rosji. Prace przerwano w 2017 roku. Ale teraz, wobec wizji odcięcia gazu z Rosji, może warto wrócić do tego tematu?