Sądzisz, że proszek z Niemiec jest lepszy? I zapewne masz rację
Polscy klienci mówią, że zagraniczne produkty kierowane na nasz rynek są gorsze od tych z Niemiec czy innych krajów. Częściowo potwierdzają to niezależne testy. Producenci przyznają: mogą być inne, ale nie gorsze
Na lubuskich targowiskach znajdziemy stoiska, gdzie obok kartki „towar z Niemiec” stoją proszki, środki czystości, które można kupić w pobliskich marketach. Czy rzeczywiście są takie same?
– Jak raz pan spróbuje tego proszku, to o tym szajsie z polskiego sklepu nie będzie pan chciał nawet słyszeć – zapewnia sprzedawca. – Ogląda pan reklamy z Chajzerem? To gdybym wziął, porównał te proszki w działaniu, to sam by pan powiedział, że bielsze nie będzie.
Podobne teksty można usłyszeć od speców od sprzedaży obwoźnej kursujących po lubuskich wsiach. I w tym przypadku działa nie tylko stara zasada o reklamie i dźwigni handlu. Lubuskie, ba, polskie gospodynie są święcie przekonane, że to działa. Jak czekolada z orzechami „z okienkiem” czy chemia gospodarcza, to tylko „od Niemca”.
– Za każdym razem, gdy jadę do domu, mam pełen bagażnik chemii gospodarczej – twierdzi Kamil z Zielonej Góry, pracujący w okolicach Berlina. – I to nie jest szmelina, czyli towar na sprzedaż, ale rzeczy dla znajomych.
Zamiast kawy do nas wysyłają zmiotki?
Niemiecka kawa sprzedawana w krajach Europy Środkowo-Wschodniej nie pachnie tak samo jak w Bawarii? Czy w oferowanej w Polsce czekoladzie „z okienkiem” jest mniej orzechów niż w tej ze sklepów Berlina? Czy może wreszcie na nasz rynek sprzedaje się nutellę z dużo wyższą zawartością niebezpiecznego oleju palmowego niż w krajach starej Unii? Zdaniem szefów rządów Słowacji i Węgier to bardzo prawdopodobne. Ministerstwo rolnictwa Węgier poinformowało, że Budapeszt i Bratysława zgłoszą wniosek w tej sprawie na posiedzeniu unijnej rady ds. rolnictwa i rybołówstwa. Chodzi o podjęcie kroków prawnych w celu wyeliminowania „podwójnych standardów jakości” stosowanych przy sprzedaży artykułów żywnościowych na wschodzie i zachodzie Unii Europejskiej. Sprawa jest tak poważna, że stała się przedmiotem spotkania szefów rządów państw Grupy Wyszehradzkiej: Polski, Czech, Węgier i Słowacji.
– Jest to sprawa istotna z uwagi na to, iż wiele międzynarodowych koncernów narusza albo stosuje inne normy jakościowe dotyczące żywności na terenie państw Europy Środkowej od tych, które są stosowane w pozostałych krajach UE, a to może to mieć negatywny wpływ na bezpieczeństwo konsumentów – zaznaczył rzecznik rządu polskiego Rafał Bochenek.
O konieczności wprowadzenia zakazu sprzedaży we wschodnioeuropejskich krajach UE artykułów żywnościowych gorszej jakości mówił też czeski minister rolnictwa Marian Jureczka. Tamtejsze organizacje konsumenckie od dawna narzekały na niższą jakość żywności sprzedawanej przez duże firmy. W Polsce temat dotychczas był szeroko znany przede wszystkim w odniesieniu do produktów chemicznych, głównie proszków do prania. Ale o tym, że również sprzedawane u nas słodycze mogą być gorszej jakości, sami klienci mówili wielokrotnie. – Czekolada ma pełniejszy smak. Niektórzy mówią, że jest bardziej czekoladowa – mówi Beata Chróst ze Zdzieszowic, której mąż od wielu lat pracuje w Niemczech. – Zawsze, gdy zjeżdża na weekend, kupuje dzieciom słodycze tam na miejscu. Mówią, że są smaczniejsze. Na dodatek nawet tańsze niż u nas – mówi pani Beata. Podobnych opinii można spotkać więcej. W miastach przybywa także sklepików z oryginalnymi, niemieckimi produktami, które były skierowane bezpośrednio na tamtejszy rynek. – Popyt na nie jest duży, więc to musi być prawda, że te niemieckie są lepsze – mówią sprzedawcy.
