Sąd oceni wybór prezesa Trybunału

Czytaj dalej
Fot. Piotr Smolinski
Łukasz Kłos

Sąd oceni wybór prezesa Trybunału

Łukasz Kłos

Podobnej sprawy w polskim wymiarze sprawiedliwości próżno szukać. Sąd Najwyższy będzie rozstrzygał w sprawie powołania Julii Przyłębskiej na prezes Trybunału Konstytucyjnego. Termin został już wyznaczony: - Sąd Najwyższy rozpozna pytanie prawne w dniu 12 września br. - informuje Krzysztof Michałowski z biura prasowego SN.

Temat legalności powołania Przyłębskiej na prezes TK pojawił się na wokandzie za sprawą Andrzeja Rzeplińskiego. Ten zwrócił się do sądu o nakazanie w trybie cywilnym „powstrzymania się od wykonywania czynności sędziego TK” trzem sędziom „dublerom”, których wybrał już nowy Sejm, a których to Rzepliński nie dopuszczał do orzekania. W I instancji wniosek odrzucono. Prezes Rzepliński - wciąż jeszcze jako prezes TK - złożył zażalenie na to postanowienie. Jednak nim doczekało się rozpatrzenia, kadencja Rzeplińskiego dobiegła końca.

Z kolei Przyłębska, po przyjęciu nominacji, złożone zażalenie cofnęła. I właśnie w tym momencie bierze swój początek zainteresowanie sądów procedurą wyboru Przyłębskiej. W efekcie cofnięcia zażalenia Rzepliński zakwestionował legalność pełnienia prezesury w TK przez sędzię. To jeszcze nic, bo wątpliwości podzielił rozpatrujący sprawę Sąd Apelacyjny w Warszawie. Skład sędziowski postanowił jednak poradzić się Sądu Najwyższego i skierował pytania. Czy sąd powszechny ma kompetencje, aby ocenić umocowanie osoby powołanej na prezesa TK? A jeśli tak, to czy Julia Przyłębska została powołana na to stanowisko zgodnie z prawem? Tym sposobem Sąd Najwyższy będzie rozstrzygał kwestię legalności powołania osoby na jedno z najważniejszych stanowisk w polskim wymiarze sprawiedliwości.

Komentarz dr Przemysława Kierończyka, konstytucjonalisty


W tej sprawie nie chodzi tylko o prezes Trybunału

Prezydent RP Andrzej Duda przyjął ślubowanie Julii Przyłębskiej na prezesa Trybunału Konstytucyjnego
dr Przemysław Kierończyk

Spór o Trybunał Konstytucyjny trwa, choć jego szczegóły znane są już chyba wyłącznie osobom bardzo zainteresowanym zagadnieniem. Trudno się dziwić, bo nawet dla prawników zorientowanie się w gąszczu „ustaw naprawczych”, publikowanych i niepublikowanych wyroków, skrajnie rozbieżnych stanowisk stron - nie jest zadaniem łatwym. W takiej sytuacji próba jakiegokolwiek w miarę obiektywnego, prawniczego naświetlenia sprawy jest zadaniem dosyć desperackim i z góry skazanym na zarzuty stronniczości. Dokonując próby podsumowania ostatniego półtora roku najprostszym językiem - nie jest problemem, że PiS wybiera sędziów do TK, czy uchwala odnoszące się do tego organu ustawy, lecz to, że czyni to w bardzo dyskusyjny sposób. W „przedostatniej” fazie konfliktu dyskusyjność owa przybrała postać nowych ustaw, „porządkujących” sytuację w TK. Między innymi przewidywały dosyć specyficzną funkcję pełniącego obowiązki prezesa TK (w sytuacji, gdy konstytucyjnie przewidziana jest instytucja wiceprezesa i to on powinien przejąć czasowo obowiązki kończącego kadencję prezesa). Generalnie czyniły wszystko aby p.o. i później prezesem mogła zostać konkretna osoba. Konstytucyjność ostatnich ustaw o TK, a przynajmniej części ich postanowień, jest w ocenie wielu prawników dosyć dyskusyjna, ale lege artis o takiej konstytucyjności mógłby zadecydować ewentualnie sam Trybunał. Tym samym koło się zamyka.

