Samoloty i czołgi z fabryki zabawek w Przemyślu trafiały na półki najlepszych domów towarowych w Polsce [ZDJĘCIA]
Blaszany samolocik, po nakręceniu kluczykiem, kręcił śmigłem i strzelał iskrami z karabinu. Na podobnej zasadzie działał czołg. Takie zabawki już 90 lat temu były wytwarzane w fabryce "Minerwa" w Przemyślu. Jej produkty trafiały na półki najbardziej ekskluzywnych domów towarowych w Polsce. W czasie II wojny światowej pracowała w niej jedna z największych bohaterek Przemyśla.
Galeria Starych Zabawek w Gdańsku, w prestiżowej części miasta, przy ul. Piwnej, tuż obok Bazyliki Mariackiej. Niewielkie, prywatne mini-muzeum, w którego wnętrzach właściciel zgromadził pokaźną kolekcję starych zabawek. Lwia część to oczywiście polskie produkty z okresu powojennego. Lata 60, 70, 80, 90.
Jedna gablotka jest inna. Znajdują się tutaj najstarsze zabawki ze zbiorów właściciela galerii Wojciecha Szymańskiego. Piękne, przedwojenne zabawki. I niespodzianka. Przy blaszanym samolociku karteczka "Minerwa. Przemyśl 1938 r.". Obok nieco mniejszy, również blaszany samolot, w biało-czerwonych barwach i z dumnym napisem "Minerwa". Jest jeszcze blaszany czołg, a właściwie samochód pancerny. Również nakręcany kluczykiem, który nawet zachował się przy eksponacie. To także produkt pochodzący z przemyskiej fabryki zabawek.
To zdecydowanie najpiękniejsze eksponaty w tej gdańskiej galerii. Przynajmniej w ocenie grupki przemyślan.
- Tato, działały po nakręceniu kluczykiem. Jak nasze pozytywki, które wygrywają melodie, a do nich tańczy lalka. Ten karabin w samolocie naprawdę strzelał? Jak oni to zrobili?
- dziwi się 8-letnia Nikolka z Przemyśla, "wychowana" na smartfonie i tablecie.
- Dzisiaj takie pojazdy wydają tylko elektroniczne dźwięki i ewentualnie świecą - zauważa 12-letnia przemyślanka Klaudia.
Młode przemyślanki są zachwycone zabawkami z czasów ich pradziadków.
Fabryka zabawek w Przemyślu? Niewielu przemyślan o niej wie
Na drugim krańcu Polski znajdujemy zabawki, które ok. 80 - 90 lat temu zostały wyprodukowane w Przemyślu. Tymczasem w tym mieście niewiele osób wie, że taka wytwórnia w ogóle istniała. Faktycznie, nikt nigdy nie zajął się głębszymi badaniami na temat tej fabryki. Temat dziewiczy, a materiałów archiwalnych jak na lekarstwo. Kilku regionalistów-amatorów "poległo" przy pierwszej próbie kontaktu z naszej strony i prośbie o informacje. Wiedzą, że taka firma istniała, produkowała zabawki. Jednak nic więcej. Pierwsze, konkretne wskazówki otrzymujemy dopiero od regionalisty i pasjonata historii Przemyśla Marka Króla.
- Jeśli chodzi o to przedsiębiorstwo, podobnie zresztą jak wiele innych, które funkcjonowały w Przemyślu w okresie międzywojennym, to nie ma za dużo informacji
- przyznaje pan Marek.
Rzeczywiście mało tego jest. Historycy tylko lakonicznie wspominają "Minerwę", bardziej skupiają się na jej właścicielu Józefie Rinde, który był nie tylko przedsiębiorcą, ale również społecznikiem i m.in. radnym miejskim. O zabawkach jest niewiele.
Po kilku tygodniach "historycznego śledztwa" - prowadzonego głównie w archiwach polskich i amerykańskich - udaje się znaleźć więcej informacji.
Samolocik i czołg strzelały iskrami. Czy od takiej zabawki spłonął sterowiec Hindenburg?
