Samochód uderzył w pieszą z taką siłą, że jej ciało zostało rozczłonkowane
Mamy do czynienia z wyjątkową, rzadko spotykaną sytuacją. Analizowałem kilkaset przypadków potrąceń pieszych, ale pierwszy raz widziałem rozkawałkowane ciało, jego fragmenty leżące na jezdni - mówił wczoraj Rafał Bielnik, biegły sądowy z zakresu analizy wypadków samochodowych, w Sądzie Rejonowym Łódź Widzew na procesie w sprawie makabrycznego wypadku na wiadukcie na ul. Przybyszewskiego.
- Dolne kończyny zostały oderwane na wysokości miednicy, kości czaszki rozerwane - dodał.
10 kwietnia 2015 roku w nocy audi prowadzone przez Wojciecha O. uderzyło w przechodzącą po pasach 50-letnią kobietę. Skutki wskazywały na to, że auto pędziło z prędkością co najmniej 120 km/h (Wojciech O. twierdził, że jechał 80 - 85 km/h). Ponadto po badaniach krwi okazało się, że mężczyzna wcześniej brał marihuanę i amfetaminę. Wojciech O. wyjaśniał, że przyjmował leki na migrenę, które je zawierały. Ale prokuratura twierdzi, że stężenie narkotyków było większe niż lecznicze.
Wczoraj biegły skomentował też opinię innego specjalisty, przedstawioną przez obronę.
- Z materiału tego wynika, że wypadek wydarzył się na obszarze niezabudowanym, na drodze ekspresowej, a jadący prawidłowo kierowca został „zaatakowany” przez pieszą, która nie wiadomo jak się w tym miejscu znalazła. Panowały egipskie ciemności, a kierowca widział to, co dzieje się na drodze w świetle reflektorów samochodu, które w dodatku nie wiadomo, czy działały. Tymczasem wypadek miał miejsce na obszarze zabudowanym, gdzie dopuszczalna prędkość wynosi 50 km/h. Znajdowały się tam latarnie uliczne wyposażone w żarówki sodowe, które były włączone. Przejście dla pieszych wyznaczały znaki poziome i pionowe. Trzeba podkreślić, że kierowca w szczegółowych wyjaśnieniach stwierdził, że jeździł tamtędy wiele razy. Nie może być więc mowy o tym, że piesi i wyznaczone przejście były dla niego zaskoczeniem - dodał biegły.