Rzeźbienie Polaka na jedną modłę. Dłutem ministra Przemysława Czarnka
„Kurator oświaty będzie pilnował, żeby żaden dyrektor szkoły pod dyktando samorządowo-tęczowego urzędnika, nie łamał konstytucyjnego prawa rodziców i prawa oświatowego - streścił w jednym zdaniu na Twitterze sens zmian Radosław Brzózka, szef gabinetu politycznego ministra Czarnka. Jest to ten rodzaj wypowiedzi, który jej autora demaskuje jako niezdolnego do zarządzania placem zabaw, a co dopiero zajmowania się edukacją."
Marcin Świetlicki, krakowski poeta i wciąż obiecujący wokalista, nie omieszkał publicznie podziękować ministrowi edukacji i nauki za usunięcie swoich wierszy z listy szkolnych lektur. Jak ćwierkają ptaszki z Kazimierza, niejeden toast został potem spełniony w intencji dobrostanu i pomyślności Przemysława Czarnka. Poetę zrozumieć nietrudno – któż by chciał, by nad jego strofami rok w rok znęcali się poloniści i znudzeni licealiści, już samo wyobrażenie tego ogromu infantylnych przemyśleń mogłoby być dla autora przygniatające.
Jakiż twórca nie chciałby ponadto dowiedzieć się, że „myśli zawarte w jego utworach nie reprezentują wartości, które wpisane zostały w podstawie programowej"?! Poza Kukizem Pawłem może jeszcze kilku znajdę, jednak dla szanującego się, niezależnego artysty cytowane stwierdzenie więcej jest warte niż wszystkie ważne literackie nagrody.
Oczywiście wszystkim nam powinna przyświecać troska o dobre samopoczucie poetów, cieszmy się więc szczęściem Świetlickiego, niemniej ta ministerialna argumentacja brzmi bardziej złowrogo niż najbardziej dołujące wersy autora „Zimnych Krajów”. Nie nastręcza też, niestety, większych interpretacyjnych trudności. Jest wszak skonstruowana równie topornie jak cały pomysł ministra Czarnka na edukację.
Otóż: kontrola, kontrola, Jan Paweł II i jeszcze raz kontrola.
To już kolejna programowa i systemowa zmiana w ostatnich latach, na dodatek wykonywana w szkole przeoranej pandemią, więc nie doszukujmy się w niej pożytku innego, niż ideologiczny. Nikt zresztą intencji nie ukrywa, zdziwienie budzi już tylko, że ktoś tak otwarcie mówi o tej chęci rzeźbienia młodych Polaków na jedną modłę, a złapanie za twarz dyrektorów i nauczycieli uważa za coś oczywistego. Bo o nic więcej nie chodzi przecież w nadaniu kuratorom oświaty większej władzy i ustawienia ich w roli strażników rewolucji.
„Kurator oświaty będzie pilnował, żeby żaden dyrektor szkoły pod dyktando samorządowo-tęczowego urzędnika, nie łamał konstytucyjnego prawa rodziców i prawa oświatowego” - streścił w jednym zdaniu na Twitterze sens zmian Radosław Brzózka, szef gabinetu politycznego ministra Czarnka. Jest to ten rodzaj wypowiedzi, który jej autora demaskuje jako niezdolnego do zarządzania placem zabaw, a co dopiero zajmowania się edukacją. Akurat u nas wymagającej rozpaczliwie uważności, otwartości i porozumień ponad podziałami, a nie politycznej i światopoglądowej tresury.
Ostatnio Marjorie Taylor Greene, kontrowersyjna amerykańska polityczka, zwołała konferencję prasową, na której przeprosiła za porównanie przepisów sanitarnych do sposobu, w jaki traktowano Żydów w czasie II WŚ. Natchnęła ją do tego wizyta w… waszyngtońskim Muzeum Holokaustu, w którym na własne oczy przekonała się o niestosowności swoich słów. I to jest dobry początek, dobry kierunek. Zacząłem się zastanawiać, do jakiego muzeum należałoby wysłać ministra Czarnka i pana Brzózkę, jednak chyba żadna ze znanych mi placówek nie dysponuje przekrojową wystawą „Edukacja w czasach PRL”.
Proszę się nie oburzać, nie ma tu żadnego wyolbrzymiania: to co proponują, to nic innego, jak druga strona tego samego, dobrze znanego medalu. Zmieniają się tylko wektory nacisku. Że te nowe są jedynie słuszne? Hm, tamte w PRL partia-matka też za takowe uważała. W tych bardzo dziwnych więc dla polskiej edukacji czasach pozwolę sobie mimo wszystko zacytować Świetlickiego, liczę, że poeta mi wybaczy.
Światło zmarło. Światło
nam wyłączyli urzędnicy. Pan kierownik przyszedł
z fizycznym i wyłączył. Bo żyjemy w grzechu,
nijak za to nie płacąc, więc znaleźli sposób,
żebyśmy zapłacili - wyłączając światło.