Pozostawmy jednak szczegółową ocenę wyżej wymienionych ustaw i skoncentrujmy się na aktualnym etapie sporu. O co mniej więcej chodzi? W największym skrócie o to, że nawet powyższe „ustawy naprawcze” zostały zrealizowane w sposób co najmniej dyskusyjny. W grudniu ubiegłego roku Prezydent RP powierzył sędzi Julii Przyłębskiej pełnienie obowiązków prezesa TK. Działania p.o. prezesa charakteryzował niezwykły pośpiech. Zgromadzenie sędziów zwołane zostało w iście ekspresowym tempie. Na wzięcie w nim udziału nie dano szansy jednemu z sędziów (przebywał na urlopie i deklarował chęć uczestniczenia w posiedzeniu). Do udziału w nim dopuszczono trzech tzw. „sędziów dublerów” (wybranych w końcu 2015 roku przez PiS na miejsca sędziów już legalnie wybranych przez poprzedni parlament). W takiej sytuacji w głosowaniu nad kandydaturami realnie zdecydowało się wziąć udział 6 sędziów (na 15), w tym trzech „dublerów”. W głosowaniu nad kandydaturami pięć głosów dostała J. Przyłębska, jeden głos otrzymał M. Muszyński. Podstawowy problem sprowadza się do faktu, że sędziowie (Zgromadzenie Ogólne) po tym głosowaniu, powinni przyjąć jeszcze uchwałę, przedstawiającą kandydatury na prezesa TK prezydentowi. Ponieważ jeden z sędziów (skądinąd „wybrany przez PiS”) wyraził wątpliwości co do przyjętej procedury, mogłoby się okazać, że w głosowaniu uchwała zostałaby przez Zgromadzenie Ogólne odrzucona (jak widać - na 14 sędziów obecnych tego dnia, tylko kilku „było stuprocentowo pewnych”). J. Przyłębska nie przeprowadziła więc odpowiedniego głosowania, ale podpisała i wysłała na ręce prezydenta dokument, który per saldo sama określiła uchwałą. Był on podstawą powołania jej przez prezydenta na stanowisko prezesa TK. Wystąpiły także inne, nieco kontrowersyjne zachowania, ale pomińmy je w tym miejscu, gdyż dla istoty sprawy nie mają aż tak istotnego znaczenia.

Te działania niejako „nałożyły się” na wcześniejsze postępowanie sądowe, zainicjowane przez poprzedniego prezesa TK - Andrzeja Rzeplińskiego. Złożył on swego czasu wniosek do sądu - o nakazanie trzem „sędziom dublerom” powstrzymania się od wykonywania czynności. W listopadzie 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił wniosek Rzeplińskiego (co skądinąd nieco podważa głoszone urbi et orbi teorie, jakoby polskie sądownictwo ogarnięte było jakimś z gruntu anty-pisowskim „spiskiem elit”). A. Rzepliński (jeszcze jako prezes), złożył zażalenie do wyższej instancji na decyzję Sądu Okręgowego. W styczniu tego roku J. Przyłębska zażalenie to wycofała. Z tego - trzeba przyznać, że bardzo sprytnie - skorzystał Rzepliński argumentując, że skoro sędzia Przyłębska została powołana na stanowisko prezesa TK z naruszeniem prawa, to nie jest prawnie legitymizowania do działania w imieniu TK, w tym do wycofywania jakichkolwiek zażaleń złożonych przez swojego poprzednika. 8 lutego 2017 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie podjął dosyć racjonalną w tej sytuacji decyzję o przedstawieniu Sądowi Najwyższemu do rozstrzygnięcia - w uproszczeniu - czy sąd powszechny jest władny rozstrzygnąć kwestię „umocowania” Julii Przyłębskiej jako Prezesa TK? Zastrzeżenia odnośnie do powołania J. Przyłębskiej podzielił Rzecznik Praw Obywatelskich, z gruntu odmienne stanowisko zajęła Prokuratura Krajowa.

Prezydent RP Andrzej Duda przyjął ślubowanie Julii Przyłębskiej na prezesa Trybunału Konstytucyjnego
Piotr Smolinski Julia przylebska sedzia tk fot. piotr smolinski / polska press

