Słubice. W czwartek, 1 września, Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił decyzję wojewody. Piotr Łuczyński: Jeśli taka jest decyzja sądu, muszę ją respektować i ustąpić miejsca
W czwartek Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gorzowie Wielkopolskim uchylił decyzję wojewody z 22 kwietnia. Wtedy to wojewoda lubuski Władysław Dajczak (PiS) unieważnił uchwały rady powiatu słubickiego. Zgodnie z decyzją sądu od dziś starostą znów jest Marcin Jabłoński. Wojewoda zapowiedział, że od wyroku będzie się odwoływał.
Zaraz po ogłoszeniu wyroku udało nam się porozmawiać z Piotrem Łuczyńskim. - Jeśli okaże się, że Marcin Jabłoński ma prawo wrócić na fotel starosty, to nie będę mu przeszkadzał - mówił.
Jak powiedział, tak zrobił
W piątek o godz. 9.00 podziękował pracownikom za współpracę i opuścił budynek starostwa. - Jest wyrok sądu, który trzeba respektować. Nie chciałem postąpić tak, jak postąpił pan Jabłoński, który przez dwa miesiące nieprawnie tutaj podejmował decyzje, których konsekwencje ponoszą mieszkańcy - mówił nam Piotr Łuczyński po wyjściu z budynku.
Jest wyrok sądu, który trzeba respektować
Decyzja o odejściu (bez protestów) Piotra Łuczyńskiego zaskoczyła nie tylko jego sojuszników. - Jeśli mam okazję, może po raz pierwszy a może jedyny coś powiedzieć pozytywnego to zrobię to. Zostałem pozytywnie zaskoczony i doceniam to - powiedział starosta M. Jabłoński, który pojawił się w starostwie chwilę po odejściu swojego poprzednika.
- Chciałbym powiedzieć „przepraszam” wszystkim mieszkańcom i wszystkim tym, którzy się czuli uwikłani w ten skomplikowany i niemiły spór. Przepraszam i dziękuję pracownikom, że przetrwali ten okres, bo zarówno dla nas jak i dla nich, to było nie miłe. Bierzemy się do pracy i zaczniemy podejmować decyzje rozwiązujące problemy powiatu słubickiego - mówił starosta po powrocie do gabinetu.
Przypomnijmy jednak całą sprawę od początku...
Akcje z filmów wzięte...
To co się działo w ostatnim czasie w starostwie, przekracza wszelkie normy samorządności. I rozsądku. Jabłoński był starostą, później nie był, i wrócił, a w zasadzie jest ich dwóch. 22 marca, w tajnym głosowaniu, starosta Łuczyński został odwołany przez radę powiatu. W tym samym dniu radni wybrali nowego starostę i nowy zarząd. Odchodzący starosta i wicestarosta Tomasz Stupienko otrzymali jednomiesięczne odprawy.
22 kwietnia wojewoda Dajczak (PiS) unieważnił uchwały rady powiatu o odwołaniu Łuczyńskiego i powołaniu Jabłońskiego oraz o powołaniu nowego zarządu. Kiedy rozstrzygnięcie wojewody dotarło do Łuczyńskiego, w starostwie zjawiło się dwóch włodarzy i oba zarządy... Wówczas w obecności dziennikarzy obaj starostowie wymieniali swoje argumenty, udowadniając, że każdy z nich ma prawo do sprawowania tej funkcji. Wezwano nawet policję, ale „pojedynek” wygrał starosta Jabłoński, który zamknął gabinet na klucz i nie wpuścił do niego Łuczyńskiego.
Następna akcja niczym z filmu gangsterskiego miała miejsce 1 lipca. Dzień wcześniej po godzinach pracy do gabinetu starosty wrócił Piotr Łuczyński, uzasadniając to pismem z MSWiA, które w tym dniu otrzymał. Był tam też z radną Krystyną Skubisz, kiedy o piątej nad ranem do budynku wszedł Marcin Jabłoński z trzema radnymi. Jak twierdzi Piotr Łuczyński, razem z nimi pojawili się mężczyźni w czarnych bluzach z napisem „Ochrona”. „Zostaliśmy napadnięci przez zgraję bandytów. Kopniakiem wyważyli drzwi do gabinetu starosty. Zaczęli mnie szarpać, padało przy tym wiele wulgaryzmów. Otworzyli mną kilka kolejnych par drzwi i wyrzucili z budynku starostwa” – opowiadał naszemu reporterowi.
Wtedy też ze schodów spadła Krystyna Skubisz. Co się stało? nie wiadomo, bo dla dobra śledztwa nie chce o tym rozmawiać.
Cała afera skończyła się tak, że klucze do starostwa dostał Piotr Łuczyński.
Co z wynagrodzeniami?
Do 1 lipca wynagrodzenie otrzymywał Marcin Jabłoński i jego etatowi członkowie zarządu: Leopold Owsiak i Amelia Szołtun. Zgodnie z prawem należy im się również odprawa - z wyjątkiem Owsiaka, który był urlopowany na stanowisku doradcy burmistrza Rzepina.
Kiedy do starostwa wrócił Piotr Łuczyński, upomniał się o swoje wynagrodzenie, które, jak uważa, prawnie mu się należy od dnia uchylenia uchwał przez wojewodę, czyli od 26 kwietnia, kiedy nie został dopuszczony do pełnienia obowiązków starosty. Takie samo wynagrodzenie otrzymał też Stupienko. Tak więc wynagrodzenia dla starostów i zarządów wypłacone zostały podwójnie. Łuczyński zażądał jednak zwrotu wynagrodzeń pobranych od 26 kwietnia przez Marcina Jabłońskiego, Leopolda Owsiaka i Amelię Szołtun, pomniejszonych o odprawę, która im się należy, ale jeszcze nie została wypłacona.
Sami zainteresowani jednak, póki co, nie zamierzają niczego zwracać. - Sprawa trafiła do sądu pracy z mojego powództwa. Stoję na stanowisku, że nie umożliwia mi się wykonywania obowiązków. Ponadto dwa miesiące byłem w pracy, a pana Łuczyńskiego wtedy nie było. Wezwania z jego strony są całkowicie bezprawne – mówił nam przed ogłoszeniem wyroku przez WSA Jabłoński.
WSA uchylił orzeczenie wojewody, więc kto teraz zwróci pobrane wynagrodzenie? - Zgodnie z rozstrzygnięciem wojewody ja byłem starostą, więc niczego nie muszę oddawać. Pełniłem tę funkcję zgodnie z prawem i za to należało mi się wynagrodzenie - mówi nam Łuczyński.