Są takie teorie, że człowiek musi co jakiś czas zakosztować krwi
- W PiS jest spora część inteligentów po uniwersytetach, ale ci ludzie, moim zdaniem, zdradzili etos polskiej inteligencji, ogłaszając, że wzorem patriotyzmu dla Polaków jest kibol z bejsbolem w ręku, krzyczący: Je..ć ciapatych! - mówi profesor Stefan Chwin
Coś złego wisi w powietrzu?
Niedawno byłem w Niemczech. Z wyspy Uznam do Berlina jechałem pociągiem pełnym nastolatków tureckich, arabskich, wietnamskich i niemieckich, którzy bez żadnych uprzedzeń wesoło rozmawiali ze sobą, dzieląc się gumą do żucia. Na ulicach widać było wiele kobiet w chustach i wielu śniadych mężczyzn, ale nie dostrzegłem żadnych napięć. Nocowaliśmy w wielkim hotelu, w którego obsłudze pracowali niemal wyłącznie Polacy, i też nie widać było żadnych konfliktów.
Sielankowy obraz...
Ale w Dreźnie mieszkający tam Polacy opowiedzieli mi historię, która trochę ten obraz zaostrza. Na placu zabaw na huśtawce siedział młody Niemiec. Muzułmanka, która przyszła z dzieckiem, spytała go grzecznie, czy mógłby wstać, bo mały chciałby się pohuśtać. Posłał jej niecenzuralną wiązankę, krzycząc, żeby wyniosła się z Republiki Federalnej. Muzułmanka spokojnie wyjęła komórkę i zadzwoniła na policję. Sprawa trafiła do sądu. Podczas rozprawy oskarżony przeskoczył przez barierkę, podbiegł do kobiety i 19 razy ugodził ją nożem.
A w Polsce? Też jest lęk przed obcymi, choć tych obcych właściwie nie ma.
Nie tylko w Polsce, na przykład w Wiedniu przekonałem się, że Austriacy boją się uchodźców jako nosicieli chorób zakaźnych, których bliskowschodnie szczepy - jak mnie przekonywano - uodporniły się na antybiotyki dostępne w austriackich aptekach.
Mówił o tym także Jarosław Kaczyński.
Przed wiedeńską katedrą Świętego Stefana widziałem dwie demonstracje. Uczestnicy jednej, bardzo licznej, popierali kandydata prawicowo-populistycznej FPŐ, Norberta Hofera, krzycząc: Precz z cudzoziemcami! I wcale nie mieli na myśli tylko uchodźców z Bliskiego Wschodu, ale także nas, Polaków, o czym w Polsce zupełnie się nie mówi. Z drugiej strony policyjnego kordonu grała na bębnach grupka młodych ludzi nastawionych proemigrancko. Gdy wróciliśmy do hotelu, żona spytała nagle: Co ty masz na plecach? Cały płaszcz miałem oklejony nalepkami, z których wynikało, że popieram Hofera. I ja z tym chodziłem przez cały wieczór po mieście! Matko Boska!
Przejdźmy do Polski...
Zbieramy plon peerelowskiej edukacji. Wmawiano nam wtedy, że powinniśmy się cieszyć, iż żyjemy w państwie jednonarodowym. Narodowo-konserwatywna partia, która obecnie rządzi Polską, znakomicie wykorzystała to do zdobycia władzy. Niedawno widziałem w Telewizji Trwam, jak pewien kompozytor muzyki popularnej przekonywał, że my, Polacy, mamy szczęście, bo w polskich miastach nie ma dzielnic mniejszości narodowych i religijnych. Ten prawdziwy patriota nie zdawał sobie sprawy, że w ten sposób chwali Hitlera, bo to przecież Hitler ze Stalinem zrobili z Polski państwo jednonarodowe.
Głosi się takie poglądy bez skrępowania. Czy to sygnał, że liberalna demokracja, o której latami marzyliśmy, już się przeżyła?
