Wciąż ważą się losy Wojciecha Kabzy i jego sześciorga dzieci, które sam wychowuje. Wczoraj sąd zajął się sprawą, ale decyzja o ograniczeniu bądź nie praw rodzicielskich nie zapadła. Przesłuchano siedmiu świadków, dwóch nie stawiło się.
Historia łodzianina i jego gromadki dzieci stała się głośna we wrześniu ubiegłego roku. Wtedy usłyszała o niej cała Polska. 52-letni Wojciech Kabza został z dziećmi sam, gdy dwa miesiące wcześniej porzuciła go konkubina. Wraz z jej odejściem ojciec stracił świadczenia z opieki społecznej, a także z programu 500 plus. Jednak samotny rodzic dawał sobie radę. Pracował, opieka społeczna załatwiła mieszkanie socjalne w kamienicy przy ul. Jesionowej. Jednak zdaniem sądu nie były to dobre warunki do wychowywania dzieci w wieku od 5 do 13 lat. Rodzina mieszkała w dwudziestometrowym pokoju, który jeszcze dzieliła z babcią. Na podstawie opinii kuratora sąd rodzinny zdecydował o odebraniu dzieci.
Wtedy rozpętała się burza. Interwencję zapowiedziały ministerstwa sprawiedliwości oraz rodziny, pracy i polityki społecznej. Sąd wstrzymał decyzję o zabraniu dzieci, nad rodziną czuwa kurator.
Napływała pomoc od darczyńców - zabawki, środki czystości i ubrania, sprzęty agd. Ośrodkowi pomocy społecznej udało się załatwić kolejne mieszkanie, tym razem o powierzchni siedemdziesięciu metrów kwadratowych w domu przy ul. Lipowej.
Sąd podejmie decyzję w sprawie piątki wspólnych dzieci Wojciecha Kabzy i jego konkubiny 18 stycznia. Natomiast postępowanie dotyczące syna konkubiny z innego związku odroczono do 27 marca. Wtedy zostaną przesłuchani trzej świadkowie. Sąd zlecił kuratorowi przeprowadzenie wywiadu środowiskowego w miejscu zamieszkania kobiety. Ponadto wraz z synem zostanie zbadana przez sadowych specjalistów.