Piotr Łuczyński mówi, że zalet ma mało, a wad dużo. Prywatnie lubi sport i kocha rocka. Ale jako starosta słubicki nieźle się od radnych nasłucha.
Teraz poważny i ułożony, ale - jak się okazuje - nie zawsze był taki spokojny. Gdzieś w środku drzemie w nim jeszcze młodzieńcza dusza łobuza.
Z nauką było różnie
Po liceum studiował w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, ale... studia przerwał. Trochę z lenistwa, trochę z obowiązku. - W czasie studiów podjąłem pracę w urzędzie skarbowym. Ciężko było pogodzić ją z zajęciami i nauką. Po trzech latach zrezygnowałem z nauki - wspomina Piotr Łuczyński. Studia jednak skończył, ale już w Słubicach. Politologia oraz zarządzanie w administracji przydało się później.
Jak został politykiem
Kariera polityczna Łuczyń-skiego zaczęła się w Słubicach. Mówi, że zawsze miał szczęście na swojej drodze spotykać osoby, które motywowały go do nowych wyzwań. - Kiedyś przysłuchiwałem się rozmowie Marka Surmacza i Kazimierza Marcinkiewicza z moim teściem. On nie wyraził chęci udzielania się politycznie. Mnie natomiast przekonały ich argumenty. Stwierdziłem, że to jest coś, z czym mogę się identyfikować. Wstąpiłem więc do Prawa i Sprawiedliwości - mówi starosta słubicki.
Od wstąpienia do PiS-u jego kariera polityczna potoczyła się szybko. - Z mojego komitetu na burmistrza wystartował Tomasz Ciszewicz. Przegraliśmy 20 głosami. Nasze drogi się rozeszły do następnych wyborów w 2010 r. Zwyciężyliśmy - starosta wspomina, jak został zastępcą burmistrza Słubic. - Dzisiaj jak patrzę na Słubice, to widzę w wielu miejscach swój wkład z tamtych czasów. Ale przekonałem się na własnej skórze, że być samorządowcem to ciężki chleb. Należę do osób, które jak mają wizję, chcą ją realizować. Samorząd to jest miejsce dla ludzi poukładanych, którzy lubią mieć jakieś wytyczne. Przepisy, ustawy to, co można, czego nie można, zabijają we mnie inwencję - przyznaje Łuczyński.
Mimo takiego podejścia, w 2014 r. został starostą słubickim. Dziś mówi, że pełnienie tej funkcji, oznacza dla niego wiele nieprzyjemności.
Dzisiaj jak patrzę na Słubice, to widzę w wielu miejscach swój wkład z tamtych czasów. Ale przekonałem się na własnej skórze, że być samorządowcem to ciężki chleb
Afera kantorowa
Łuczyński już jako starosta był jedną ze stron tzw. afery kantorowej. Zaczęła się, gdy na jednej z sesji powiatu zjawił się słubicki przedsiębiorca. Krzyczał, że starosta jest „przestępcą, który groził jego rodzinie”. Pisaliśmy o tym wiele razy, przypomnijmy, chodziło o kantor w Słubicach, który prowadzili znajomi Łuczyńskiego wynajmując pomieszczenie od przedsiębiorcy. Ten wypowiedział im najem, za co starosta Łuczyński - wówczas wiceburmistrz - miał grozić biznesmenowi. Według przedsiębiorcy Łuczyński przyznał też, że jest cichym wspólnikiem panów od kantoru. Miał na to dowody - nagrania.
Starosta dziś żałuje, że doszło do rozmowy z przedsiębiorcą. - Sprawa ciągnie się za mną. Jestem zły sam na siebie, że chciałem namówić człowieka do współpracy z ludźmi, których znam i chciałem im pomóc. Wolałbym, żeby nigdy ta rozmowa między mną i tym panem nie miała miejsca. Jest mi wstyd, chociaż nie mam sobie nic do zarzucenia, bo nie było tak, jak przedstawiał ten pan, co się potwierdziło w śledztwie.
Nazywają mnie kłamcą...
„Afera kantorowa” była jednym, ale niejedynym powodem dla których rada nie chciała już takiego starosty. - Pan Łuczyński odkąd został starostą, krytykował radnych, którzy go nie popierali. Ciągłym obrażaniem, ciągłym dyskredytowaniem, chamskim zachowaniem, doprowadził do tego, że rada nie chciała z nim współpracować - mówi Amelia Szołtun, radna opozycji. - Na sesji nazwali mnie kłamcą. Dlaczego? Bo nie mają już żadnych argumentów, nie mogą nic więcej zrobić, więc teraz pozostało im tylko mnie obrażać - odpowiada Łuczyński. Do historii przejdzie na pewno jako jeden z dwóch starostów bijących się - dosłownie i w przenośni - o fotel.
To ostatnia kadencja
Dwuwładza w starostwie - przypomnijmy - trwa od marca. To wtedy wojewoda Władysław Dajczak uchylił uchwałę radnych odwołującą Łuczyńskiego i powołującą na starostę Marcina Jabłońskiego (opisywaliśmy go w naszym cyklu). Dziś i Łuczyński, i Jabłoński „czują się” starostami i czekają na rozstrzygnięcie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (ma być 1 września).
- Ta rada bardzo mocno zniechęca mnie do samorządu. Ale też muszę powiedzieć, że nie widzę swojej przyszłości w samorządzie - mówi Łuczyński.
Pytamy więc, dlaczego nie ustąpi miejsca Jabłońskiemu? - Jestem ambitnym mężczyzną i ciężko przyjmuję porażki. Pogodziłem się z tym, że mnie odwołano, chociaż bolało, że radni na których liczyłem odwrócili się ode mnie. Kiedy jednak wojewoda zdecydował, że nadal jestem starostą, to ambicja nie pozwoliła mi zrezygnować.
Prywatnie Piotr Łuczyński jest mężem Izabeli i ojcem Julii. - Piotrek to moja druga idealna połówka. Stanowimy od zawsze jedność. Ma moje poparcie we wszystkim. Jest niezwykle ambitny, otwarty na ludzi, słucha ich i pomaga - mówi Izabela Łuczyńska.