Demokracja ze swojej istoty jest krucha. Dla mnie przy tym, co wiemy dzisiaj o polskim społeczeństwie, cudem było to, że wybory parlamentarne w Polsce dwukrotnie wygrała partia liberalno-demokratyczna! Partia narodowo-konserwatywna, która doszła do władzy w 2015 roku, wygrała wybory w dużym stopniu dzięki podsycaniu lęków i strachów przed obcymi. Było to moralnie dwuznaczne. Bo w tej partii i wśród jej zwolenników jest przecież spora część inteligentów po uniwersytetach. Ale ci ludzie, moim zdaniem, zdradzili etos polskiej inteligencji, ogłaszając, że wzorem patriotyzmu dla Polaków jest kibol z bejsbolem w ręku, krzyczący: Jeb.. ciapatych! Zagrali zresztą na polskich lękach starszych niż propaganda peerelowska. Bo to przecież już Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem” używał strasznego słowa „czerń”. Tym brutalnym porównaniem obcych - Kozaków, Ukraińców i muzułmanów - do insektów zatruł naszą patriotyczną wyobraźnię na całe dziesięciolecia.
Sienkiewicz pisał: „Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia” . Dziś, w roku 2016, ludzie też widzą „nadzwyczajne zdarzenia”. Coraz częściej mówią o wojnie.
Moim zdaniem, te niepokoje są przesadzone. Dużą rolę w ich kształtowaniu odgrywa polityka prawicy europejskiej, która chętnie podgrzewa atmosferę, by czerpać z tego polityczne korzyści.
Ugrupowania prawicowe są coraz silniejsze.
Radykalizują się nie tylko ugrupowania prawicowe, ale i lewicowe. Gdy porównuję atmosferę w Polsce sprzed 10 lat i obecną, to wydaje mi się, że byliśmy wtedy dużo bardziej rozluźnieni, natomiast teraz jesteśmy mocno najeżeni na siebie. Nadchodzi czas radykałów.
Może obrzydły ludziom pokój i spokój? Znudzili się ciepłą wodą w kranie.
Są takie teorie, że człowiek musi co jakiś czas dziabnąć zębami i zakosztować krwi. Dostojewski uważał, że po okresach względnego spokoju przez społeczeństwa przechodzą dreszcze, które tylko częściowo mają podłoże polityczne. Mają one raczej charakter irracjonalno-emocjonalny. Nagle ludzie zaczynają patrzeć na innych jak na wrogów. I uruchamiają mechanizmy obronne. Jednym z takich mechanizmów może być prewencyjne uderzenie. Nawiasem mówiąc, teoria prewencyjnego uderzenia była rdzeniem ideologii nazistowskiej. Obrona poprzez atak. To przemawia do wielu młodych ludzi.
Te koszulki z żołnierzami wyklętymi, znakiem Polski Walczącej, rekonstrukcje historyczne. Zauroczenie wojną jest widoczne.
Miałem niedawno przykrą rozmowę z młodymi ludźmi. Potraktowali mnie jak pełnego przesądów dziewiętnastowiecznego liberała, który nie rozumie życia. Tłumaczyli mi, na czym życie polega. A polega na tym, że kiedy trzeba, należy uderzyć drugiego człowieka pięścią w twarz. Bo jeśli tego nie zrobisz, on uderzy w ciebie. W tym, co mówili, była pogarda dla cnót liberalno-demokratycznych takich jak wola porozumienia, współpracy, dialogu i miłosierdzia. Bo ich zdaniem, cnoty te kształtują mięczaków. A w życiu trzeba być twardym i rozpychać się łokciami. Całe narody rozpychają się łokciami. Tyle naszego, ile potrafimy rozepchnąć.
I możemy wtedy powiedzieć, że jesteśmy dumnym narodem.
To jest w gruncie rzeczy plebejska filozofia życia, ale teraz ona dostępuje nobilitacji politycznej. I niestety, włącza się w to część polskich inteligentów. Mówią oni: Bardzo dobrze, Polacy, to jest piękne, to jest wspaniałe, że bierzecie do ręki kij bejsbolowy z symbolem Polski Walczącej, a potem wywieszacie na stadionie transparent z napisem: „Litewski chamie, klęknij przed polskim panem!”. To wy jesteście patriotami, prawdziwą solą ziemi, a nie jakieś tam zdradzieckie elity lewicowo-liberalne. Za tym wszystkim tkwi złudzenie, że jeśli natężymy bicepsy wzmocnione sterydami i wystawimy łokcie do rozpychania się, krzycząc: Duma, duma narodowa! oraz zawrzemy sojusze z Rumunią i Bułgarią - to sobie poradzimy z Rosją. A Rosja się z tego tylko śmieje.