Czy inicjatywa szefów rządów Słowacji i Węgier domagająca się wprowadzenia zakazu sprzedaży we wschodnioeuropejskich krajach UE artykułów żywnościowych gorszej jakości nie jest aby politycznym biciem piany? Zdaniem Joanny Wosińskiej z fundacji „Pro-test”, która od lat porównuje jakość oferowanych do sprzedaży produktów, temat do dyskusji jak najbardziej jest. – Na podstawie badań, które przeprowadzaliśmy my, a także inne instytucje, można stwierdzić, że jakość produktów tej samej marki i pod taką samą nazwą oferowanych na Zachodzie i w Polsce jest w wielu przypadkach inna – przyznaje Joanna Wosińska.
Cola u nas jest słodzona inaczej
– Do nas tego rodzaju skargi nie trafiają, zajmujemy się pomocą prawną konsumentom, a nie badaniem składu towarów – tłumaczy Katarzyna Guzenda z Polsko-Niemieckiego Centrum Informacji Konsumenckiej we Frankfurcie nad Odrą. – Oczywiście słyszymy o tych uwagach polskich klientów. A tak na marginesie. Mieszkam we Frankfurcie, ale mój teść również twierdzi, że proszek kupowany w Niemczech nawet inaczej pachnie.
Bardzo dokładnie wykazano te różnice w testach proszków do prania, bo tu efekty są najbardziej widoczne. Jeśli coś jest niedoprane, widać to gołym okiem i nie ma tu wiele miejsca na dyskusje i domysły. Inna sytuacja jest w przypadku żywności, ponieważ smak jest odczuciem bardzo subiektywnym.
Najbardziej popularne są proszki i płyny do prania. Ale też szukamy oryginalnych kosmetyków do ciała, słodyczy
– Ponad wszelką wątpliwość coca-cola sprzedawana w Niemczech różni się smakiem od tej oferowanej w Polsce – dodaje Joanna Wosińska. Być może dlatego, że sprzedawana na rynkach Europy Środkowo-Wschodniej coca-cola jest słodzona wytwarzaną z kukurydzy izoglukozą, podczas gdy do produkcji jej niemieckiego i austriackiego odpowiednika jest używana sacharoza i cukier. Takich szczegółów jest mnóstwo. – W pierwszym kwartale tego roku kontrolowaliśmy jakość artykułów spożywczych z importu – mówi Kazimierz Szymański z gorzowskiej Państwowej Inspekcji Handlowej. – Z towarów niemieckich ocenie poddaliśmy m.in. miód, płatki müsli i makaron. Nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości.
Największe dotychczas badanie różnic w oferowanych produktach żywnościowych przeprowadziło słowackie stowarzyszenie konsumentów. Wśród badanych produktów znalazły się: coca-cola, czekolada Milka, pieprz i papryka Kotanyi, kawa rozpuszczalna Nescafe Gold, kawa ziarnista Jacobs Krönung i kawa Tchibo Espresso. Wszystkie były testowane w laboratoriach akredytowanych przez Narodowy Instytut Weterynarii i Żywności Słowacji. Z testowanych produktów tylko czekolada Milka miała identyczną jakość we wszystkich badanych krajach. Największe różnice w jakości w poszczególnych krajach występowały w wypadku pieprzu Kotanyi. Chociaż wszystkie opakowania tego produktu przeznaczone do sprzedaży w badanych krajach pochodziły z jednej fabryki, ich zawartość pod względem jakości znacznie się różniła.