Fabrykę Wyrobów Metalowych Minerwa w Przemyślu, w latach 1924 - 1929 założył Józef Rinde. Był Żydem. Urodził się w 1867 roku w Głogowie. Według jednych źródeł chodzi o Głogów na Dolnym Śląsku, według innych o Głogów Małopolski koło Rzeszowa. W 1890 roku Rinde osiedlił się w Przemyślu, miał wówczas 23 lata. Był przedsiębiorcą, jednym z największych kupców w mieście. Najpierw prowadził magazyn (hurtownię) zabawek, która była słynna także daleko poza Przemyślem.
Fabryka znajdowała się przy ówczesnej ulicy Wiśniowieckiego, dzisiejsza Jasińskiego. Zakład zajmował się produkcją różnego rodzaju wyrobów metalowych, np. zamków do drzwi meblowych. Nie wiadomo, jakim procentem jej działalności było wytwarzanie zabawek.
W Minerwie powstawały zabawkowe samoloty, czołgi, zestawy kolejek, kolejowa lux-torpeda, motocykle. Jednak również figurki grajka, pieska, clowna. Wszystko metalowe, mechaniczne, nakręcane kluczykiem. Wzór i rozwiązania techniczne każdej zabawki były zastrzeżone w Urzędzie Patentowym. Wpisy zachowały się do dzisiaj.
Patent zarejestrowany w 1933 r. "Zabawka". W 1934 r. "Zabawka w postaci grajka". Rok 1935 "Zabawka w postaci czołga wyrzucającego iskry". Najwięcej patentów z 1936 r. "Zabawka w postaci motocyklu wojskowego z iskrownikiem", "Zabawka w postaci czołgu". "Zabawka w postaci wagonu „lux-torpeda". To sugeruje, że firma się rozwijała i stale wprowadzała nowe produkty zabawkarskie do swojej oferty.
Najstarszy wpis patentowy, do którego dotarliśmy, datowany jest na rok 1932. To "Kostka z drzewa, galalitu i sztucznego rogu do gier towarzyskich". Może to oznaczać, że Rinde już wcześniej wytwarzał zabawki, ale dopiero z czasem postawił na bardziej zaawansowane konstrukcje.
Mechaniczne zabawki z Minerwy zapewne były drogie. Wiadomo, że sprzedawano je w najlepszych domach towarowych w przedwojennej Polsce. We Lwowie, czy słynnym na całą Europę Domu Towarowym Braci Jabłkowskich w Warszawie.
Z bogatej kolekcji Minerwy dzisiaj najbardziej znany jest szary samolocik. Po nakręceniu kluczykiem obracało się śmigło, a z karabinu wydobywały się iskry. Zastosowano iskrownik znany z zapalniczek. Były figurki pilota i strzelca. Nie był to "byle jaki" samolot, ale wzorowany na polskich RWD, konstruowanych przez Stanisława Rogalskiego, Stanisława Wigurę i Jerzego Drzewieckiego (skrót pochodzi od pierwszych liter ich nazwisk). Samolot-zabawka z wyglądu najbardziej przypomina RWD 8, samolot szkolny polskiego wojska, najpopularniejszy w naszym kraju przed II wojną światową. Egzemplarz prezentowany w Gdańsku na kadłubie ma nr RWD 795, natomiast na skrzydle 937. Kilka lat temu na wystawie w Rzeszowie pokazano samolot innego kolekcjonera, z numerem na skrzydle 795.
Drugi samolocik bardziej masywny, w ładne biało-czerwone barwy, z naszą biało-czerwoną szachownicą. Trudniej zidentyfikować, jaki może przypominać samolot. Trzecia zabawka z gdańskiej kolekcji to nakręcany kluczykiem i strzelający iskrami czołg. Jeździł. Ma oznaczenia M 780. Pewnie jako "czołg" był zarejestrowany w Urzędzie Patentowym, choć właściwie to samochód pancerny. Zachował się kluczyk, dość dużych rozmiarów w stosunku do zabawki.
