Josefa González Blanco, minister środowiska Meksyku, zrezygnowała ze stanowiska w maju tego roku, ponieważ ze względu na jej spóźnienie samolot rejsowy wystartował 38 minut za późno. Przeprosiła za zamieszanie, którego była przyczyną i przyznała, że nie ma usprawiedliwienia dla takiego zachowania.
Prezydent Kwaśniewski też kiedyś, w czasach kiedy sprawował urząd, tłumaczył się z latania - chodziło o to, ze skorzystał z podwózki („podlotki”?) prywatnym samolotem polonijnego biznesmena w USA. Ale to było już dawno. A swoją drogą bardzo były wtedy wyśrubowane standardy.
Całkiem niedawno premier Norwegii Erna Solberg tłumaczyła się z tego, że leci samolotem na wakacje ze względu na „flyskam”, czy wstyd z powodu latania, które zanieczyszcza atmosferę. Musiała się biedaczka rozwodzić o tym, jakiego ekologicznego paliwa używają norweskie linie lotnicze. Na wołowej skórze by nie spisał wszystkich historii o samolotach i politykach.
Z tego punktu widzenia dzieje lotów Marka Kuchcińskiego, co do zasady, mieszczą się w normie - każdy kraj ma swoje z „politycznym” lataniem. Marszałek nie wstrzymuje przynajmniej lotów na Okęciu, chociaż, trzeba przyznać, że zatruwa środowisko w tym nad jego ukochanymi Bieszczadami. Może problem tylko w tym, że marszałkowskich było tak dużo, ale powiedzmy szczerze, niektóre z nich się bronią jakoś. Inne oczywiście nie do zaakceptowania i kropka. I o te chodzi.
Problem w tym, że ta sprawa tak boli nie ze względu na latanie i kopcenie. Istotą sprawy jest to, o co chodziło w zeznaniach Billa Clintona. Jego problem dotyczył przecież nie romansu (choć też), jego problemy dotyczyły kłamstwa!
Problem z lotami dotyczy kłamstwa w życiu publicznym. Nieprawdziwych danych podawanych przez najwyższych urzędników Sejmu, nieprawdziwych informacji podawanych przez samego marszałka. Wszystko to dzieje się w sytuacji, kiedy obóz władzy oponentom zarzuca „brak wiarygodności”. Pytanie, czy jest wyższy poziom braku wiarygodności niż nieprawdziwe dane z Kancelarii Sejmu?
Mój drogi sąsiad z sąsiedniej rubryki profesor Terlecki - jak widziałem w telewizji - przekonywał, że sprawą lotów nie ma się co zajmować, bo to nikogo na ulicy nie interesuje. Powiedziałbym tak: jednych interesuje, innych nie.
Ale obywatel ma prawo do prawdziwych i rzetelnych danych z Kancelarii Sejmu nawet, wtedy gdy kompletnie nie kręcą go marszałkowskie loty i jest politycznym życiem znudzony jak mops. W tym rzecz!