Kwestie przedstawione powyżej to zaledwie wierzchołek prawniczej „góry lodowej” związanej z tą sprawą. Zainteresowanych można tylko odesłać do odpowiednich pism procesowych (Sądu Apelacyjnego, Rzecznika Praw Obywatelskich, Prokuratury Krajowej). Decyzja SN będzie miała charakter niewątpliwie precedensowy. Wpisuje się w szersze zagadnienie - jak sądy powinny zachowywać się wobec dyskusyjnych prawnie (a przede wszystkim potencjalnie sprzecznych z konstytucją) poczynań władzy ustawodawczej czy wykonawczej? Czy sięgać po rozwiązania nieszablonowe, czy raczej ich unikać? Warto podkreślić, że już w czasach, gdy konflikt o TK był jeszcze melodią przyszłości (np. w wyroku z 8 października 2015 r.) SN uznał, że zasadniczo możliwa jest odmowa zastosowania przez sąd ustawy, która jest sprzeczna z przepisem konstytucji skonkretyzowanym na tyle, że jest możliwe jego samoistne stosowanie. Wynika z tego, iż w Polsce może pojawić się tzw. rozproszony system kontroli konstytucyjności prawa, znany chociażby w USA. Tam sądy powszechne mogą kontrolować (co do zasady) wszystkie akty prawne i poczynania administracji. Warto może zwrócić uwagę zwolennikom „podporządkowania władzy sądowniczej suwerenowi” oraz „zwiększeniu nadzoru” nad władzą sądowniczą, że w systemie anglosaskim (a przede wszystkim w amerykańskim systemie „juidical review”) sądy odgrywają zdecydowanie silniejszą rolę niż w Polsce. W sytuacji względnego paraliżu TK takie „amerykańskie rozwiązanie” nie jest może najgorsze, ale jest jasne, że wzbudzi gwałtowną reakcję partii rządzącej.

Dalszy ciąg wydarzeń chyba dosyć łatwo było przewidzieć. Ze strony PiS od razu rozpoczęła się kampania uderzająca w autorytet SN (zresztą skoordynowana z kampanią wymierzoną generalnie w wymiar sprawiedliwości). Podważono także legitymizację A. Rzeplińskiego do działania w tej konkretnej sprawie. Szybko też znaleziono „antidotum” - należy zatem przyjąć, że bardzo prawdopodobny jest wyrok TK oceniający uchwałę SN sprzed 15 lat, określającą sposób wyboru kandydatów na I Prezesa SN. Nietrudno przewidzieć jego treść, bo jest raczej jasne, że skład TK będzie tak dobrany, iż uchwała SN okaże się sprzeczna z konstytucją. Publicznie decyzja ta zostanie nagłośniona jako podważenie legalności wyboru przed laty Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf i tym samym powód, aby zlekceważyć ewentualną negatywną decyzję SN w sprawie J. Przyłębskiej. Formalnie pewnie tak daleko TK się nie posunie. Prawdopodobnie podkreślone zostanie, że jego wyrok ma charakter ex nunc (nie ma „mocy wstecznej”, działa „na przyszłość” - mówiąc w uproszczeniu). Trudno bowiem przypuszczać, aby Trybunał podjął kroki prowadzące do jakiegokolwiek „wstecznego unieważnienia” powołania prezes SN. Pomijając dyskusyjność prawnej strony takiej operacji, należy bowiem zdawać sobie sprawę ze skutków dla orzeczeń SN zapadłych w ostatnich latach. Inna sprawa, że jesteśmy już w takiej fazie konfliktu, iż niczego nie możemy wykluczyć.

Rozstrzygnięcie SN będzie miało natomiast niezwykle ważkie znaczenie dla TK, a także dla całego wymiaru sprawiedliwości. Stąd zapewne pomysł z TK, który ma „zatrzeć” potencjalnie niekorzystną dla sędzi Przyłębskiej decyzję SN. Widać jednak, że polityczni patroni tej operacji zdają sobie sprawę z ewentualnych zagrożeń, a TK niedawno odsunął decyzję w czasie. Tym niemniej nie można całkowicie wykluczyć wyroku SN korzystnego dla PiS. Oczywiście, nie w wymiarze pełnej akceptacji działań podjętych przez J. Przyłębską kilka miesięcy temu, ale SN może po prostu uznać, że sprawy tego typu pozostają poza kognicją sądownictwa powszechnego. Inna rzecz, że jakkolwiek PiS, a przede wszystkim prezes tej partii pewnie nie zakładają pesymistycznego wariantu oddania władzy w 2019 r., to muszą sobie zdawać sprawę, że metody podobne do zastosowanych dziś, mogą być wykorzystane w przyszłości do usuwania ze stanowisk, czy maksymalnego „utrudniania życia” osobom powołanym na różne urzędy z nadania Prawa i Sprawiedliwości. Tak czy inaczej rządzący są w dosyć złożonej sytuacji, a wyjściem z niej pewnie będzie przyspieszenie „uzdrowienia sądownictwa”.

Łukasz Kłos

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.