Przed wojną pojawiła się plotka, że taki czołg, wniesiony przez jakiegoś chłopca do sterowca Hindenburg, spowodował pożar od iskry i doprowadził do słynnej katastrofy. Okazało się jednak, że to tylko plotka. Chłopiec faktycznie chciał wnieść zabawkę, ale ze względów bezpieczeństwa została mu odebrana przed wejściem na pokład sterowca.
Józef Rinde, znany społecznik, ale ludziom w fabryce płacił niewiele
Minerwa produkowała nie tylko zabawki. Także inne rzeczy metalowe, m.in. zamki i bezpieczniki meblowe. Zachował się katalog takich wyrobów, co ciekawe, z dwoma znakami firmowymi Minerwy.
Właściciel fabryki, Józef Rinde, był aktywnym działaczem społecznym i gospodarczym. Jako przedstawiciel żydowskich kupców przemyskich w 1925 r. został członkiem lwowskiej izby handlowej. Trzy lata później został radnym miejskim z ogólnej frakcji syjonistów. Wspomina się go jako hojnego filantropa, pomagał domowi starości i szpitalowi. Niestety, jako przedsiębiorca, podobnie jak inni ówcześni przemysłowcy, nie płacił zbyt dobrze pracownikom. Powszechnie narzekano na niskie wynagrodzenia w przedwojennej Minerwie, zdarzały się strajki załogi.
Rinde był właścicielem kamienic przy Pl. na Bramie, najprawdopodobniej tutaj mieszkał. Dochował się licznego potomstwa, miał czterech synów i trzy córki. Niestety, II wojna światowa była tragiczna dla założyciela Minerwy. Zarówno jego fabryka, jak i kamienice, znajdowały się na prawobrzeżnej części Przemyśla. Zgodnie z paktem Ribenntrop - Mołotow po 17 września 1939 r. zajęli ją Sowieci. Józef Rinde wyjechał z Przemyśla. Być może dlatego, że jako przedsiębiorca zapewne byłby niemile widziany po sowieckiej stronie Przemyśla i ryzykowałby zesłaniem na Sybir. Po niemieckiej też nie mógł się czuć bezpieczny, z powodu żydowskiej narodowości. Jednak w późniejszych latach, z nieznanych powodów, wrócił do Przemyśla, być może stało się po ataku Niemiec na Związek Sowiecki.
Z żoną Malką Amelią Rinde trafili do przemyskiego getta. W 1942 r. popełnili samobójstwo. Woleli uprzedzić los, który przemyskim Żydom szykowali Niemcy. Józef Rinde w chwili śmieci miał 75 lat.
Okupanci szybko zagospodarowali dobrą fabrykę, zatrudniali Polaków. Pracowała w niej m.in. przemyska bohaterka wojenna Stefania Podgórska
Minerwa była dobrze wyposażona w maszyny. Najpierw zainteresowali się nią Sowieci i nadali jej imię Walerija Czkałowa. Po ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki w 1941 r. niemieccy okupanci od razu zajęli zakład. Powrócili do starej, choć zgermanizowanej nazwy. Fabrykę nazwali "Minerva" Metallwarenfabrik. W czasie wojny produkowano tutaj różne wyroby metalowe. Czy również zabawki? Nie ma na to potwierdzenia. Jednak w powojennym opisie firmy można znaleźć informacje, że fabryka nie produkowała z powodu wywiezienia maszyn. Autor notatki twierdzi, że zabrano również gotowe produkty, w tym zabawki.
Wojenna Minerwa, pomimo że zagrabiona przez Niemców, była atrakcyjnym pracodawcą. W 1943 r. zatrudnienie w niej znalazła Stefania Podgórska, jedna z największych bohaterek wojennego Przemyśla. Młoda dziewczyna, razem ze swoją kilkuletnią siostrą Heleną, przez prawie półtora roku ukrywała w domu przy ul. Tatarskiej w Przemyślu trzynaścioro Żydów. Wszyscy przeżyli, a pani Stefania została wpisana do grona Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
W 1943 r. 22-letnia Stefania Podgórska chcą zarobić na utrzymanie żydowskich przyjaciół, zatrudniła się w Minervie. Jej wspomnienia z okupacji, także z pracy w fabryce, zachowały się w wydanej w 2020 r. książce Sharon Cameron "Światło ukryte w mroku". Pani Stefania znała fabrykę także z okresu przedwojnnego.
