Blogi adwersarzy burmistrza Chojnic na wokandzie. Pozwy lada moment.
Burmistrz Arseniusz Finster idzie do sądu. Pozwie zarówno Radosława Sawickiego, jak i Marcina Wałdocha, którzy na swoich blogach zarzucili mu, że udziela pomocy publicznej tym, którzy potem odwdzięczają się mu, wspierając jego kampanię wyborczą. Sawicki pisze wręcz o patologicznych układach i przepływach finansowych oraz o korupcji. Uważa, że tym wątkiem powinno zainteresować się CBA.
Punktem wyjścia do takich oskarżeń jest opublikowany w bip wykaz osób prawnych i fizycznych, którym udzielono pomocy publicznej w kolejnych latach. Lista, zawierająca w 2013 r. 62 nazwiska lub nazwy firm, a w 2014 r. - 37, nie ma żadnych innych adnotacji. Nie wiadomo, w jakiej wysokości została udzielona pomoc publiczna i czego dotyczyła - czy chodzi o umorzenie podatku, czy o wsparcie dotacją, czy o refundację szkolenia uczniów albo odroczenie płatności, bo m.in. takie formy wchodzą w grę.
- Gros z tych firm otrzymało refundację szkolenia uczniów i są to fundusze ze środków państwa - wyjaśnia burmistrz Arseniusz Finster. - Tak jest w przypadku m.in. przewodniczącego rady miejskiej Mirosława Janowskiego, któremu Radosław Sawicki zarzuca też, że wsparł moją kampanię. Wsparł, bo jest członkiem mojego komitetu, a nie dlatego, że dostał refundację.
Jaka jest procedura sięgania po pomoc publiczną? Regulują je zapisy unijne. Przedsiębiorca musi złożyć wniosek i podeprzeć go niezbędną dokumentacją, np. że jego firma znajduje się w złej kondycji i jest zagrożona stratą. Kwity bada wydział finansowy ratusza, przedkładając burmistrzowi propozycje do rozważenia. Decyzje podejmuje właśnie on. Nie może zrobić tego uznaniowo, bo obligują go kryteria.
- Autorzy oskarżeń pod moim adresem mogli zapytać, jakiego rodzaju pomoc otrzymali ludzie, którzy znaleźli się na liście - mówi burmistrz.
- Nie zrobili tego. Dla mnie to też nauczka, że wykaz powinien zawierać taką informację i na pewno tak się stanie. Ale nie zmienia to faktu, że zamierzam bronić swojego dobrego imienia.
Prawnicy z ratusza przygotowują treści pozwów.
- Na wiele rzeczy nie reagowałem w ten sposób - mówi Finster. - Ale tym razem panowie przekroczyli pewną granicę. Narazili mnie na utratę zaufania publicznego i tego nie mogę tak zostawić.
Jak dodaje, nie uważa, żeby załatwianie takich spraw w sądzie było najlepszym wyjściem, ale nie chce pozwolić na to, by łatwo można było obrzucać go błotem. - To, że moi adwersarze nie mają wiedzy o pomocy publicznej, nie zwalnia ich z odpowiedzialności za słowa - podkreśla.