Badacze stwierdzili, że... w papryce jest mniej papryki
Próbki zakupione na Węgrzech, Słowacji i w Austrii były bardziej wilgotne, niż przewidują to wymagane normy, natomiast na rynku bułgarskim produkt zawierał zbyt wiele zduszonych lub uszkodzonych ziaren. W bułgarskiej paczce udział niechcianych dodatków sięgał aż 10 proc. Kilogram papryki Kotanyi z Bułgarii zawierał zaledwie 108,9 g wyciągu z papryki, podczas gdy w produkcie sprzedawanym w Austrii udział ten wynosił 140 g na kilogram. Sieć portali informacyjnych EurActiv poprosiła szefową działu jakości firmy Kotanyi Elisabeth Voltmer o komentarz do wyników badań. Pani Voltmer podkreślała, że koncern ma jeden standard dla produktów kierowanych na wszystkie rynki. „Wykryte różnice można wytłumaczyć jedynie przez różnice między poszczególnymi partiami surowców pochodzących z różnych okresów produkcji”. Dodała, że intencją firmy jest „dostarczanie do poszczególnych krajów produktów o jednakowej jakości”. „Nasze produkty wytwarzane są w takiej samej wysokiej jakości w całej Europie i na świecie, w oparciu o recepturę stosowaną od 125 lat. W niektórych krajach używamy innych substancji słodzących, ale nie ma to wpływu na jakość produktu” – wyjaśniali z kolei menedżerowie koncernu Coca-Cola. Małgorzata Płaszczyk-Waligórska, powiatowy rzecznik praw konsumenta w Krapkowicach i Strzelcach Opolskich, temat dobrze zna. – Mieszkańcy, którzy do mnie przychodzą, często mówią, że niemiecka kawa Jacobs kupowana w Polsce jest niesmaczna – wspomina pani rzecznik. – Niektórzy wprost przekonują nawet, że jakiś produkt sprzedawany w Polsce jest beznadziejny, dotyczy to na przykład czekolady. Ale nie spotkałam się, by ktoś chciał go reklamować. Opowiadają to w formie „spostrzeżeń konsumenckich”. W zielonogórskim biurze ochrony konsumentów słyszymy, że oficjalnej skargi nie było. Natomiast w wielu tego rodzaju poradniach reklamowana była za to odzież europejskich marek sprzedawana w Polsce. Zdaniem Polaków ta wystawiona na półkach w sieciowych sklepach na terenie Polski jest dużo gorszej jakości.
W Polsce do pralki trzeba sypać trochę więcej proszku
O ile na Słowacji szczegółowo przeanalizowano skład produktów żywnościowych oferowanych w poszczególnych krajach, to w Polsce pochylono się nad proszkami do prania. Pierwsze, co zauważono, nawet bez konieczności udawania się do laboratorium, to inne wielkości dozowania proszków zalecane przez producentów. Na opakowaniach znaleźć można informacje, jak dozować proszek w zależności od twardości wody, stopnia zabrudzenia ubrań, a także od tego, ile kilogramów prania wkładamy do pralki. Co się okazuje, gdy porównamy zalecenia z różnych krajów? Proszki kupione w państwach wschodniej Europy, w tym również w Polsce, powinniśmy stosować w większych ilościach od ich odpowiedników z Zachodu. Bo to wszystko wina wspomnień z PRL-u. I tak np. na jedno pranie powinniśmy użyć 100 g ariela, podobne rekomendacje otrzymują Czesi, Węgrzy, Słoweńcy czy Rumuni. Ale już Francuzom i Belgom wystarczy 95 g, a Niemcom jedynie 75 g. Podobnie rzecz ma się z persilem – tu też dawki potrzebne do wyprania takiej samej ilości ubrań są mniejsze, jeśli proszek był kupiony na Zachodzie. Jak wytłumaczyć te różnice? Proszki produkowane na rynek Europy Zachodniej są bardziej skoncentrowane od naszych. Zapytaliśmy kilku producentów żywności i chemii o to, czy faktycznie produkty kierowane do sprzedaży w innych krajach się różnią. Z lakonicznych komunikatów dowiedzieliśmy się, że firmy zawsze „troszczą się o najwyższą jakość towarów”, a ewentualne różnice w składzie mogą być podyktowane „preferencjami konsumentów”. – Kluczowe jest właśnie sformułowanie „preferencje konsumentów”. Podobne odpowiedzi otrzymywaliśmy, gdy sami zadawaliśmy te pytania – mówi Joanna Wosińska.
