Wszedł w 57 rok życia, ale zamiast gorzej się czuć, wreszcie wie, jak wycisnąć z każdego dnia radość i dobre samopoczucie. Módl się i ćwicz - mówi.
Janusz Danielczyk uważa, że przeszedł wewnętrzną przemianę. Nie taką, po której wraca się do starych nawyków, bo zawsze znajdzie się jakaś wymówka, aby sobie odpuścić. Tak dostał w przeszłości w kość z powodu swojego zdrowia, że ani myśli cofać się w postanowieniu. - Rzuciłem wyzwanie starości - mówi dumnie. - I od kilku lat jestem w tym boju zwycięzcą.
Kiedy w latach 2003-2011 chorował na zwyrodnienia stawów, kręgosłupa, chorobę niedokrwienną serca, nadciśnienie tętnicze, zespół cieśni nadgarstka -przeżywał koszmar.
- Miałem wtedy możliwość poznania wielu wspaniałych lekarzy i fizjoterapeutów, którzy ciężko pracowali nad ratowaniem mojego zdrowia - opowiada. - Jednak choć robili wszystko, co potrafili, efekty ich działań były dalekie od oczekiwań. Po krótkiej poprawie - ból wracał, a wszystkim wydawało się, że jest dobrze. Nie było dobrze. Prowadziłem firmę, miałem zaciągnięte kredyty, które trzeba było spłacić i musiałem pracować na sto procent swoich możliwości, a nie na 20-30, a na tyle pozwalały mi efekty leczenia.
Co z tym zrobić?
Lekarze przekonywali go, że zwyrodnień stawów kolanowych nie da się pokonać i że trzeba się pogodzić ze swoimi ograniczeniami ruchowymi.
- Inny lekarz twierdził, żebym dał sobie spokój, bo mam już ponad 50 lat i muszę się oszczędzać - wspomina Janusz, który jeszcze bardziej czuł się chory z powodu diagnoz stawianych przez specjalistów. - W tym koszmarze życia od podszewki poznałem bezradność medycyny współczesnej w tematyce chorób przewlekłych.
- Na początku było mi trudno - mówi. - Do 43 roku życia byłem zdrowy i medycyna mnie w ogóle nie interesowała.
Zaczął szukać rozwiązań swoich problemów w... przeszłości i fachowej literaturze. - Pamiętałem z czasów dzieciństwa, że byłem chłopcem chorowitym (szybko łapałem przeziębienia, grypy, anginy) i słabym fizycznie. W szóstej klasie robiłem z wielkim wysiłkiem dwie pompki, a koledzy robili bez problemu po dziesięć i więcej. Wtedy dzięki regularnym ćwiczeniom pozbyłem się chorób i stałem się silnym i sprawnym młodzieńcem, który przez wiele lat był dumny ze swego wszechstronnego rozwoju.
Punktem zaczepienia stał się więc dla Janusza ruch. Jednak w roku 2011 miał 51 lat i nie był tak sprawny, jak w wieku 18 lat.
- Sprawność siłowo-ruchową miałem na poziomie 80-latka - śmieje się. - Wtedy to mój 80-letni ojciec nosił za mnie bagaże z dworca do domu, bo mnie bolał kręgosłup i fizycznie nie byłem w stanie tego zrobić.
Książki i praktyka
Wiedzę zdobywał na kursach instruktorskich fitness. Zapisał się też na kurs: profilaktyka zdrowotna 50+. Tam dowiedział się, że proces starzenia jest nieodwracalny i postępuje mniej więcej od 30 roku życia. Nie zgodził się z tym. Zwłaszcza że przez ćwiczenia, jakie zaczął uprawiać każdego dnia, czuł się w swoim ciele coraz lepiej.
- Stany zwyrodnieniowe według wiedzy medycznej nie regenerują się, zwyrodnienia kręgosłupa też nie, a leki na nadciśnienie trzeba brać do końca życia - Janusz śmieje się z tych przekonań. - Kilka lat temu tych chorób i leków nazbierało mi się na tyle dużo, że spokojnie mógłbym iść na rentę inwalidzką. I na pewnym etapie swego schorowanego życia zastanawiałem się, czy iść w kierunku renty, czy odzyskania zdrowia, którego według wiedzy medycznej odzyskać się nie da.
Wybrał to drugie
Skąd miał siłę na codzienne ćwiczenia? Skąd tak wielką determinację, że nie dość, że pomógł sobie, to jeszcze zaraża optymizmem i pasją do ćwiczeń innych?
- Jeśli będę miał wiarę, jak ziarnko gorczycy, to będę zdrowy, jeśli tej wiary nie będę miał, to będę chory - mówi Janusz i nie ukrywa, że oprócz miłości do wiedzy naukowej jest też głęboko wierzącym człowiekiem. - Na różne sposoby umacniałem się w wierze i codziennie zadawałem sobie pytanie, czy moja wiara jest tak wielka jak ziarnko gorczycy i codziennie wychodziłem na idiotę. Stawy kolanowe były nadal zwyrodniałe, kręgosłup jak bolał tak bolał, nadciśnienie trwało, choroba niedokrwienna serca też. Ale dalej robiłem swoje i dalej umacniałem się w wierze.
Tak było do listopada 2011 r.
- W końcu moja wiara zaczęła powolutku przynosić owoce - cieszy się. - Kręgosłup i stawy kolanowe przestały mnie boleć, mogłem normalnie funkcjonować. Inne choroby też pokonałem. Wydaje mi się, że dzięki modlit- wie, wierze i ogromnej pracy nad sobą został u mnie uruchomiony jakiś nieznany mi kanał postrzegania rzeczywistości, dzięki któremu udało mi się rozwinąć postrzeganie intuicyjne.
Od 2013 roku studiuje fizjoterapię. Od dwóch lat prowadzi też zajęcia 60+ w Klubie Zodiak w Toruniu. Od roku przychodzą do niego na gimnastykę również 70+, a wiele osób z głębi kraju dowiaduje się o nim od tych, którym pomógł uporać się z bólem.
- Zaczynałem z grupą ok. 30 osób. Po dwóch latach grupa ta powiększyła się do 120 osób w wieku 60+, które regularnie korzystają z zajęć profilaktyki zdrowotnej w formie gimnastyki usprawniającej - mówi.
Janusz uważa, że w pewnym momencie życia należy zająć się serio praktyką duchową i ćwiczeniami ciała. - Do tego prosta dieta, ruch na świeżym powietrzu i przyjaciele - wymienia sposób na zdrowe i ciekawe życie.