Samorządowcy stracą doradców?
Kukiz’15 złożył projekt ustawy likwidującej posady doradców i asystentów m. in. burmistrzów, prezydentów miast, czy wójtów. Nie wszyscy są przekonani do tak radykalnych zmian. Postulują, żeby nie ingerować w samorządy.
Oszczędności sięgające 25 milionów złotych rocznie i walka z zatrudnianiem osób, które nie mają kompetencji, a po prostu są osobami związanymi z lokalną władzą. Takie korzyści w złożonym przez siebie projekcie ustawy widzi klub Kukiz’15. Nowe prawo miałoby likwidować funkcje asystentów i doradców działających przy wójtach, burmistrzach, prezydentach miast, starostach i marszałkach województw.
Dziś mogą być oni zatrudniani w określonej liczbie, ale bez przechodzenia konkursu i potrzeby udowodnienia swoich kwalifikacji. To z kolei często ma prowadzić do patologii w naborze pracowników.
Projekt skierowano już do pierwszego czytania i prac w odpowiednich sejmowych komisjach. Pozostaje jednak pytanie, czy propozycja posłów Kukiz’15 nie jest zbyt radykalna i czy ma szansę na zdobycie poparcia w obecnym kształcie.
Doradcy są potrzebni?
- Myślę, że wnioskodawcy mieli na myśli głównie prezydentów dużych miast, bo tam doradcy i asystenci to częste zjawisko. Choć muszę przyznać, że sam korzystam z takich osób
- mówi Grzegorz Wojtera, wójt Suchego Lasu (pow. poznański).
Tłumaczy, że ilość spraw, która ląduje na biurku jego i innych samorządowców sprawia, że często nie są w stanie sami doglądać wszystkiego.
- Możliwość reprezentowania przez asystenta, czy doradcę jest bardzo przydatna. Oczywiście pod warunkiem, że dana osoba jest kompetentna - przekonuje Wojtera.
Tak wyglądałyby wyniki wyborów, gdyby głosowali... kibice
Źródło: TVN24 / x-news
Również przeciwny planowanym zmianom jest Tadeusz Czajka, wójt Tarnowa Podgórnego (pow. poznański). Choć sam nie zatrudnia doradców.
- Proponuję odsunąć ręce od samorządów, bo one bardzo sprawnie dziś funkcjonują. Dbamy o to, by koszty prowadzenia urzędu były jak najniższe, a mieszkańcy odnosili korzyści
- zapewnia wójt Tadeusz Czajka.
Zaznacza, że samorządy są dziś kontrolowane na wiele sposobów. Czajka przypomina, że władza samorządów to władza ludzi i do nich powinna należeć.
O to jakie poparcie może uzyskać projekt klubu Kukiz’15 zapytaliśmy posłów PO i PiS.
Waldy Dzikowski, poseł PO mówi, że kiedy sam był wójtem, nie korzystał z usług doradców.
- Do tej pory każdy sam decydował i to jest fakultatywne. Zależy od sposobu prowadzenia urzędu - zauważa Waldy Dzikowski. Zapytany, czy poparłby projekt likwidacji stanowisk, mówi, że najpierw zapyta samorządowców i poczeka, aż ta kwestia zostanie przedyskutowana w ramach klubu Platformy.
Z kolei Szymon Szynkowski, poseł PiS wprost mówi, że w obecnej formie nie poparłby projektu: - Jestem otwarty na rozmowy, ale przeciwny „wylewaniu dziecka z kąpielą”. Likwidacja stanowisk brzmi dobrze jako hasło, ale trzeba pamiętać, że są samorządy, które z doradców korzystają rozważnie i takie, w których dochodzi do nadużyć. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby prezydent miasta nie mógł powołać doradcy.
Szynkowski tłumaczy też, że jest zwolennikiem zrobienia przeglądu doradców i asystentów.
Na mankamenty dzisiejszego sposobu powoływania takich pracowników zwraca uwagę dr Jacek Pokładecki z UAM:
- Często te osoby dostają pracę jako formę zadośćuczynienia. Tymczasem na Zachodzie normą jest kryterium fachowości.
Tym bardziej, że według dr. Pokładeckiego do dyspozycji zawsze są jeszcze radni. Tworzą oni komisje i mogą powoływać ekspertów w danych dziedzinach.
- Idea doradców nie jest zła, ale w Polsce zbyt często przybiera formę, której delikatnie mówiąc nie można ocenić pozytywnie - podsumowuje dr Pokładecki. I jako rozwiązanie proponuje nie likwidację stanowisk, ale wewnętrzne statuty, które mogą uchwalać samorządy. Tam powinno się określić kryteria według, których byliby przyjmowani doradcy.
Oszczędność teoretyczna
25 milionów oszczędności, które według klubu Kukiz’15 miałaby przynieść nowa ustawa również budzi wątpliwości naszych rozmówców.
- Myślę, że to przeszacowana kwota, zakładająca stuprocentowe wypełnienie tych stanowisk w Polsce. Według mnie mogłoby to być do kilkunastu milionów rocznie, a realnie - kilka milionów. Ale szukając tych oszczędności równie dobrze można by zlikwidować wszystkie stanowiska urzędowe w samorządzie
- ironizuje Szymon Szynkowski.
Podobnie wypowiada się Tadeusz Czajka: - Z oszczędności może w ogóle wrócimy do czasów centralnego zarządzania i Rad Nadzorczych? Już teraz samorządy tracą coraz więcej kompetencji.
Dobra zmiana dla kierowców? PiS stawia weto
Źródło: AIP
A wójt Wojtera przypuszcza, że nowa ustawa nie rozwiąże problemu zatrudniania osób bez kompetencji. Mogą się one bowiem pojawić w urzędzie na... innych stanowiskach.