W Niemczech softlan jest o połowę tańszy
Pan Piotr mieszka w małej miejscowości w okolicach Frankfurtu, ale często odwiedza swoją dziewczynę, mieszkającą w Krośnie Odrzańskim. – Robiłem zakupy zarówno po stronie niemieckiej, jak i polskiej. Mogę od razu przyznać, że jakościowo lepsze produkty mają nasi zachodni sąsiedzi. Nawet jeśli mają one takie same logo, to większa szansa, że lepszy kupimy w Niemczech – opowiada.
Ma już dwóch dorosłych synów, ale przypomina sobie, że w młodości jeden z jego chłopców nie lubił pić kakao. – Cały czas kupowałem kakao w polskim sklepie. Kiedy raz się zdarzyło, że zapomniałem i kupiłem w Niemczech, okazało się, że było znacznie lepsze i mój syn pił je ze smakiem – opowiada pan Piotr.
Nawet producenci przyznają, że w produktach kierowanych na inne rynki mogą być stosowane różne składniki
Odwiedziliśmy jeden ze sklepów w Kę-dzierzynie-Koźlu, który w swojej ofercie ma tylko chemię i słodycze importowane z Niemiec. Sprzedawczyni przyznała, że ma stałe grono odbiorców. – To przede wszystkim ludzie, którzy wcześniej mieli styczność z produktami z Niemiec, bo na przykład tam pracowali albo mają tam rodziny – opowiada sprzedawczyni. – Oni wiedzą, że zielony krönung (kawa Jacobs – red.) z Niemiec różni się od oferowanego w Polsce. Niektórzy żartują, że nasza smakuje tak, jakby zalać fusy z tej niemieckiej. W sklepie dominującą ofertę stanowią jednak środki czystości, przede wszystkim proszki do prania i płyny do płukania tkanin. Sprzedawczyni ze sklepu w Kędzierzynie przekonuje, że po płukaniu w niemieckim płynie ubranie będzie pachnieć wyjęte z szafy nawet po kilku miesiącach. Po płukaniu w polskim zapach znika już niedługo po wysuszeniu. Produkty oferowane w tym sklepie, z niemieckimi napisami na opakowaniach, są tylko niewiele droższe od ich polskich odpowiedników. Dlaczego, skoro trzeba było ponieść koszty transportu, prowadzenia działalności, pensje pracowników, podatki? – Okazuje się, że ceny takich produktów u naszych zachodnich sąsiadów są dużo niższe niż u nas – mówi sprzedawczyni. – Przykładowo płyn Softlan, który u nas kosztuje 8 zł, w Niemczech jest kupowany za połowę tej kwoty.