W Rosji zachodzą podobne procesy.
Jest pewna różnica, bo Rosja jest realną potęgą militarną. A my napinamy się na wyrost. No chyba że nie mam racji - i my jesteśmy potęgą równą Rosji.
Czy nie odnosi Pan wrażenia, że ta egzaltacja historyczna, te rekonstrukcje, choćby wesele rotmistrza Pileckiego, prowadzą nas w stronę kiczu?
Widzę w pani pytaniu skrupuły inteligenckiej duszy, która ocenia to w kategoriach estetycznych. Tymczasem estetyka kiczu jest płaszczyzną porozumienia między szerokimi masami społecznymi a aktualnie rządzącą formacją narodowo-konserwatywną. Im kicz absolutnie nie przeszkadza. Schetyna ma rację, mówiąc, że wyborów nie wygrywa się w Wilanowie, ale w Końskich, Zgierzu czy Mławie. W Mławie kicz przemawia do ludzkich serc.
W słynnym już eseju „Zwodnicze piękno” pisał Pan o roli kiczu w doświadczeniu religijnym.
Katolicyzm swoją powszechność zawdzięcza między innymi temu, że nie trzyma się wyłącznie arcydzieł Leonarda da Vinci czy El Greco, ale posługuje się także kiczem religijnym, który się podoba milionom prostych ludzi.
Wyznaje Pan w tym tekście: „Jak większość polskich inteligentów kochałem Polskę Idealną...”. I dystansuje się Pan od zbiorowych uniesień, nawet od Solidarności.
Na wszystkie ruchy masowe trzeba patrzeć ostrożnie, nawet jeśli wydają się nam absolutnie szlachetne i bezgrzeszne. Bo ludzie są tylko ludźmi. Zapominamy na przykład o tym, że sytuacja, w jakiej się obecnie w Polsce znajdujemy, jest prostą kontynuacją narodowo-religijnego nurtu w Solidarności, który na I Zjeździe związku w 1981 roku zaczął od wycinania liberalno-lewicowych inteligentów z KOR. Dlatego czasem nawet w chwilach wielkich zbiorowych uniesień warto się uczyć trudnej sztuki bycia w mniejszości.
Co dla Pana znaczy „polityka historyczna”?
Kojarzy mi się z okresem etatyzmu socjalistycznego, kiedy to władze centralnie planowały kształt pamięci narodowej. Dodajmy, że ta pamięć narodowa nie obejmowała wszystkich grup, bo niektóre przeznaczone były do eliminacji. Natomiast teraz polityka historyczna adresowana jest do całego społeczeństwa. Jej głównym hasłem jest: Jeśli będziemy się nadymać dumą narodową i rozpychać łokciami, to sobie poradzimy jak nasi przodkowie, którzy również dumnie i skutecznie rozpychali się łokciami w dawnych wiekach.
To oznacza też fałszowanie przeszłości - gdzieniegdzie upiększanie, w innych fragmentach wręcz przeciwnie?
Myślę, że chodzi raczej o fałszerstwa mimowolne. Kiedyś ktoś mi powiedział: ma pan rację, zdarzały się w polskiej historii niedobre fakty. Ale po co ludziom o tym mówić? Jest w tym jakaś racja, bo polityka historyczna powinna kształtować ludzi pewnych siebie, z mocnym poczuciem własnej wartości. W rodzinie przecież też nie opowiadamy bez przerwy o wujku pijaku, tylko chwalimy się dziadkiem powstańcem czy ojcem biznesmenem. Pytanie tylko brzmi: czy gdy uwierzymy w naszą bezgrzeszność, napniemy się i staniemy się przez to dumnym narodem, wzmocni to realnie nasze bezpieczeństwo? Być może wzmocni. Tyle że w Polsce mamy 48 samolotów F-16, a Rosja w strefie europejskiej dysponuje podobno 1800 takimi samolotami. Nie jestem pewien, czy duma narodowa nam pomoże, jeśli na przykład zawiedzie nas NATO i w niedobrej chwili zostaniemy sami.