"Gdy zamieszkałam w Przemyślu, produkowano tutaj zabawki mechaniczne. Nakręcane samochodziki, pieski, a nawet klaunów. Moje wyobrażenia o tym miejscu były radosne. Tymczasem biuro, w którego progu staję, jest obskurne i cuchnie rozgrzanym metalem. Znajduję się w otoczeniu kilkunastu osób, kobiet i mężczyzn, wyglądających na równie zagubionych jak ja. Tworzymy wianuszek wokół stołu, za którym siedzi - jakże by inaczej- Niemiec, z - jakże inaczej - stertą skoroszytów" - wspomina w książce pani Stefania.
Niemiecki nadzorca, nijaki Braun, jest bardzo surowy. Chodzi spocony w garniturze i wydziera się na pracowników, że jak nie będą wyrabiać normy to jest dziesięciu na ich miejsce, że powinni być wdzięczni, że mają pracę.
Stefania obsługuje sześć maszyn wytwarzających śruby. Wrzuca do nich surowiec i musi pilnować, aby się nie zacięły. Równocześnie musi dbać o szybkość produkcji. Jej dzienna norma to 30 tys. sztuk. Jest ciężko, ale zawsze udaje się jej przekroczyć normę. Dzięki temu zachowuje pracę.
"Moje maszyny są rozgrzane, szybkie i niebezpieczne, jeśli nie cofnę palców na czas. Biegając od jednej do drugiej, karmię je kolejnymi kawałkami metalu, a zanim minie południe, potrafię już naprawić pompę wodną" - wspomina przemyślanka.
Czy Minerwa mogła się stać światową potęgą zabawkarską?
Minerva była cenna dla okupantów. Wraz ze zbliżającym się frontem, Niemcy wywieźli jej wyposażenie do fabryki w Częstochowie. Nazwę zostawili. Prawdopodobnie chodzi o zakład znajdujący się przy ul. Kawiej w Częstochowie. To znamienne, bo po wojnie w tym mieście ulokowała się duża fabryka produkująca zabawki, także blaszane. M.in. słynne samochody z rejestracją CZZ.
W publikacjach o powojennym Przemyślu można znaleźć informacje, że stan Minerwy po wojnie był katastrofalny. Nie było maszyn. W roku 1950 "Minerwa" Fabryka Wyrobów Metalowych Reiner Józef i S-ka w Przemyślu została przejęta przez państwo. Skąd nazwisko Reiner? Nie wiadomo.
Z siedmiorga dzieci Rindów II wojnę przeżyli na pewno dwaj bracia Oskar i Maurice Moszek. Osiedlili się w USA. Kiedy wyjechali? Być może jeszcze przez wybuchem II wojny światowej, choć pewne dokumenty wskazują, że jeden z nich zrobił to dopiero w 1952 r.
Oskar Rinde, który w 1901 r. urodził się w Przemyślu. W maju 1992 r. zmarł w Nowym Jorku. Nic nie wiadomo o jego dzieciach. O rok młodszy Maurice Moszek Rinde również wyjechał do Stanów Zjednoczonych, zmarł w Nowym Jorku w styczniu 1992 r. Miał pięcioro dzieci. Jedna z jego córek miała troje dzieci, czyli prawnuków założyciela przemyskiej Minerwy.
Gdy w Przemyślu Minerwa produkowała metalowe, napędzane zabawki, w Danii Ole Kirk Christiansen, ojciec potęgi Lego, zaczynał wytwarzanie dość prymitywnych, drewnianych zabawek. W 1923 r. trzech braci, emigrantów z Polski, Hillel, Herman i Henry Hassenfeld, założyło w USA firmę produkcyjno-handlową Hasbro. W 1942 r. zabawki stały się dla niej priorytetem, a dzisiaj Hasbro jest zabawkarską potęgą. Być może niewiele brakowało, może trochę szczęścia, aby taką potęgą - działając w Polsce lub za granicą - stała się również przemyska Minerwa.