We Włoszech wycofali nutellę
Twierdzenie jednak, że szefom rządów Węgier, Słowacji czy Polski chodzi wyłącznie o smak czekolady czy czystość prania, byłoby zbyt daleko idącym uproszczeniem. Eksperci, którzy zwrócili uwagę politykom na ten problem, alarmują, że oszczędzanie na rzekomo mniej wymagających klientach w Europie Środkowo-Wschodniej może doprowadzać do tego, że gotowe produkty będą bardziej niebezpieczne dla zdrowia. We Włoszech jedna z największych sieci handlowych firmy Coop zdecydowała się niedawno wycofać nutellę ze sprzedaży w marketach. To reakcja na ostrzeżenia Europejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), który zwrócił uwagę na zły wpływ oleju palmowego na nasze zdrowie. W słoiku nutelli jest go 32 procent. EFSA twierdzi, że jego spożycie może być zagrożeniem szczególnie dla dzieci. Groźne jest przetwarzanie oleju w wysokich temperaturach (ok. 200°C), bo tworzą się wtedy substancje rakotwórcze, a właśnie w takiej formie jest używany m.in. przy produkcji nutelli. Czy faktycznie składniki są rakotwórcze? Raport Europejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Żywności jest znany od maja 2016 r. W kilku krajach od razu stał się powodem do krytyki nutelli (m.in. we Włoszech, Niemczech i Francji). W Polsce na razie żadnej histerii dotyczącej nutelli nie było. Jak twierdzi portal wolna-polska.pl, nutella zawiera glutaminian sodu (MSG), znany również jako E621. To jest ukryte wewnątrz nazwy sztucznego aromatu „wanilina”, która jest oznakowana na każdym słoiku nutelli. Zawiera również toksyczny GMO emulgator – lecytynę sojową oraz wspomniany olej palmowy.
Na Zachodzie szybciej przyznają się do błędu
Wanilina zawiera nieoznakowany MSG. Nie jest składnikiem odżywczym, witaminą ani minerałem i nie daje żadnych korzyści dla zdrowia. MSG wykazuje działanie pobudzające na mózg, więc myślimy, że coś smakuje lepiej (niż w rzeczywistości jest), a tym samym jemy więcej – czytamy na portalu. Olej palmowy jest otrzymywany z nasion lub miąższu olejowca gwinejskiego.
– Wyłączenie oleju palmowego z produkcji nutelli oznaczałoby tworzenie gorszego substytutu prawdziwego produktu, byłby to więc dla nas krok w tył – powiedział w rozmowie z agencją Reutera Vincenzo Tapella, kierownik ds. zakupów Ferrero, która jest producentem nutelli. W Polsce firma ta wydała oświadczenie, w którym zapewniła, że nutella jest bezpieczna dla zdrowia. „Nutella nie zawiera składników kancerogennych. Nutella nie została w żadnym kraju usunięta z półek żadnych supermarketów. Włoska sieć COOP wycofała produkty zawierające olej palmowy sprzedawane pod marką własną COOP. Surowce i procesy stosowane w produkcji Nutelli są w pełni zgodne z wymaganiami określonymi przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA)” – napisano w oficjalnym stanowisku firmy Ferrero. Producent podkreślił, że w swoim raporcie z maja 2016 roku EFSA nie odniosła się do żadnego konkretnego produktu spożywczego. – Zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie zdarza się, że w stosunku do jakiegoś produktu pojawiają się zarzuty, że jest niebezpieczny albo wadliwy – mówi Joanna Wosińska. – Różnica polega na tym, że producenci i dystrybutorzy na Zachodzie często przyznają się do błędów i przepraszają swoich klientów. Natomiast w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej takie reakcje zdarzają się rzadziej...
To tylko efekt placebo?
Producenci z Polski uważają, że niemiecka chemia nie jest wcale lepsza od krajowej, a fascynacja nią podobna jest do efektu placebo. Zarówno niemieckie, jak i polskie produkty mają swoje plusy, ale też minusy. Unijne przepisy umożliwiają firmom podanie wybranych składników proszku i tzw. zakresów procentowej zawartości. Oprócz tego, co wyczytamy na opakowaniu, producent może dodać składniki, które nie są wyszczególnione na etykiecie. Do końca więc nie wiemy, co znajduje się w opakowaniu. A firmy nie garną się, żeby ujawniać pełną listę składników (www.onet.pl).