Na szczęście będzie jeszcze Obrona Terytorialna...
No tak. Co jakiś czas rozmyślam o Pawle Jasienicy. Jego pogląd był całkowicie niezgodny z lansowaną obecnie tezą, że Polska osiągnęła swój szczyt w epoce jagiellońskiej. On uważał, że to był pozorny szczyt. Zagarnęliśmy wtedy terytoria, nad którymi nie byliśmy w stanie zapanować. Królestwo Jagiellonów nie miało mocnej wschodniej ani południowo-wschodniej granicy. Nie wykorzystaliśmy zwycięstwa pod Grunwaldem. Nie rozprawiliśmy się z Zakonem Krzyżackim. Za to wybieraliśmy się na podbój Bukowiny, a może i Bałkanów.
Odnosząc to do współczesności...
Pojawia się pytanie: czy samo umocnienie polskiego ducha dzięki nowej polityce historycznej potrafi zmienić nasz status w historii? Politycy o orientacji pozytywistycznej ostrzegali, że jeśli zakłada się cele nierealistyczne, można za to słono zapłacić. Złudzenie potęgi i wynikające z niego decyzje polityczne mogą doprowadzić - jak w przypadku Polski jagiellońskiej - do poważnych kłopotów.
Część Polaków uważa, że prezes partii konserwatywno-narodowej zmierza do antyeuropejskiej dyktatury.
Diagnoza, że PiS jest partią antyeuropejską, jest nieprawdziwa. PiS jest partią antylewicową i antyliberalną. Jeśli Unia Europejska stanie się prawicowa, to państwa takie jak Węgry i obecna Polska znakomicie się w niej odnajdą. A wtedy napompujemy się narodową mocą i zdominujemy całą nową Unię, a może nawet zostaniemy szefami tego interesu.
A dyktatura?
Skrętowi w stronę rządów autorytarnych w Polsce może sprzyjać to, że znaczna część Polaków żyje złudzeniem, iż w kapitalizmie możliwa jest twarda władza opiekuńcza, która nas obroni przed kapitalistami. Wielu ludzi w Polsce wierzy, że konflikt, w który jesteśmy uwikłani, jest konfliktem między hegemonem, czyli Niemcami, a Europą Środkowo-Wschodnią, a zatem ma on charakter narodowy. Tymczasem jest to konflikt wynikający z mechanizmów systemu kapitalistycznego. Potężne organizacje gospodarcze mają naturalną tendencję do ekspansji na nowe rynki. Partia konserwatywno-narodowa wygrała wybory, przedstawiając naturalny konflikt ekonomiczny jako konflikt narodowy, sugerując, że Niemcy swoimi supermarketami chcą nas podbić jak Krzyżacy. A jednocześnie ta sama partia chwali się, że Daimler zbuduje być może u nas fabrykę silników do Mercedesa!
A co Pan powie o literaturze patriotycznej?
Trudno mi sobie wyobrazić naród bez budującej literatury patriotycznej. Obecnie pojawiło się trochę młodych pisarek i pisarzy, którzy piszą o „żołnierzach wyklętych”, o „dziewczynach z Powstania”, „dziewczynach wojennych” et cetera. Jest w tym jakaś racja, bo w PRL były to tematy pomijane. Teraz będą one wspierane przez nową politykę kulturalną. Ale myślę, że lepiej byłoby, gdyby polityka ta zachowała wewnętrzną równowagę. Moim ideałem jest, aby w kulturze polskiej swobodnie rozmawiał Gombrowicz z Sienkiewiczem. A my bralibyśmy równie swobodny udział w tej rozmowie, która broniłaby nas przed popadaniem w rozmaite skrajności.
Autor: Barbara Szczepuła