Sąd odebrał jej czwórkę dzieci
Maciuś, Marek, Julka, Oliwier i Natalia zostali odebrani rodzicom. Najstarsza córka uciekła. Wezwano policję, bo syn w dzień wycieczki nie przyszedł do szkoły. Pedagog nie pytała o powód.
Pani Agnieszce z Krakowa odebrano czworo dzieci: rocznego Maćka, 3-letniego Marka, 6-letnią Julkę i 9-letniego Oliwiera. Najstarsza córka, 15-letnia Natalia, uciekła z domu i ukrywa się przed kuratorem sądowym. Stało się to pozakrapianym przyjęciu zokazji chrzcin syna państwa Kołodnickich. Mimo że policja umorzyła sprawę, uznając, że dzieci nie były narażone naniebezpieczeństwo, kurator postanowiła odebrać je matce. Trójka dzieci trafiła doośrodka opiekuńczo-wychowawczego, najmłodsze - dorodziny zastępczej. - Nie spodziewałam się, że jeden błąd zabierze mi wszystko, co miałam - mówi zrozpaczona mama.
Kameralne przyjęcie
Zaczęło się w niedzielę, 25 września. Po chrzcinach najmłodszego syna, Maciusia, państwo Kołodniccy zaprosili rodzinę na kameralne przyjęcie w ich mieszkaniu przy ul. Marczyńskiego w Krakowie. Przyszli chrzestni i babcia, potem dołączył najstarszy, niemieszkający już z rodzicami syn.
Ich mieszkanie nie jest duże - kuchnia, łazienka, dwa pokoje. W jednym śpi czwórka dzieci, drugi dzielą rodzice z Maciusiem. Kiedy maluchy poszły spać - a było to jeszcze przed godz. 22, dorośli - z wyjątkiem babci, która wróciła do swojego domu - przenieśli się do kuchni. Ich rozmowy trwały do piątej rano. Chrzestna przyniosła pół litra kolorowej wódki. Całkowicie trzeźwy przez całą noc pozostawał jednak chrzestny.
Zbiórka o 8 rano
Nad ranem wszyscy goście z wyjątkiem chrzestnego opuścili mieszkanie. Kołodniccy ledwo położyli się spać, a już o godz. 8 obudziło ich pukanie do drzwi. Jak się okazało, 9-letni Oliwier miał tego ranka pojechać ze swoją klasą na wycieczkę szkolną. Wszystko było opłacone, ale dziecko nie pojawiło się na zbiórce zapowiedzianej na 8 rano. - Pedagog szkolna nie pytając nas o przyczynę nieobecności, zadzwoniła do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krakowie - mówi pani Agnieszka.
Rodzina Kołodnickich od sześciu lat jest pod opieką kurator z Sądu Rejonowego dla Krakowa-Krowodrzy. Problem najpierw dotyczył zachowania najstarszego syna Pawła, potem pojawiło się uzależnienie alkoholowe męża i jego przemoc wobec pani Agnieszki. Rodzina ma założoną niebieską kartę.
- Co miesiąc odwiedzała nas kurator społeczna, która przekazywała opinię kurator sądowej. Nigdy nie zgłaszała problemów - twierdzi pani Agnieszka. - Dzieciom niczego nie brakuje, dobrze się uczą - dodaje. Mama nie widzi poza nimi świata. Nie pracuje, by całkiem poświęcić się wychowaniu pociech. - Oliwier przez ostatni tydzień chorował i nie chodził do szkoły. Nie wiedziałam, że wycieczka została przeniesiona. Byłam pewna, że odbędzie się w październiku - przekonuje pani Agnieszka. - Gdybym wiedziała, że zbiórka jest tego dnia, inaczej zorganizowałabym spotkanie rodzinne - zapewnia.
Trzy zera
Tego fatalnego dnia w progu najpierw pojawiła się asystent rodziny z krakowskiego MOPS-u wraz z policją. W wydychanym powietrzu pani Agnieszka miała 0,5 promila alkoholu, jej mąż - 1 promil. Zdecydowano o ich zatrzymaniu. Żeby dzieci nie zostały bez opieki kogoś z rodziny, zaproponowano, aby przyjechała ich babcia. Po godzinie w mieszkaniu była też kurator sądowa. - Weszła do nas z krzykiem i nie chciała słuchać żadnych wyjaśnień. Błagałam ją, żeby nie zabierała dzieci - wspomina ich mama. Kurator jednak zdecydowała, że dzieci zabierze, i to w trybie nagłym. Oznaczało to, że jeszcze tego samego dnia czwórka dzieci trafi do ośrodka opiekuńczo-wychowawczego, a Maciuś - do rodziny zastępczej. W domu rozległ się głośny płacz. - Dzieci były przerażone. 6-letnią Julkę kurator ciągnęła do wyjścia za rękę - wspomina z płaczem pani Agnieszka.
Najstarsza córka, 15-letnia Natalia, uciekła z domu. Ukrywa się, ale mama zapewnia, że są w stałym kontakcie.
Policja zabrała rodziców na komisariat przy ul. Strzelców. - Kiedy wychodziłam z domu, alkomat wskazywał już trzy zera - podkreśla. Wieczorem 27 września Kołodniccy usłyszeli , że prokurator umorzy całą sprawę, ponieważ dzieciom nie zagrażało niebezpieczeństwo. Tę informacje potwierdza policja.
Puste mieszkanie
W ośrodku opiekuńczo-wychowawczym przy ul. Rajskiej dzieci zbadał lekarz. Pod względem fizycznym i psychicznym nie doszukano się żadnych zaniedbań. Mimo to dziś pani Agnieszka wraca do pustego mieszkania. Jej mąż wyprowadził się z domu, aby ułatwić postępowanie i zaczął terapię odwykową.
Zdaniem Wojciecha Nartowskiego, adwokata z Krakowa, jeśli policja umorzyła sprawę, decyzja kurator mogła być przedwczesna. - Dzieci mogą być zabrane w trybie nagłym tylko w sytuacjach ekstremalnych, kiedy ich zdrowie lub życie jest zagrożone - komentuje ekspert. - Jeżeli doszło do takiego nadużycia, najlepiej, żeby dzieci wróciły do rodzinnego domu - podsumowuje. Pani Agnieszka nie zamierza się poddać. Na postanowienie sądu złożyła zażalenie. 24 listopada odbędzie się rozprawa.