Z zainteresowaniem śledziłem sprawę procesu toruńskiego posła PiS Łukasza Zbonikowskiego, oskarżanego przez żonę o znęcanie się i stosowanie wobec niej przemocy fizycznej.
Całe szczęście, że nasza „Gazeta” nie jest pismem brukowym, bo w związku z tym nie muszę drobiazgowo opisywać, jak nazywał kobietę krową i przypominać, że nie zaniedbując pielgrzymek do Częstochowy poniżał ją i pisał, że żona „ma być ładna, żeby seks nie był przymusem. Niewysoka, z płaską głową, żeby można było na niej postawić szklankę z piwem”. Nie zajmujmy się takimi świństwami, bo jeszcze ktoś zwymiotuje.
Ostatnio jednak sąd drugiej instancji wydał wyrok w sprawie posła. W trakcie postępowania orzeczono, że poseł Zbonikowski żony nie bił, tylko szarpał ją i wykręcał rękę. Sąd w związku z tym sprawę umorzył, gdyż uznał, że szkodliwość społeczna takiego czynu jest znikoma.
Poseł triumfuje. - Uniewinniono mnie - mówił w telewizji z widoczną satysfakcją.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień